[188]NASZA NADZIEJA.
Mój kochany bracie weź do ręki dzieje,
I ze łzami spojrzyj wysoko — za chmury —
A tam znajdziesz, zbadasz prześliczną nadzieję;
Bo tam Bóg Wolności — Bóg władca natury!
Od najpierwszej dziejów do ostatniej karty,
Wszystko tam spojone w łańcuch diamentu;
I wyrok tam Boga istnie niezatarty
Dla każdego wieku, lata i momentu.
I dla naszej Matki Ojczyzny kochanej,
Na srogie cierpienia długo przekazanej —
Jest tam zapisane po licznych dniach kary,
Życie dla Wolności, Swobody i Wiary.
[189]
Wielkość! o mój bracie — wielkość ziemskich dzieci,
Ziemskim błotem w ziemskie przestwory wlepiona,
Wpośród mnóstwa światów, wśród słońc miliona,
Ledwie jak robaczek święto-jański świeci.
Pomnisz bracie, pomnisz wielkość dawnych grodów,
Wielkość i bogactwa Azyjskich narodów:
Greczyna potęgę, Rzymu dumne dzieje,
I gdzież są? — Zaledwo dziś z nich proch istnieje.
Pomnisz bracie, pomnisz, kiedy orły złote,
Z nad brzegów Sekwany niebacznie spłoszone,
Nad zdumionej Wołgi zaleciały stronę
I Północ zalały orężnemi roty.
Jak Wisłoki wody, jak śniegi i szrony,
Jasne słońcem, leją barwy dziwne oku —
I iskrzą promieńmi jawnego uroku:
Tak lud Franków płynął w moskiewskie zagony.
[190]
I gdzież ten lud przepadł? gdzie zniknął w przechodzie,
I któż tę potęgę złamał i rozburzył? —
Lodem pogrzebany przeminął na Wschodzie,
Bo dniom — chwale jego — koniec się zasłużył.
Budząc się niedawno z letargu do życia,
Nigdyśmy silniejsi nie byli mój bracie!
Przecież Woli Boga nieścigłe ukrycia,
Cierpieć jeszcze w naszej kazały nam chacie.
Ty mi nie dowierzasz, drogi mój Michale!
I mądrość cię ludzka w sidła swoje mata! —
I czemże ta nasza mądrość karłowata,
Przy Stwórcy natury rozumie i chwale?
Puławskich rodzina ośm tysięcy miała,
Kiedy z Polską duszą krew swych wrogów lała;
I Konfederaci zwalczeni zostali,
Lecz nie siłą wrogów, ni massą Moskali —
Kościuszko nasz wielki z tysięcy trzydzieści,
Upadł w pośród świata zdumionego cześci;
Lecz go ni pokonał szyk wojsk Austryaka,
Ni oręż moskiewski, ni żołnierz Prusaka.
[191]
Ośmdziesiąt tysięcy liczyliśmy śmiele,
W świeżej walce naszej pod Dębem i Wołą!
Padliśmy niestety, dawnych krzywd mściciele,
Lecz nie wroga mocą, ani ziemską dolą.
Upadliśmy bracie, bo grzech ciężki, wielki;
Bo dni naszej strasznej nie przeszły pokuty —
Lecz dziś pęka łańcuch, z cierpienia ukuty,
I łzy do ostatniej bliżą się kropelki.
Dzisiaj wszystko kres swych przeznaczeń przyśpiesza,
Od Puławskich do dziś dnia rośniem w potęgę:
Szczytna, nieśmiertelna przyszłość nas pociesza —
I ostatnią nieszczęść Polak czyta księgę.
Ostatnią, okropną kończymy koleje.
Przy jej końcu rzewna rozkosz nam się śmieje,
Przy jej końcu bozka pociecha nas czeka,
I nadludzka chwała — i wolność człowieka.
O! jest moc nad nami, silniejsza od Carów —
Rządzi nami, bracie, moc nieogarniona;
I cóż miliony dokażą Bojarów,
Jeźli nam przychylną ta moc niezwalczona?
[192]
W górę więc, o! w górę, po za czarne chmury,
Ślijmy, bracie, modły do Boga natury:
A on nam żywota jasny dzień przyśpieje,
A on nam swa Bozką uiści nadzieję!
Śliczny wstał pierwiosnek, i fijołek ożył!
I któż je w grobowcu nowem życiem darzy?
I któż śliczne barwy, kształty im utworzył,
W pośród niezliczonych natury ołtarzy?
O! jest, jest nad nami mądrość niepojęta:
W jej duszy jest Wolność przecudowna, święta —
Błagajmy, a i nam wiek nadpłynie wiosny,
Wznioślejszy nad buki, nad karpackie sosny.
W górę więc, o! w górę, po za mgliste chmury,
Wznieśmy oko, serce, kędy Bóg natury;
Bo on, i nasz bagnet, życia nam przyśpieją,
Bo on, i nasz bagnet, tylko nam Nadzieją!
Józef Meyzner.
|