Nieśmiertelni. Fotografie literatów lwowskich/Platon Kostecki
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Platon Kostecki |
Pochodzenie | Nieśmiertelni. Fotografie literatów lwowskich |
Data wyd. | 1898 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały cykl |
Indeks stron |
Głowa patryarchy. Nad czołem głęboka łysina, otoczona resztką bujnych siwych włosów. Krzaczaste brwi ocieniają wielkie oczy, które w chwilach wzruszenia lub podnioślejszego nastroju, np. na bankietach, wilgotnieją i mrużą się co chwila. Wargi schowane w siwych wąsach, spadających na dół i w siwej brodzie. Gdyby Matejko nie był sportretował w „Wernyhorze“ znanego handlarza dzieł sztuki, śp. Cichockiego, Kostecki mógłby mu doskonale służyć jako model. Człowiek oryginalny od stóp do głowy. Czterdzieści lat pracuje na twardym gruncie galicyjskiego dziennikarstwa, którego jest nestorem i od czterdziestu lat jest wierny Gazecie Narodowej. Przetrwał wszelkie zmiany właścicieli i przewroty gabinetowe — jest rodzajem inwentarza redakcyjnego, inwentarza bardzo pożytecznego, bo zapisującego codziennie stosy papieru ulubioną swoją polityką zagraniczną. Przychodzi do bióra pierwszy, wychodzi ostatni. Posiada mimo siedmiu krzyżyków kolosalną pamięć, jest mistrzem w czytaniu gazet — umiejętność specyalnie redakcyjna — z których wycina materjały do rozmaitych projektowanych dzieł. Ani jedno z nich nie doszło do druku, a z wyciętego materyału utworzyło się formalne archiwum. Artykułami, które napisał w ciągu czterdziestu lat, możnaby wymościć drogę do bieguna północnego. Jest epigonem tej kategoryi Rusinów, która się u nas nazywała gente Ruthenus, natione Polonus. Syn księdza ruskiego i gorący polski patryota, nastroił prawie wszystkie swoje utwory poetyckie, pisane po polsku i po rusku, na nutę zgody obu narodów. Słynną jest jego modlitwa, zaczynająca się od słów: W imia Otca, Ducha, Syna, to nasza mołytwa, jako trojca tak jedyna Polszcza, Ruś i Łytwa. Posiada żyłkę bankietową. Jako dziennikarz ma sposobność brać udział we wszystkich bankietach, jakie odbywają się we Lwowie. Tradycyjnym punktem programu staje się wówczas toast Kosteckiego, a właściwie jeden z trzech toastów, gdyż tyle ma w zapasie sędziwy poeta. Użycie jednego z nich zależy od nastroju chwili. W zwykłym nastroju mówi Kostecki prozą, przyczem, pomimo silnego jąkania się podczas rozmowy potocznej, okazuje się doskonałym mówcą. Mówi strasznie długo, po prostu nieznużenie i z olbrzymim zapałem. Czasami uczestnicy zebrania usiłują przerwać ten rozhukany potok wymowy oklaskami, bitemi po pierwszej lepszej kropce. Nie udaje się to jednak, gdy nastrój chwili jest wyjątkowo uroczysty i Kostecki wyciąga z zanadrza swój drugi toast, kończący się znaną już wszystkim litanją na cześć Polki. Głos jego brzmi wówczas jak trąba archanioła i nie jest w stanie zgłuszyć go nawet „tusz“ orkiestry, ulokowanej na galeryi. Trzeci rodzaj toastu bywa wygłaszany wierszem i nazajutrz ukazuje się w Gazecie Narodowej. Po bankietach zażywa Kostecki stale sody. Wiersze jego posiadają osobny charakter. Nastrojone zawsze na wysoki dyapazon patryotyczny i owiane duchem starych tradycyi, posiadają energiczny męski tenor i zdają się przypominać dźwiękiem chrzęst skrzydeł husarskich. W karyerze literackiej ma Kostecki jedno bardzo egzotyczne uznanie: na konkursie wszechświatowym w Madrycie w r. 1881 otrzymał złoty medal za polski wiersz na cześć Calderona de la Barca. Medal ten oszacowano w bankach na 300 złr. Żyje wyłącznie Gazetą i trzyma ją swoimi barkami jak kamienny filar sklepienie. Pisze ciągle jeszcze gęsiem piórem.