[13]NA MIELIŹNIE.
O! śpiące po przystaniach bezpiecznych okręty,
przez wichry tam zagnane i prądów odmęty!
Rzucone przez żeglarzów po ciężkiem rozbiciu,
zdane na pastwę czasom, robactwu i gniciu!
Rozdarte wskróś kadłuby przez piorunów chłostę,
sterczą z płytkiej mielizny z pękniętym pomostem,
i odsłaniają puste, poranione jamy,
co wełnę niegdyś niosły, aksamitu błamy,
mirrę, bursztyn i złoto, kaszmirów ładunki,
ambrę wonną, gorętsze, niźli miłość, trunki.
A dziś zielonousta wilgoć żre ich ściany
i fala gorzka liże poczerniałe rany;
pokłady wypaczone w pożarach południ
noc czasem zwiąże, spoi i pustkę zaludni
cieniami masztów dumnych, lin i żagli lotnych,
załogi ze stu majtków śmiałych i obrotnych,
[14]
i przez chwilę, nim złudę słońca wschód odkryje,
zda się, że okręt gotów do drogi, że żyje.
O was to śnię dziś często, okrętów upiory,
tęsknotą wciąż tą samą, co was gryzie, chory,
tęsknotą do mórz pełnych, do cierpkiej słodyczy
burz i wichrów, gdzieś zdala od ojczystych zniczy,
zdala od cichych brzegów, od portów bezpiecznych,
od mielizn dusz uśpionych, od głów i serc grzecznych...