<<< Dane tekstu >>>
Autor Henri Poincaré
Tytuł Wstęp
Pochodzenie Nauka i Metoda
Wydawca G. Centnerszwer i Ska.
Data wyd. 1911
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maksymilian Horwitz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



WSTĘP.

Zebrałem tutaj rozmaite studja, ściągające się mniej lub bardziej bezpośrednio do zagadnień metodologji naukowej. Metoda naukowa polega na obserwowaniu i eksperymentowaniu; gdyby badacz rozporządzał nieskończonym czasem, wystarczyłoby powiedzieć mu: »Patrz, a patrz dobrze«; ponieważ przecież nie ma on czasu patrzeć na wszystko, a zwłaszcza patrzeć dobrze na wszystko, musi on przeprowadzić pewien wybór. Pierwszym tedy pytaniem jest, jak dokonać tego wyboru. Pytanie to staje przed fizykiem równie dobrze jak przed historykiem; nasuwa się ono i matematykowi, a zasady, któremi muszą się kierować jedni i drudzy, nie są pozbawione analogji. Badacz stosuje się do nich instynktownie, a przez rozmyślanie nad temi zasadami można przewidzieć przyszłość matematyki.
Lepiej jeszcze zorjentujemy się w tym, obserwując uczonego przy robocie — należy tedy przedewszystkim poznać mechanizm psychologiczny twórczości, zwłaszcza twórczości matematycznej. Obserwacja metod pracy matematyka jest szczególnie pouczająca dla psychologa.
We wszystkich naukach obserwacyjnych trzeba się liczyć z błędami, wynikającemi z niedoskonałości naszych zmysłów i naszych narzędzi. Na szczęście można przypuścić, że w pewnych warunkach błędy te częściowo wzajemnie się znoszą, tak, iż znikają w wywodach średnich; kompensacja ta jest dziełem przypadku. Ale czymże jest przypadek? Trudno jest pojęcie to usprawiedliwić a nawet określić; a przecież to, co powiedziałem o błędach obserwacji, dowodzi, że badacz naukowy nie może się bez tego pojęcia obejść. Konieczne jest przeto danie możliwie ścisłej definicji tego tak niezbędnego a tak nieuchwytnego pojęcia.
Są to rzeczy ogólne, które właściwie stosują się do wszystkich nauk; mechanizm twórczości matematycznej n. p. nie różni się w swej istocie od mechanizmu twórczości wogóle. Przechodzę następnie do kwestji, ściągających się szczególniej do pewnych nauk specjalnych, przedewszystkim do matematyki.
W poświęconych jej rozdziałach zmuszony jestem traktować przedmioty nieco bardziej oderwane. Nasamprzód mówię o pojęciu przestrzeni; powszechnie wiadomo, że przestrzeń jest względna, a raczej powszechnie się to mówi, lecz ileż osób myśli jeszcze tak, jakgdyby uważały ją za absolutną; a przecież nieco refleksji starczy, by spostrzec, na jakie to je naraża sprzeczności.
Kwestje, związane z nauczaniem, mają swoją wagę, naprzód same przez się, powtóre zaś i dlatego, że rozmyślanie nad najlepszym sposobem wprowadzania nowych pojęć do dziewiczych umysłów jest zarazem rozmyślaniem nad sposobem, w jaki pojęcia te zdobywali nasi przodkowie, a przeto nad ich prawdziwym pochodzeniem, czyli, w gruncie rzeczy, nad ich prawdziwą naturą. Dlaczego dzieci najczęściej nic nie rozumieją z definicji, które zadawalają uczonych? Dlaczego trzeba im dawać inne definicje? Pytanie to zadaję sobie w rozdziale następnym; sądzę, że jego rozwiązanie mogłoby poddać użyteczne myśli filozofom, którzy zajmują się logiką nauk.
Z drugiej strony wielu matematyków mniema, że matematykę można sprowadzić do reguł logiki formalnej. Podjęto w tym kierunku olbrzymie wysiłki; nie cofnięto się, aby tego dopiąć, przed odwróceniem historycznego porządku gienezy naszych pojęć, i próbowano wytłumaczyć skończoność przez nieskończoność. Myślę, że mi się powiodło okazać wszystkim, którzy przystępują do tej kwestji bez uprzedzenia, że jestto zwodnicze złudzenie. Liczę na to, że czytelnik zrozumie wagę kwestji i przebaczy mi suchość stronic, jakie musiałem jej poświęcić.
Ostatnie rozdziały, dotyczące mechaniki i astronomji, łatwiej się będą czytały.
Mechanika zdaje się znajdować w okresie zupełnego przewrotu. Zuchwali nowatorzy rozbijają w drzazgi pojęcia, które się zdawały najmocniej ugruntowane. Przedwczesnym niewątpliwie byłoby przyznawać im słuszność dlatego tylko, że są nowatorami. Trzeba jednakże znać ich poglądy, starałem się przeto je wyłożyć. Trzymałem się możliwie najbliżej porządku historycznego; gdyż nowe zapatrywania wydawałyby się nazbyt dziwne, gdyby się nie widziało, jak one powstawały.
Astronomja odsłania przed nami potężne widowiska i podnosi olbrzymie zagadnienia. Niepodobna zastosować do nich wprost metody doświadczalnej; laboratorja nasze są zbyt małe. Lecz analogja ze zjawiskami, do których laboratorja te pozwalają dotrzeć, może być astronomowi przewodnikiem. Droga Mleczna n. p. jest zbiorowiskiem słońc, których ruchy rządzą się napozór jedynie kaprysem. Wszelako zbiorowisko to można przyrównać do zbiorowiska cząsteczek gazu, którego własności poznaliśmy przez teorję kinetyczną gazów. I w ten sposób metoda fizyka wspomaga, na okólnej drodze, astronoma.
Wreszcie zamierzyłem nakreślić w kilku wierszach historję rozwoju gieodezji francuskiej; opowiedziałem, za cenę jakich wytrwałych wysiłków i często jakich niebezpieczeństw gieodeci dali nam te trochę wiadomości, jakie posiadamy o kształcie ziemi. Czyż jestto kwestja metody? Zapewne, albowiem historja ta nas uczy, z jaką ostrożnością należy przeprowadzać poważne badania naukowe, i ile trzeba czasu i mozołu, by zdobyć jeden znak dziesiętny więcej.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Henri Poincaré i tłumacza: Maksymilian Horwitz.