Najnowsze tajemnice Paryża/Część trzecia/XXVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Najnowsze tajemnice Paryża |
Wydawca | Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego |
Data wyd. | 1869 |
Druk | J. Jaworski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les nouveaux mystères de Paris |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Pozostawisz swoje walizy — mówił daléj Kodom...
— Pozwolisz mi tylko zmienić ubiór?
— Tak ponieważ prosisz mnie o to grzecznie, ale pokwitowanie!
Maryanna usiadła przy biórku i podpisała.
— Cudownie, — rzekł Kodom kwit chowając.
Położywszy pióro, ciekawa jakie dzieło czytał Kodom, zaczęła przebiegać okiem kartki otwarte naukowéj książki.
— Och! czy przygotowujesz się do akademii w sekcyi umiejętności, wertując dzieło Orfila?
— Nie trzeba tego dotykać, to parzy palce.
— Wiérzę, piorunujące żywe srebro!
— Fe niedyskretna! dobranoc bogini.
— Dobranoc Midasie.
Kodom odprowadził Maryannę aż do drzwi głównych, aby poświecić jéj na schodach z powodu późnéj pory nocy. Wszedłszy do gabinetu, rzucił w kąt traktat Orfili, mrucząc:
— Stara głowa, niedołężna!
Według wszelkiego prawdopodobieństwa, ten wykrzyknik tylko do siebie stosował. Zdaje się nawet że mu to ulżyło na sercu, gdyż położywszy się na łóżku, snem twardym zasnął. Nim jednak zamróżył oczy, powtarzał
— Pięćdziesiąt tysięcy franków! piękna sumka którą do gry stawiłem, dodał obracając się na drugą stronę: och! och!
Jednakże ten człowiek używał spoczynku, którego nie mógł skosztować nie jeden z czystém sumieniem. Nie znamy wyroków Opatrzności, która ludzi zacnych obdarza delikatnem uczuciem, cierpiącem w każdéj chwili z powodu nikczemnych postępków drugich, kiedy tymczasem podłym zbieraczom fortuny w kale i brudach spekulacvi, ani jedna żyłka nie zadrży przy dokonaniu zbrodniczych czynów.
Nazajutrz był piątek, do tego dzień 13! Kodom śmiał się z dni uroczystych i feralnych; zapłacił więc rachunek w hotelu, poleciwszy przenieść swoje bagaże do odosobnionego domu, najętego dla Maryanny. Kodom płacił po książęcemu, dla tego prawie na klęczkach służba zaniosła walizkę, w któréj mogło się mieścić z półtuzina koszul, dwie pary butów — a jednak była bardzo ciężka.
— Czy pan rychło do nas powróci? ośmielił się zapytać uprzejmy garson.
— Znam mój obowiązek — odparł Kodom, więc nieprzepomnę uwiadomić was o moim powrocie Lubię twarze wesołe jak twoja mój przyjacielu, do widzenia poczciwy flamandczyku.
— Do zobaczenia, wołał garson za odjeżdżającym powozem.
O mało się nie spóźnił na odchodzący pociąg, szczęściem że nie miał tłumoka do ekspedyowania, zajął więc oddzielny dla siebie przedział w wagonie, jako Jasny Pan który chojnie sypie pieniędzmi. Tam przebiegając oczyma Independance, Robert Kodom przybył do Antwerpii. W czasie podróży długo rozmyślał, bo jedna wątpliwość bardzo jego umysł zajęła; czy wypada przybrać mu jakiebądź nazwisko, — co mu było łatwem mając poddostatkiem rozliczne paszporta, wyszle z drukarni stowarzyszenia dwudziestu i jeden. Czy nie byłoby lepiej nosić własne nazwisko i z czołem śmiałem, postępować aż do końca w swoich kombinacyach?
Tu długo się zastanowił. Wszelkie prawdopodobieństwo powodzenia jest po mojéj stronie, myślał Kodom. — W razie podejrzenia, muszą się dwa razy obejrzeć nim ośmielą się oskarżyć pierwszego bankiera, znanego całemu światu. Nadto miljony olśniewają ludzi poczciwych składających sąd przysięgłych; zresztą jeżeli ucieczka jest możliwa dla Jana, Pawła lub Chryzostoma, nie może być trudniejszą dla Roberta Kodom, który posiada środki płacenia potrójnie za konie pocztowe, i zakupienia okrętu na swój użytek osobisty. Nie mniej wszakże drapał się po głowie, a pogryzione paznogcie świadczyły o trapiącéj go wątpliwości.
