Najnowsze tajemnice Paryża/Część czwarta/VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aurélien Scholl
Tytuł Najnowsze tajemnice Paryża
Wydawca Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1869
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les nouveaux mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VI.
Zakończenie.

Robotnicy pracujący u fajerwerkarza dziwili się że ich pan nabył tak wielki zapas prochu, gdyż w tych czasach odbyt na ten towar nie był wielki. Ciekawa rzecz, mówili między sobą, komu on wyroby te sprzeda. Suryper słysząc ich rozmowy odpowiedział:
— Bądźcie spokojni moje dzieci, mam pewne pomieszczenie na moje baryłki.
— Tym lepiej, panie majstrze, bojemy się tylko o jedną rzecz, że gdy zapas prochu jest wielki, aby przypadkiem dom nie wyleciał w powietrze.
Baryłki zniesiono do piwnicy; podczas nocy Suryper zatoczył je do podziemnych kurytarzy, w domu dwudziestu i jeden. Kiedy już mina została urządzona, Suryper zatknął do każdej baryłki moszty i czekał chwili zejścia się stowarzyszonych. Przybywali oni po jednemu z różnych stron według zwyczaju.
— Jest nas tylko osiemnastu, — rzekł jeden, — a godzina stosownie do regulaminu naznaczona już upłynęła....
— Do czarta! myślał Suryper nadstawiając ucha, Riazis nie żyje, hrabia Navarran zniknął, a Robert Kodom nie wyjdzie z więzienia, aż prosto na rusztowanie.... O dobrze się obrachowałem....
Suryper ukląkł i przyłożył do lontu zapaloną świecę; w tym momencie nastąpiła straszna eksplozya, która dała się uczuć aż na brzegach Sekwany. Dom stowarzyszonych, wraz z zebraną w nim szajką łotrów, wyleciał w powietrze, rozbity na tysiączne kawałki, za chwilę nie zostało z niego tylko kupa drzazg i gruzów; tajna kryjówka dwudziestu i jeden znikła nazawsze.... na całej ulicy Ś-go Ludwika było takie wstrząśnienie, że ani jedna szyba w żadnym domu całą nie postała. Nazajutrz, pod rubryką rozmaitości, można było wyczytać w gazetach następujące doniesienie:
„Wypadek mogący sprowadzić bardzo smutne następstwa, obudził, przeszłej nocy wszystkich mieszkańców na ulicy Ś-go Ludwika. Zakład pewnego ogniomistrza, nazwiskiem Suryper, wyleciał w powietrze wraz z sąsiednim domem. Szczęściem dom ten nie był zamieszkany. Robotnicy także nie mieszkali u swego pryncypała, więc zapewne on tylko stał się ofiarą swej nieostrożności.”
Kiedy Jan przeczytał to doniesienie, nie mógł powstrzymać łez, myśląc o dzielnym i wiernym Suryperze, chociaż miał słabą nadzieję, że i tym razem zacny sługa Navarranów zdołał życie swoje ocalić.
Cecylia została pochowaną w Houdan: położono na jej grobie marmurową tablicę z jedynym napisem: „tu leży Cecylia.“
Jednakże kiedy szczęśliwsze dnie zawitały w zamku, wtedy Magdalena zachorowała; dobra staruszka zbyt silnych doznała wrażeń w ostatnich czasach, aby te szkodliwie na jej zdrowie nie oddziałały, gasła więc powoli. Przeczuwając że nie długo umrze, kazała przywołać Jana i Ludwikę. Pospieszyli oboje do domku, bo Magdalena nie chciała zamieszkać w pałacu. W tymże czasie przybył także kawaler Pulnitz. Nie był on podobny do siebie: małe kosmyki kręconych włosów znikły, a w ich miejsce okazała się łysa głowa, koroną, czarnych kędziorów otoczona. Ciemne linie nadające twarzy jego jakiś szatański wyraz, ustąpiły.... Znamy tego człowieka, to dawniejszy Furgat, to jest hrabia Navarran.
Od pierwszego spotkania poznał go Jan, mimo zaszłych przeistoczeń, tak oblicza jako i całej postaci; czyliż baron w czasie jego niewoli w podziemiach nie powiedział mu:
— Hrabia Navarran jest ojcem Jana Deslions! Wszakże Jan w pamiętnikach Furgata, które odczytał w hotelu Luwru, dowiedział się kiedy Navarran przybył do Paryża, jak go ożenił Robert Kodom i nakoniec jakim sposobem zostały mu porwane dwoje dzieci, mające służyć stowarzyszonym na zakład wierności Furgata.
Hrabia odezwał się teraz do Jana: — Poznajesz mnie?
— Tak mój ojcze — odrzekł Jan. Od pierwszego dnia serce mi powiedziało czem jest dla mnie kawaler de Pulnitz.... Lecz pomyślałem, ponieważ pragniesz uniknąć objawów miłości ojca i syna, przeto powinnością moją było milczeć dotąd, dopóki nie uznasz właściwem okazać się tym, czem jesteś dla mnie.
