Niebezpieczne związki/List LV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Niebezpieczne związki |
Wydawca | E. Wende i Spółka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Les Liaisons dangereuses |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Cecylia Volanges do Zofii Carnay.
Miałaś racyę, droga Zosieńko; w proroctwach swoich więcej masz powodzenia niż w radach. Danceny, jak mi to przepowiedziałaś, mocniejszy się okazał niż spowiednik, niż ty, niż ja sama: i znowu wszystko wróciło zupełnie do dawnego. Och, nie żałuję tego; a ty, jeśli będziesz mi czynić wymówki, to tylko dlatego, że nie wiesz, co to jest za szczęście kochać Dancenyego. Bardzo ci łatwo mówić, jak trzeba postępować, kiedy to nie o ciebie chodzi; ale gdybyś skosztowała, jak strasznie się odczuwa zmartwienie kogoś kogo się kocha, ile radości ma się z tego, żeby jemu radość sprawić, i jak jest trudno powiedzieć nie, kiedy z całej duszy chciałoby się powiedzieć tak, nie dziwiłabyś się niczemu. Czy ty myślisz naprzykład, że ja mogę patrzeć na to, jak Danceny płacze, żebym sama także nie płakała? Ręczę ci, że to jest zupełnie niemożliwe; a kiedy on jest wesoły, to i ja się czuję taka szczęśliwa jak on. Mów sobie co chcesz: to co się mówi, nie zmienia tego co jest, a ja jestem zupełnie pewna, że to jest właśnie tak.
Chciałabym ciebie widzieć na mojem miejscu... Nie, to jest, nie to chciałam powiedzieć, bo to pewna, że mojego miejsca nie chciałabym ustąpić nikomu; ale chciałabym, żebyś ty także kogoś kochała; i to nie tylko dla tego, żebyś mnie rozumiała lepiej i żebyś mniej mnie łajała, ale dlatego, że wtedy byłabyś o wiele szczęśliwsza, a raczej właściwie wtedy byś dopiero zaczęła być szczęśliwa.
Nasze zabawy, nasze żarty, to wszystko, widzisz, to są tylko zabawki dziecinne; kiedy przeminą, nic po nich nie zostaje. Ale miłość, ach! miłość!... jedno słowo, jedno spojrzenie, nic tylko wiedzieć że on jest gdzieś blisko, ach, to już całe szczęście. Kiedy widzę Dancenyego, nie chcę już nic więcej; kiedy go nie widzę, chciałabym tylko jego. Nie wiem, jak się to dzieje: ale to tak, jak gdyby wszystko, co mi się podoba, podobne było do niego. Kiedy on nie jest ze mną, myślę o nim; i kiedy mogę myśleć o tem do syta, bez przeszkody, kiedy jestem całkiem sama naprzykład, przez to samo już czuję się szczęśliwa; zamykam oczy i zaraz zdaje mi się, że go widzę; przypominam sobie jego słowa i zdaje mi się, że je słyszę; aż muszę wzdychać z tego; a potem tak mnie coś pali, tak mi się w sercu ściska... Nie mogę sobie miejsca znaleść. To tak jakby jakieś cierpienie, a to cierpienie robi nieopisaną przyjemność. Myślę nawet, że kiedy raz się pozna co to miłość, to to się już rozlewa nawet i na przyjaźń. Nie mówię o mojej przyjaźni dla ciebie; ta się nic nie zmieniła; to tak samo jak w klasztorze; ale tego, co ci mówię, to doznaję z panią de Merteuil. Zdaje mi się, że więcej ją kocham tak jak Dancenyego, niż tak jak ciebie i niekiedy chciałabym, żeby ona to był on. To się dzieje może przez to, że to nie jest przyjaźń od dziecka tak jak nasza; albo też, że widuję ich tak często razem, że mi się to czasem myli. To pewna, że z niemi dwojgiem czuję się bardzo, bardzo szczęśliwą; i, ostatecznie, nie zdaje mi się, żebym robiła coś tak bardzo złego. To też nie chciałabym niczego więcej, gdybym mogła zostać tak jak jestem, i tylko myśl o mojem małżeństwie mnie dręczy, bo jeżeli pan de Gercourt jest taki, jak mi mówiono, a z pewnością taki jest, to nie wiem, co się ze mną stanie. Do widzenia, Zosiu moja, kocham cię zawsze z całego serca.