Nieśmiertelni. Fotografie literatów lwowskich/Wojciech Dzieduszycki
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wojciech Dzieduszycki |
Pochodzenie | Nieśmiertelni. Fotografie literatów lwowskich |
Data wyd. | 1898 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały cykl |
Indeks stron |
Postać emerytowanego giganta. Wysoki, nachylony, o potężnych barkach. Chód ociężały i niezgrabny. Szpakowata nieuczesana czupryna i na dół po kozacku spadające wąsy. Wygląda jakby mu zawsze było gorąco. Oczy otoczone lekką różową obwódką i występujące silnie z opraw. Filozoficzne zaniedbanie w stroju. Przed laty jako posła nie chciano go wpuścić do parlamentu z powodu różnych niekompletności w ubraniu. Mięszanina barbarzyńcy z człowiekiem kulturnym w najdziwaczniejszem znaczeniu — kozacka natura zafarbowana zachodnią cywilizacyą. O ile nie wykłada estetyki i filozofii we Lwowie, gdzie mu przyszedł kaprys być docentem uniwersytetu, albo nie robi polityki w Wiedniu, mieszka w dziedzicznym Jezupolu i jest tam do pewnego stopnia tem, czem był książe Panie Kochanku dla Nieświeża a Mikołaj Potocki dla Kaniowa. Potomek ruskich feudałów stracił jednak wiele na przymusowem wtłoczeniu go w ramy schyłkowego społeczeństwa. Jest w swoich eskcentrycznościach mniej oryginalny, niż tamci. Gdyby żył przed stu laty, strzelałby niezawodnie do żydów i powadził wojny z sąsiadami. Dziś to jest niemożliwe. Trzyma sobie tylko służbę w starych kozackich strojach i po kozacku ubiera i wychowuje syna. We Lwowie miewa okresy studentomanii. Otacza się wówczas młodzieżą szkolną, urządza jej małe biby, poczem osobiście prowadzi „gęsiora“ przez miasto. Przybycie jego do stolicy na zimę zapowiada zawsze pojawienie się nadwornych kozaczków w czarnych guńkach i szerokich szarawarach. Lubi słodycze i w cukierni każe sobie ciastka wkładać chłopcom do ust. Śmieje się, wyrzucając z siebie staccato literę: „a“. Przypomina wtedy stepowego rumaka. Jako literat i uczony podobny jest do olbrzymiego muzeum, w którem nagromadzone są bez numerów i katalogu, w chaotycznym nieporządku, najcenniejsze przedmioty. Zna się na wszystkiem i pisze o każdej sprawie z jednakową swobodą. Książki jego traktują o filozofii, estetyce, malarstwie, archeologii, wychowaniu, ekonomii, polityce. Badał starożytności egipskie i układał wiersze, szukał kolebki ludów i pisał dramaty i powieści. Te ostatnie są zarówno długie, jak nudne i mogą być używane z powodzeniem jako środek na sen („Święty ptak“, „Mięszane małżeństwa“). Napisał nawet poemat, przewyższający rozmiarami dwa razy „Pana Tadeusza“ („Baśń nad baśniami“ — dwa tomy, 20.000 wierszy.) Książka „Ateny“ zjednała mu popularny tytuł „podolskiego Ateńczyka“ i świadczy o bardzo gruntownem znawstwie sztuki, równie jak „Historya malarstwa we Włoszech“. Przed dwoma laty studyował gorliwie hipnotyzm i usypiał swoich kozaczków — nudami. Jako polityk jest mniej szczęśliwy. Należy do stronnictwa konserwatywnego w obu ciałach parlamentarnych: w sejmie i w radzie państwa — w pierwszem przez pewien czas stał nawet na czele stworzonego przez siebie „klubu ateńczyków“. Jest doskonałym mówcą i potrafi mówić o wszystkiem bez przygotowania. W ważnych chwilach chodzi po kurytarzach sejmowych, gestykuluje i rozmawia z sobą. Jest mu jednak bardziej do twarzy z filozofią, aniżeli z polityką.