Na zgubnej drodze/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Na zgubnej drodze |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1879 |
Druk | Drukarnia L. Chodźki w Piotrkowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jakkolwiek Marta przewidziała śmierć ojca i uzbroiła się naprzód przeciw boleści, jednakowoż cios, jaki w nią uderzył, był straszny; pogrążył on ją w zupełną bezwładność, z której otrząsnęła się dopiero po dniach ośmiu. Wtedy to przypomniała sobie niezłomne swe postanowienie. Zebrawszy więc całą odwagę, zwalczyła przygnębienie i przestrach, i ośmieliła się spojrzeć w twarz nieszczęściu, aby tem łatwiej nad niem zapanować. Pozbawiona jedynego serca, które ją prawdziwie kochało, poczuła się na świecie samotną. Ojciec jej, który w ostatnich latach życia stał się mizantropem i widział bezskuteczność swoich usiłowań w celu podźwignięcia majątku, pełen goryczy i skarg na to, co nazywał niesprawiedliwością ludzi, upadł na duchu i zerwał wszelkie z niemi stosunki. Szukanie samotności jest zwyczajem ludzi nieumiejących znosić ubóstwa. Dziesięciu osób nie było na jego pogrzebie... Marta zatem naraz znalazła się bez przyjaciół. Jedna jej tylko została przyjaciółka. Była nią pani Vilmort, wdowa po bankierze, mającym niegdyś wspólne interesy z Paulet’em. Pani Vilmort, kobieta sześćdziesięcioletnia, mieszkająca w Paryżu, utrzymywała się z dochodów od małego kapitału, które w zupełności wystarczały na zaspokojenie jej potrzeb. Miała jednego syna; oddany handlowi morskiemu, poświęcał on prawie cały swój czas na długie podróże po Ameryce.
Pani Vilmort pojmując obowiązki starej przyjaźni, pozostała wierną dawnemu przywiązaniu swego męża do rodziny Paulet’ow. W dniu, w którym dowiedziała się o śmierci ojca Marty, pospieszyła jej natychmiast z pomocą, ofiarując schronienie w swym domu. Marta podziękowała jej za taką serdeczność, ofiary jednak nie przyjęła. W pierwszych dniach swego nieszczęścia brakło jej odwagi na opuszczenie miejsc gdzie umarł ojciec; następnie jednak powzięła postanowienie, o którem wspomnieliśmy poprzednio i które przedstawiało jej znacznie świetniejsze widoki na przyszłość, niż miłosierdzie pani Vilmort.
Ta ostatnia zaledwie zdołała na niej wymódz obietnicę, że ją często będzie odwiedzać i w razie jeśli kiedykolwiek uczuje brak przyjaźni, uda się do niej z ufnością. Lecz Marta przedsięwzięła już wszystko dla zabezpieczenia swego losu; pragnęła tylko zdać sobie dokładny rachunek z posiadanych ruchomości i przekonała się, że po ich zrealizowaniu, będzie mogła żyć przyzwoicie przez ciąg jednego roku. Okazało się, że jej to wystarczy dla zajęcia przyzwoitego stanowiska, bądź to we Francyi, bądź zagranicą.
Przejęta z początku boleścią, następnie oddana troskom, nie widziała w ciągu dni kilku, albo też niepojmowała niezwykłych grzeczności Varades’a. Prawdę powiedziawszy, nie rachowała wcale na niego — znając wartość zobowiązania danego umierającemu jej ojcu przez człowieka zimnego, jakim był Varades. Wkrótce jednak zmieniła zdanie. Nie byłaby kobietą, gdyby, odzyskawszy krew zimną, nie odgadła tego, co się działo w duszy Varades’a, którego częste wizyty otworzyły jej oczy. Różne szczegóły, na które zwróciła uwagę, utwierdziły ją w domysłach. Odkrycie to zmieniło wszystkie jej poprzednie zamiary.
Zrozumiała, że z tym człowiekiem, tak łatwym do zdobycia, który się dał tak prędko oczarować wdziękiem jej ładnych oczów, że z tym człowiekiem przeznaczenie łączy ją związkiem, w którym przywiązanie żadnej nie odgrywa roli.
Zawsze przewidywała w blizkiej przyszłości możebność takiego związku, któryby ją ochronił od nędzy—nędzy, której złych wpływów i następstw szczególniej się obawiała. Bezwątpienia, Varades zupełnie nieodpowiadał wymarzonemu przez nią ideałowi męża. Nie miała jednak możności wyboru.
Wreszcie, nie narażając się na niebezpieczeństwa, znalazła kochającego człowieka, którego opiece polecił ją ojciec; dla czegóżby go trzymać się nie miała?... Prawda, że związek ten nie odpowiadał potrzebom jej serca, lecz za to iluż innym pragnieniom mogła tym sposobem zadość uczynić. Lubiła rozrywki, przyjemności, wystawę i zbytek. Varades był bogaty; ona pełna próżności, wymagała hołdów, pragnęła stanąć u szczytu drabiny społecznej, pomiędzy wybranymi i szczęśliwymi, otoczona zazdrością innych. Varades mógł urzeczywistnić te jej pragnienia. Mogła go pchnąć na tory polityczne, zmusić do zajęcia w świecie odpowiedniego jej wymaganiom stanowiska, aby tym sposobem pochełpić się przed światem owym dobrobytem, który pochlebiał jej dumie. Takie to myśli opanowały jej serce, i w taki to sposób chciała wyzyskać obudzone przez siebie w Varades’ie uczucie. Od tej chwili myślała tylko nad tem, jakby mu to okazać. Podobnego objawu, niemniej pragnął Varades, wynalazłszy nakoniec środek zatrzymania przy sobie młodej dziewczyny.