Niebezpieczne związki/List CLXII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Pierre Choderlos de Laclos
Tytuł Niebezpieczne związki
Wydawca E. Wende i Spółka
Data wyd. 1912
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Les Liaisons dangereuses
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LIST CLXII.[1]

Pani de Volanges do Pani de Rosemonde.

Wiem, że już powiadomiona jesteś, droga i godna przyjaciółko, o stracie jaką poniosłaś; znałam twoje przywiązanie do pana de Valmont i podzielam bardzo szczerze zgryzotę, jakiej musisz doznawać. Ciężko mi, doprawdy, bardzo, iż muszę przyczyniać nowych żalów do tych, których doświadczasz w tej chwili: ale, niestety! już jedynie łzy możesz ofiarować naszej nieszczęśliwej przyjaciółce.
Wiesz, że przeszło od dwóch dni była w stanie zupełnie bezprzytomnym; jeszcze wczoraj rano, kiedy przybył lekarz i kiedy zbliżyliśmy się do jej łóżka, nie poznała jego ani mnie i nie mogliśmy uzyskać od niej ani jednego słowa, ani najlżejszego znaku. I oto, zaledwie powróciliśmy ku kominkowi, podczas kiedy lekarz zawiadamiał mnie o smutnym wypadku śmierci pana de Valmont, ta nieszczęsna kobieta odzyskała całą przytomność.
Powtarzające się kilkakrotnie słowo „Valmont“ i „śmierć“ obudziły jej czujność: odsunęła zasłony łóżka, wołając: „Jakto! co mówicie? Pan de Valmont nie żyje!“ Miałam nadzieję, iż uda mi się namówić, iż się omyliła i zapewniałam ją zrazu, że źle nas zrozumiała; napróżno. Wymogła na lekarzu, aby powtórzył owo okrutne opowiadanie; a gdy jeszcze próbowałam ją odwieść od tej myśli, przywołała mnie i rzekła po cichu: „Poco mnie oszukiwać? czyż on nie był już umarły dla mnie?“ Trzeba było zatem ustąpić.
Nasza nieszczęśliwa przyjaciółka słuchała zrazu z twarzą dość spokojną; ale wkrótce przerwała opowiadanie mówiąc: „Dosyć, mam już dosyć“. Zażądała natychmiast, aby zasunąć firanki, a gdy lekarz chciał następnie zająć się staraniami swojego zawodu, nie pozwoliła bezwarunkowo, aby się do niej przybliżył.
Około czwartej przybył ojciec Anzelm i pozostał całą godzinę zamknięty sam z chorą. Skoro wróciliśmy, twarz jej była pełna spokoju i pogody. Reszta dnia spłynęła na wskazanych zwyczajem modłach, przerywanych jedynie częstemi omdleniami chorej. Wreszcie, około godziny jedenastej wieczór, wydało mi się, iż oddecha trudniej i więcej cierpi. Wysunęłam rękę, aby ująć ją za ramię: miała jeszcze na tyle siły, aby wziąć moją rękę i położyć ją na swojem sercu. Nie uczułam już jego uderzeń i w istocie, nieszczęśliwa wyzionęła ducha w tejże chwili.
Przypominam sobie, droga przyjaciółko, jak, w czasie twej ostatniej podróży tutaj, niespełna przed rokiem, rozmawiałyśmy wspólnie o kilku osobach, których szczęście wydawało się nam mniej lub więcej utrwalone. Wspomniałyśmy wówczas z upodobaniem los tej właśnie kobiety, której opłakujemy dziś równocześnie i zgon i nieszczęścia! Tyle cnót, tyle chwalebnych przymiotów i powabów; usposobienie tak miłe i łatwe; mąż, którego kochała i który ją ubóstwiał; towarzystwo, w którem sobie podobała a była jego rozkoszą; uroda, młodość, majątek; tyle najcenniejszych darów zniszczonych oto przez jedną nierozwagę! O Opatrzności! to pewna, iż trzeba uwielbiać twoje wyroki; ale jakżeż one są niezrozumiałe!
Opuszczam cię i spieszę do córki, która jest nieco cierpiąca. Dowiedziawszy się odemnie dziś rano o śmierci tak niespodzianej dwojga znajomych osób, zasłabła nagle, tak, iż kazałam ją położyć do łóżka. Mam nadzieję, że to lekkie niedomaganie nie będzie miało następstw.
Do widzenia, droga i godna przyjaciółko.

Paryż, 9 grudnia 17**.






  1. Przypis własny Wikiźródeł Według francuskiego oryginału list ma numer CLXV.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Pierre Ambroise François Choderlos de Laclos.