Najnowsze tajemnice Paryża/Część pierwsza/VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aurélien Scholl
Tytuł Najnowsze tajemnice Paryża
Wydawca Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1869
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les nouveaux mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VII.
Wino, gra i piękności.

Było to ciekawe stworzenie, z cerą bronzowąi czołem w tył pochylonem, noszące z powagą nos papuzi nad wąsami tak gęstemi i twardemi, że możnaby mniemać, iż sobie do warg przylepił ogon koński. — Ogromny dyament błyszczał mu u krawata, sześć mniejszych dyamentów służyły za guziki do kamizelki, a jego czarne i obrośnięte palce, przeładowane były drogiemi kamieniami różnych kolorów. — Trzeba też wtedy było widzieć ogniste spojrzenia owych dam! — Obrzydła ta małpa, nie mogła się opędzić ich przy mileniom. — Maryanna usiadła do fortepianu i zagrała walca il Baccio.
— Pani, obiad gotowy — rzekł służący.
— Bez wątpienia — odezwała się Maryanna do barona Maucourt, widzę że hrabia Nawarran dopiero na wieczór do nas przybędzie.
— Uprzedził mnie, abyśmy z obiadem na niego nie czekali, odpowiedział były porucznik marynarki.
— Do stołu krzyknęła panna Praise.
— Do stołu!
Maryanna zbliżywszy się do Jana Deslions i biorąc go za rękę, rzekła z miną trochę zadąsaną:
— Pan będziesz obiadował z nami!
Jan wybełkotał kilka niezrozumiałych wyrazów.
— Żadnych ceremonii! dodał baron. — Mamy jedno nakrycie zbywające, a ponieważ odbyłeś z nami przejażdżkę po lasku Bulońskiem, przeto godnym jesteś zjeść razem obiad u stołu Maryanny!
Całe towarzystwo przeszło do sali jadalnej. Jan jeszcze lepiej ściskał swój skórzany worek-. — Został on umieszczony między Maryanną i Venucci, blondynką i brunetką, Jan był głodny, jadł więc z całym apetytem. — Nie pojmował on, dla czego przed każdym gościem postawiono pięć kieliszków, rozmaitość win bynajmniej nie objaśniła mu tej zagadki, gdyż znajdował że wina nic nie straciłyby na swej dobroci, gdyby je pito skłankami. Lokaje byli dlań bardzo usłużni. — Skoro wypił przez grzeczność jeden kieliszek, natychmiast go napełniali. Jan musiał nareszcie zauważyć że Venucci, była bardzo piękną osobą, oraz że Maryanna miała zupełną słuszność ubierania się w suknie, które jej ramiona i gors bynajmniej nie osłaniały. — Po obiedzie wszyscy przeszli do gabinetu gdzie podano cygara, czarną kawę i likiery. — Baron przysłużył się Janowi cygarem ciemnemi czworograniastem, jakiego jeszcze nigdy nie probował; popiół miało bielutki, a zapach rozkoszny.
— Gdybyśmy zrobili partyą gry — odezwał się Riazis-Bey.
— Miałem wam to sam powiedzieć, odrzekł baron.
Lokaje wkrótce ustawili stoliki i przygotowali karty. Riazis-Bey stasował grę. Maryanna zapytała Jana: czy kiedy probował szczęścia w karty?
— Kiedy byłem na okręcie — odrzekł, — graliśmy często w pikietę.
— Nie grałeś nigdy w lancknechta?
— Nigdy.
— A więc cię nauczę.
I w dwóch pociągach pokazała mu grę.
— Jan coraz bardziej ściskał swój pas z pieniędzmi.
— Dzień dzisiejszy nie byłby zupełnym — zawołał baron, — gdybyś go nie zakończył lancknechtem.
— Jestem pewny że wygrasz!
— Nie mam pieniędzy, odrzekł leśniczy.
— Wiele masz przy sobie?
— Mam dziewięć franków i 20 centimów.... ale potrzebuję 3 franki na zapłacenie biletu na kolej żelazną.
