<<< Dane tekstu >>>
Autor Leo Belmont
Tytuł Nie macie prawa
Pochodzenie Rymy i Rytmy. Tom I
cykl Wiązanka różnych tematów
Wydawca Jan Fiszer
Data wyd. 1900
Druk Warszawska Drukarnia i Litografja
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały cykl
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Nie macie prawa!

Słuchałem waszych żalów i skarg,
Widziałem krwawość duchowych szram, —
A jednak z moich miłosnych warg
Nie rzucę słowa pociechy wam!
Chociaż me serce nie jest ze stali,
Chociaż mi jadem nie struto krwi, —
Gdyście przedemną gorzko szemrali,
Zmarszczyłem tylko gniewnie me brwi!
Mnie nie zadrżało uczuciem serce,
Gdy wam wyrzuty płynęły z warg, —
Ja wasze bóle mam w poniewierce,
Bo wy nie macie prawa do skarg!
Chociażby robak w sercu się wił,
Chociażby z nerwów soki wam pił, —
Nie! wy nie macie prawa do skarg:
Wy pod brzemieniem uchylcie kark;
Niema w was dumy, niema w was sił.


∗             ∗

Powiedzcie tylko: czyście kochali
Walczące prawdy, niedole cnót,
Czyli zaważył u was na szali
Ten wasz nieszczęsny pracownik — lud?
Czyście wierzyli w święte idee,
Za które wielkich wiedli na stos,
Czyście spełnili wieków nadzieje,
W imieniu prawdy podnieśli głos?
Czyście naprzekór podłym i ciemnym
Z odwagą bożą wśród wiru szli,
Serce-ż wam drżało czuciem tajemnem,
Co niezgasalnem światłem się tli?
Umiejąc płakać, umiejąc szlochać,
Umiejąc szydzić złością swych min,
Czyście umieli działać i kochać?
Czyście umieli zostać bez win?
Głową i sercem świecić nad tłumy,
Pod tchem zarazy nie drżeć, jak liść?
Czyście umieli siłą swej dumy
Choćby do grobu podniośle iść?

O nie! bezwstydnie schyliwszy skronie,
Kornie spłaszczywszy swój giętki kark,
Szliście w przepaście, w błota i w tonie, —
I dziś — wy macie praw o do skarg?!

Różanych wieńców żądni dla głowy,
A może laurów dla waszych win,
Nie szliście zdobyć wieniec cierniowy:
Mało wam śmierci za wzniosły czyn!
Nie gardząc fałszem, marząc o błysku,
Niewydeptanych bojąc się dróg,
Trawieni podłą gorączką zysku,
Żądni liberyi duchowych sług,
Bez krzty miłości, bez żadnych celów,
Z sercem, gdzie żółty gnieździ się wąż,
Szliście przez życie drogą fortelów
I tak dziś jeszcze idziecie wciąż!
Światowa maska kryje wam lice,
Rumieniec tai plugawą chuć,
A jednak gniewem lśnią się źrenice,
Umiecie płakać, skarżyć się, kłuć!


∗             ∗

Słuchałem jęków zbolałych dusz,
Słuchałem szyderstw zgorzkniałych warg,
Wiem, że cierpicie, — lecz milczcie już,
Bo wy nie macie prawa do skarg!


∗             ∗

Ja wtedy cierpię, wtedy się dręczę,
Gdy czysta skarga trąci mój słuch,

Gdy się zaplącze w sieci pajęcze
Pełny poświęceń i światła duch,
Który pracuje mocą boleści,
Aż śmierć śród pracy w grobie go skryje,
Bo w takim grobie niebo się mieści
I nieśmiertelność — w śmierci tej żyje!
A wy tam jęczcie, rynsztoczne fale,
Że was przydrożny kamień roztrąca,
Mnie nie poruszą te jęki wcale,
Ani ta mętów skarga modląca!
Słuchając waszych żalów i skarg,
Zgłębiając krwawość duchowych szram, —
Nigdy, przenigdy z miłosnych warg,
Nie rzucę słowa pociechy wam!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leopold Blumental.