Nieśmiertelni. Fotografie literatów lwowskich/Albert Wilczyński
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Albert Wilczyński |
Pochodzenie | Nieśmiertelni. Fotografie literatów lwowskich |
Data wyd. | 1898 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały cykl |
Indeks stron |
Jeszcze jeden zbankrutowany szlachcic–literat. Niski, chudy, z dużą brodą, do niedawna jeszcze czarną. Ma już 68 lat i bardzo wielu ludzi nie wie o tem wcale, że głośny niegdyś autor „Kłopotów starego komendanta“ mieszka dotąd we Lwowie. Usunął się bowiem zupełnie w zacisze domowe i biura wydziału krajowego. Pochodzi z Pragi pod Warszawą, należy zatem do warszawskiej kolonii w tutejszym światku literackim, chociaż z górą od dwudziestu lat już mieszka we Lwowie. W młodości swojej siał, orał, konferował z arendarzem, jeździł na jarmarki, przeklinał niepogodę i służbę dworską, a w wolnych chwilach doświadczał erotycznych zdolności ludu wiejskiego, wśród którego jako dziedzic miał tradycyjne awanse. Gospodarstwo szło jednak pod psem i Wilczyński, nie mogąc wyjść na kartoflach, oddał się literaturze. Ogłosił słynne „Kłopoty starego komendanta“, natchnione świetnym szlacheckim humorem i książką tą, która doczekała się kilku wydań, wywalczył sobie od razu nazwisko. W trzy lata po wydaniu „Kłopotów“ tj. w r. 1854. przeniósł się do Galicyi i jeszcze raz próbował szczęścia w krajaniu ziemi — lecz napróżno. Odkąd powrócił na stałe już do literatury. Napisał z górą 30 tomów powieści i nowel. Są to z humorem robione obrazki rodzajowe szlacheckiego życia na wsi, a ponieważ zahaczają o typy przeważnie już znikające, wkrótce będą miały wartość pamiętnika. Niektóre odznaczają się artyzmem w robocie — znaczna większość jednak pisana niedbale dla feljetonów pism codziennych. Tłómaczono je na niemiecki, rosyjski i czeski język. Wilczyński przeżył siebie. Czytają go jeszcze po dworach i salonikach mieszczańskich, ale nowe pokolenie, które ma do strawienia stosy współczesnej produkcyi z marką olbrzymów literackich, nie ma czasu na jego gawędy. Prawdopodobnie sędziwy pisarz z tego powodu nie ma do nikogo pretensyi. Cichy, spokojny, flegmatyczny wie, że orłem nie był nigdy. Do niedawna zajmował się gorliwie „Kołem literackiem“, gdzie był prezesem i wprowadził bilard. Potem oświecał młodszych braci wydawaniem przedpotopowo naiwnej gazetki Niedziela i udziałem w akcyi kółek rolniczych, w których jako eksgospodarz mógł nawet uchodzić za fachowca. Obecnie grywa w preferansa, „odrabia biuro“ w wydziale krajowym i studyuje politykę europejską, składając tem dowód, że emeryt literacki w niczem nie różni się od zwykłego emeryta.