[397]LXX.
Nas jest troje!
Wśród cmentarza po za wioską,
Szaleje dziécię wesoło,
A dziécięcia jasne czoło,
Nie zaćmione żadną troską;
I tak dźwięczne nucąc pieśni,
W skokach, pląsach igra sobie,
Na przeszłości zgasłym grobie,
Pośród mogił martwéj pleśni.
Jam zagadł istotę biédną:
„Miasto w sióstr i braci gronie,
Czemuś przyszło w to ustronie
Smutku, igrać samo jedno?”
A dziecina oczy swoje
Zwraca, jasne wznosząc czoło,
I odpowie mi wesoło:
„Jam nie jedno — nas jest troje!”
„Jakto troje?” „Z siostrą, bratem,
Którzy w chatce ze mną żyli,
Igraliśmy wiosną, latem,
Dzieląc rozkosz każdéj chwili.
Lecz siostrzyczka moja mała,
Taką wątłą miała postać,
Jak gdyby nie mogąc sprostać
Tym zabawom, usnąć chciała;
[398]
I usnęła. Senną w grobie
Pod tym krzaczkiem położyli,
Ziemią starannie przykryli,
By mogła odpocząć sobie;
I rok cały nas oboje
Z bratem, wszystkie zabaw chwile
Przepędzali na mogile,
I nas zawsze było troje.
W końcu i brat na téj ziemi,
Położył się obok siostry,
A choć wietrzyk wieje ostry,
Ja wciąż chodzę igrać z niemi.
Każdego wieczora, ranka,
Mówię pobożnie pacierze,
A szept jakiś w cichym szmerze,
Odpowiada mi z kurchanka;
Tak ja swoje, oni swoje,
Rozmawiamy sobie społem,
I w uroku dni wesołym
Płynie życie — bo nas troje.”
Nad siérotką westchnę biédną:
„Ah! ty w świecie samo jedno!”
I litości łza się stoczy
Po mém licu — lecz dziécina
Nie wié jak a łez przyczyna,
Jaki smutek pierś mą tłoczy;
Ona wciąż powtarza swoje:
„Nie martw się, rozjaśnij czoło,
Mnie tak dobrze, tak wesoło,
Bo nas zawsze jest tu troje!”