Fizyognomia moja jest znana, — zauważał znowu Kodom. Tak, ale wezmę kilka lekcyi od Maryanny Fer, jestem dosyć pojętny, dwie godziny nauki, a mogę stać się podobnym do missyonarza, gotującego się na męczeństwo w Indo-Chinach. Kraj wyborny Indo-Chiny!... trzeba było postudiować autorów klasycznych.
Za przybyciem do miasta kazał ostrzydz się i ogolić; tak odmłodzony w hotelu zażądał rocznika wszystkich armatorów, z którego wynotował nazwiska najznakomitszych. Po wybadaniu rzekł do siebie: Nie o ilość ale o jakość tu idzie, w tym względzie trzeba się poradzić, bo kiedy rozpoczęta gra, nie należy jéj zaniedbywać. Zadzwonił więc na garsona i prosił aby dyrektor zakładu chciał przyjść do niego.
Młody człowiek rumiany, wyprostowany jak świeca w swym czarnym ceremonialnym ubiorze, wkrótce się zjawił w pokoju Kodoma, grzecznie go pozdrawiając. Robert wyjął kartę z neseserki malakitowéj i położył ją na stole:
— Chciej być tyle uprzejmym panie oberżysto, naprzód zapisać moje nazwisko w twoich regestrach podróżnych. Następnie będę ci bardzo wdzięczny za poświęcenie kilku minut na rozmowę ze mną. Potrzebuję bowiem niektórych objaśnień o waszem mieście, a po elegancyi tutejszego hotelu widzę, że możesz mi pan udzielić lepszych informacyi niż ktokolwiek inny.
Piękny człowiek ukłonił się znowu, i uniżenie zapisał nazwisko sławnego bankiera. Jego wiekuisty uśmiech pochodzący z przywyknienia do służalstwa, jeszcze był pokorniejszy.
— Jakto panie! byłżebyś znakomitym bankierem Robertem Kodom? zawołał hotelnik z entuziazmem członka akademii, któremu się udało dostrzedz kometę.
— Zdarza mi się często słyszéć podobny wykrzyknik — odpowiedział Kodom z uśmiechem dobrego humoru. Niech to pana nie utrudza, dodał usiłując swojemu uśmiechowi nadać pozór dobroduszności.
— Teraz wierzę że mnie się dostał zaszczyt posiadania takiéj znakomitości w naszym hotelu.
— Zaszczyt nie długotrwały z moim wielkim żalem, nająłem bowiem w Brukselli hotel na czas mojego pobytu w Belgii. Jednak będziemy mieli sposobność widywania się czasami, gdyż mam w waszym porcie znakomite przedmiota do ekspedycyi. Czy możesz mi pan wskazać statek wkrótce odpływający do Japonii?
— Tak jest szanowny panie, mamy okręt Hrabia Flandryi silny i dzielny trzechmasztowiec, wyruszający w drogę w końcu tygodnia. Dziś piątek 15-go, odjazd nastąpi 20-go.
— Tego mi właśnie potrzeba. Lecz pojmujesz pan, że musi to być statek mocny i kapitan zdolny, gdyż skrzynie które mu powierzę, obejmują znakomite wartości, naczynia złote, koronki i przeszło milion franków.
— Jest to liczba nie mała, ale hrabia Flandryi stanowi chwałę naszéj marynarki kupieckiéj. Nie zaszkodzi jednak przezorność w takich razach, ażeby się od wszelkiego rezyko zabezpieczyć.
— Dajesz mi pan dobrą radę, wyborną rzeczywiście. Ach kochany panie, niech wiem jego nazwisko?
— Jan Sbogers do usług pana.
— A więc panie Janie Sbogers, rozwiązanie całéj kwestyi na tem się zahacza, aby wiedzieć, czy towarzystwa zabezpieczeń waszego miasteczka, dają dostateczną rękojmią...
— Nasze miasteczko! rywalizuje panie z Amsterdamem i portami najznakomitszemu Pieniądze. napływają, a wielkie towarzystwa wystarczą na wszelkie wypadki dotyczące żeglugi. Znajdziesz pan dziesięć konkurujących z sobą, które rozporządzają milionami.
— I pan mi radzisz udać się do...
— Mój Boże, istny kłopot w wyborze, bo każde jest potężne. Mamy Jeneralną kompanią, Opatrzność, Przezorność, Słońce i t. d. Kodom notował sobie w pugilaresie nazwiska kompanij.