Hrabia przycisnął do serca swojego syna i rzekł: dzielnie spełniłeś twoje przyrzeczenia.
— Tak ojcze, banda dwudziestu jeden została zniszczoną.
Po tej rozmowie, obaj weszli do domku, gdzie zastali proboszcza, który udzielał Magdalenie ostatniej pociechy na drogę wieczności. W obecności księdza odmawiającego modlitwy, wyznała ona Janowi i Ludwice, czem była dla nich, oraz wszelkie okoliczności ich wykradzenia, jakoteż dalszego wychowania dotyczące.
— Byłaś dla nas prawdziwą matką — rzekł Jan, niech cię Bóg błogosławi!
— Mój poczciwy mąż — powiedziała staruszka, został dla was zabity, módlcie się zawsze za niego.
Magdalena wzniosła oczy do nieba, westchnęła i duch jej uleciał do Stwórcy,... nie żyła.
— Bądź błogosławioną, zacna niewiasto, za przechowanie i wypielęgnowanie moich dzieci, wyrzekł hrabia Navarran ze łzą w oczach.
— Bądź błogosławiona, jedyna matko którąśmy znali, dodał Jan i Ludwika, a szczere łzy żalu i wdzięczności oblały ich lica.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Za dokonane zbrodnie dzieciobójstwa i tyle ofiar które śmierć z jego powodów poniosły, nareszcie za ostateczny czyn w Antwerpii, tak straszne nieszczęścia sprowadzić mogący, dwa sądy przysięgłych potępiły Roberta Kodom; został on na śmierć skazany. Zręczność i zimna krew ani na chwilę nie opuściły wytrawnego zbrodniarza. Bronił się do ostatniego, aby zyskać na czasie w nadziei, że Riazis z pomocą spólników do bandy dwudziestu i jeden należących, choćby przemocą go uratują. — Próżna nadzieja, bo muzułmanin i szajka łotrów już nieistniała.
Kiedy Wanda dowiedziała się o śmierci Riazisa, pojęła że zuchwały bankier był zgubiony. Nie mogąc widywać pana, przywiązała się do jego psa Bomarsunda, którego przywiózł z sobą. Jednej nocy pies wył i jęczał przeraźliwie. Wanda przeczuła że śmierć Roberta jest blizka. W istocie tejże nocy ustawione zostało rusztowanie. Rano o piątej godzinie Wanda kazała zajechać fiakrowi. Pojechała na plac egzekucyi. Ujrzała ona Roberta postępującego krokiem pewnym, zdecydowanym.
— Żegnam cię na zawsze! krzyknęła Wanda.
Robert poznał jej głos.... i obróciwszy się obdarzył ją ostatni raz uśmiechem.
Wanda łkając kazała się odwieść do hotelu. Przybywszy tam spotkała na progu pokoju barona Remeney z piorunującym wzrokiem, zimną jak głaz postawą. Uchwyciwszy Wandę żelazną dłonią, rzekł:
— I cóż? czyliż warto było zostać trucicielką, nałożnicą i wrzucić męża do podziemnej jaskini, aby ujrzeć koniec tak bezecny, patrzeć na karę tu na ziemi?....
— Chcę umrzeć! zabij mnie! wołała Wanda.
Madżar odpowiedział jej z pogardą: — Umrzeć, to bardzo łatwo. Przybyłem aby cię zabrać jako moją własność.
— Czego chcesz odemnie?
— Zawieźć cię do wioski naszej w Węgrzech, tam na grobie mojego ojca, musisz konać wolno dzień po dniu, śród wstydu i niesławy, a robak poniżenia i pogardy będzie toczył twe serce, jak serce podłej gadziny.
W pośpiechu Wanda zostawiła drzwi otwarte. Nagle straszny widok przedstawił się jej oczom. Bomarsund poszedł aż na miejsce egzekucyi; tam poznał swego pana, a kiedy głowa Roberta potoczyła się, po rusztowaniu, pies zrobił jeden skok i porwał głowę swojego przyjaciela, jak go Robert nazywał. Okrzyk przerażenia powstał pomiędzy tłumem; ale pies nieustraszony, uniósł zakrwawioną głowę zbrodniarza, którą złożył u nóg Wandy! Była to najstraszniejsza zemsta jaką jej pies wymierzył....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Odtąd gazety nie przestawały prawie codziennie donosić o zwracaniu rzeczy kosztownych sposobem niewytłumaczonym. Proboszcz jednego kościoła odebrał dwa naczynia złote, skradzione przed dziesięciu laty. Hrabina *** była bardzo przyjemnie zadziwiona zwrotem naszyjnika z pereł i kolii brylantowych, które jej ukradziono przez śmiałych złodziei. Tym sposobem Jan starał się, ile mógł aby właściciele poszkodowani odzyskali swoje straty.
Resztę skarbów przywiezionych z wyspy Ré, zostało użytych na spełnienie dobrych uczynków.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aurélien Scholl i tłumacza: anonimowy.