Nasza pieśń (Baliński, 1864)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Baliński
Tytuł Nasza pieśń
Pochodzenie Lutnia. Piosennik polski. Zbiór pierwszy
Wydawca F. A. Brockhaus
Data wyd. 1864
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
NASZA PIEŚŃ.

Kto ma uszy ku słuchaniu,
Niechże słucha i rozumie!
Kto ma ręce ku działaniu,
Niechże teraz działać umie!
Bo wam mówię głosem Boga:
Czas na wroga! czas na wroga!
Czas rozpocząć bój piekielny,
Nam weselny, im śmiertelny!
Taką moja pieśń dzisiejsza
Z najświetniejszych najświetniejsza!

Ja’m dla niej trudów nie skąpił!
Ja’m ją marzył całe życie!
Ja’m dla niej do piekieł zstąpił,
I karmiłem się obficie:
Głosem polskich oblubienic,
Min sybirskich i szubienic!
Jękiem mogił, więzień ciemnych,
Tylu cnót i mąk daremnych!
Aż pierś moja zolbrzymiała
Jak Polska, jak ludzkość cała! —

Wlałem w nią wszystką krew polską
Krew męczeńską, apostolską,

Z nią stanąłem w niebios progu,
Rozlałem — i rzekłem Bogu:
Ach! tyle łez! ach! tyle krwi!
Nie dość-że już? nie dość Ci?!
I Bóg dał mi pieśń dzisiejszą
Z najświetniejszych najświetniejszą!

Pieśń ma — to nie Konradowa
Owa gwiazda zaświatowa,
Któréj twórca wyrzekł w dumie,
Że jej ludzkość nie zrozumie!
A nam co po takiej gwiaździe?!
Nam potrzeba innej gwiazdy,
By świeciła naszej jaździe,
Była duszą naszej jazdy!

Taką moja — towarzysze
Ja widzę ją, czuję, słyszę!
Jeźli i wy widzieć chcecie,
To spojrzyjcie po wszech-świecie!
Wszystkie ludy w jarzmach drzemią!
Drzemiąc jęczą — a nad ziemią
Noc ponura — noc bez końca,
Bez księżyca i bez słońca!

Ciemność — nagle jak w przeźroczu,
Uczuciem natchnionych oczu

Błyska iskra — iskra mała,
Jakaś iskra elektryczna —
I po śpiących się rozlała,
I po sercach się rozlega,
I wciąż bieży — wciąż zażega —
I jak nitka galwaniczna
Serc tysiące, serc miljony
W jednej chwili łączy, pali! —
Już z iskry pożar wzniecony
Bucha lawą wrzącej fali!
I z narodu do narodu
Strzela iskrą pełną płodu!
A naród jak słup ognisty,
Wnet wybucha jasny, krwisty!
Ile było ludów trupów,
Tyle teraz świetlnych słupów!

Ha teraz na niebios szczycie,
Całą pieśń mą zobaczycie!
Bo każdego ludu truna
Spalona, świeci jak łuna — !
Każda łuna grobów pleśni,
To tylko zwrotka mej pieśni!

A każda rośnie i sunie.
Toczy się łuna ku łunie —

Jedna z drugą mięsza, sprzęga
Na tle ciemnem widnokręga,
Jakby jedna wielka wstęga —
Jakby krwawe półobręcza!
To tęcza! to bozka tęcza!
Ona nam wolność zaręcza!
To łuk tryumfu nad wrogiem!
To przymierze ludów z Bogiem!

To pieśń moja! — to początek!
Chcecież wiedzieć jaka nuta?
Nuta pieśni jak jej wątek
Na łonie Boga usnuta!
Zrazu jak szept potajemny,
Jakby głuchy gwar podziemny;
Jak zdrój szemrze, jak rój szumi,
To się wzmoże, to znów stłumi.
O! nie wierzcie takiej ciszy!
Taka cisza gromem dyszy!

Ha! — mówiłem! — czy słyszycie
Grzmot rozgłośny i szczęk głuchy,
Niby strzaskane łańcuchy —
To ludu rozpękło łono
I bucha zemstą tajoną,
Tajoną długo i skrycie!

To lud-wulkan pękł z łoskotem,
I na drugie woła grzmotem!
I wulkany rzędem długim
Pękają jeden po drugim!

Każdy wulkan rozpękniony
Oczyszczony z jarzma pleśni,
To tylko zwrotka mej pieśni,
Pieśni wielkiej, nieskończonej!
Czy słyszycie, jak grzmią zgodnie?
Piewcy godnie! niebios godnie!
One teraz rozmawiają
Jednym tonem i akordem
One światu pokój grają
Jedna nutą — jednym mordem!
Ten chór ludów, chór wulkanów,
To requiem dla tyranów!

To część pierwsza mojej pieśni —
Większej nawet Chrystus nie śni!
Nic równego i nic nad nią,
Ani przed nią, ani po niej!
Jest jednością i wszechwładnią,
I ostatnią w dziejów toni!
Bo w mej pieśni wszechmoc cudów!
Koniec męczenniczych trudów!

Pieśń moja zbawieniem ludów!
Wszyscy przyszli wieszcze, piewcy,
Naszej Polski niepodzielnej,
Będą to tylko rozsiewcy
Ziarn mej pieśni nieśmiertelnej!

Leć-że teraz święta pieśni!
W serca bracie lawą wbież!
Z samolubstwa oczyść pleśni,
A miłości pożar szerz!
Rozdmij w płomień, co przygasło,
Wszystkie serca w jednię zwiąż!
By na jedno słowo, hasło,
Naród wstał, jak jeden mąż!

Choć pierś wieszczą kat rozdusi
Pieśni mojej nie przytłumi!
Bo pieśń moja zagrzmieć musi!
Lud ją pozna i zrozumi!
Choć wieszcz skona — bez zawodu
Koniec będziecie słyszeli! —
Dośpiewa ją duch narodu!
Gdzie? — na gruzach Cytadeli!
Na jej działach zagwożdżonych,
Na jej murach wysadzonych!


Cała ludzkość ją usłyszy
I odwtórzy wam z pośpiechem
I z wami się ztowarzyszy
Jednym tonem — jednem echem!
Na wszech berłach podeptanych!
Na wszech tronach zdruzgotanych!

Ja dziś siłą mojej pieśni
Nieskończoność ogarnąłem —
Kiedy ludzkość sen swój prześni,
Koniec mej pieśni donóci,
To pieśń ma do Boga wróci,
Bo z piersi Boga ją wziąłem!

Karol Baliński[1].








  1. Pisana w Warszawie, na dni kilka przed wybuchem 1846 roku.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Baliński.