— A więc biję twoje pięć franków. — Baron położył kilka kart....
— Wygrałeś! dziesięć franków to czyni 20. — Ho, ho masz pan szczęśliwą rękę.
Jan trafił trzynaście razy. To uczyniło wygranej 20,480 franków.
— Biorę bank — zawołał Riazis-Bey.
I zmięszał talią, wydobywszy pierwej 50,000 franków w biletach bankowych.
Jan przegrał wszystko co wygrał.
— Pan hrabia jak widzę nie przybędzie, muszę więc pośpieszyć, abym się nie spóźnił na pociąg.
— Jeszcze jedną partyę — zawołał baron!
— Nie mam więcej pieniędzy — zabrałeś mi pan moje 5 franków.
— A to? rzekł baron, sztuknąwszy lekko w worek skórzany z pieniędzmi.
— To nie moje — odparł Jan.
— Ale co wygrasz będzie twojem.
— Bynajmniej, panie!
— To za wiele! krzyknęła Maryanna, — jesteś dziwnie dobrodusznym człowiekiem.
— Ach, ach! odparł Jan, oglądając się na około z groźną miną.
Czy przypadkiem sądzicie, że byłbym zabrał wasze 20,000 franków, które niedawno wygrałem, ja co tylko 100 su miałem wam do dania?
— I cóżbyś z niemi zrobił? zapytał baron.
— Ja — odparł Jan podnosząc dumnie głowę, byłbym je rozdał między te panie!
— Brawo — krzyknęła Maryanna, wybuchając śmiechem.
— To jeszcze nie wszystko — dodał Jan, jadłem u was obiad, w zamian przyślę wam sarnę.
I powiedziawszy to, wyszedł spokojnie, trzymając zawsze ręce na worku z pieniędzmi — kiedy już zniknął, Maryanna zapytała barona Maucourt:
— List od hrabiego Nawarran?
— Oto jest.
List obejmował tylko te wyrazy: „Daruję wam 500,000 franków, jeżeli potraficie je dostać, bez skradzenia.”
— A więc przegraliśmy, — rzekła Maryanna.
Jan pospieszał na dworzec kolei Montparnasse. Ci coby widzieli młodzieńca lecącego, aby trafił na pociąg, aniby im przez głowę ta myśl nie przeszła, że on ma przy sobie tak wielką sumę pieniężną a przed chwilą wygrał 20,000 w lancknechta.
Jan powróciwszy do domu, ukrył worek z pieniędzmi w szufladzie po obwinięciu go w sukno; potem zamknął szafę i wziął klucz do siebie.
Następnej Soboty poszedł do Mesnil i rzekł do hrabiego Nawarran:
— Panie hrabio, przyniosłem ci, co mi oddano dla pana.
— To dobrze mój chłopcze.
— Kazano mi jeść obiad w domu... gdzie oczekiwano na pana hrabiego.
— Ach! przypominam sobie — ale nie potrzebowałem spotkać się tam z tobą.
Jan ukłonił się i gdy już miał odejść: Zrobiłem ci wiele przykrości, obciążając cię tak wielkim depozytem?
— Bynajmniej, panie hrabio.
— Nie obawiałeś się zgubić tej summy?
— Ani jednej chwili.
Hrabia poglądał z zadumą na Jana zdążającego do lasu.
— Na honor, rzekł hrabia do siebie: mam dużo ludzi na me usługi Bankierów, lekarzy, adwokatów, zbirów gotowych na wszystko.... brakowało mi tylko uczciwego człowieka!...
Hrabia Nawarran usiadł przy biórku i napisał:

Do pana Surypere Negocyanta
21 bis, na ulicy dc la Lunę w Paryżu.

„Bądź gotów na nocną schadzkę.”
„Rzeczy nie idą porządkiem.“
„Zdrada gdzieś się ukrywa.
— Papiery których oczekiwałem ze Smyrny, nie przybyły. Jakim sposobem mógł się rozbić okręt Młoda Karolina? Zaczerpnąwszy bliższych wiadomości, 17 Kwietnia nie było burzy na Śródziemnem morzu. Jeden człowiek tylko się wyratował. — Ali przeklęty duch muzułmanina.”
Potem następowało kilka wierszy nieznanym pismem, przeplatane cyframi.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aurélien Scholl i tłumacza: anonimowy.