Niebezpieczne związki/List VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Niebezpieczne związki |
Wydawca | E. Wende i Spółka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Les Liaisons dangereuses |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Cecylia Volanges do Zofii Carnay[1].
Jeżeli ci dotąd nie pisałam nic o mojem małżeństwie, to dla tego, że ani na jotę więcej o niem nie wiem, niźli pierwszego dnia. Przyzwyczajam się nie myśleć już o tem i czuję się wcale dobrze z moim sposobem życia. Pracuję dużo nad śpiewem i nad harfą; mam uczucie, że bardziej je polubiłam od czasu, jak nie mam już nauczyciela, lub raczej odkąd dostałam o wiele lepszego i milszego. Pan Kawaler Danceny, ten pan, o którym ci mówiłam i z którym śpiewałam u pani de Merteuil, jest tak uprzejmy, że przychodzi do nas codziennie i śpiewa ze mną całemi godzinami. Bardzo jest miły. Śpiewa jak anioł i układa prześliczne melodye, do których sam pisze także słowa. To wielka szkoda, że on jest Kawalerem Maltańskim! Myślę, że gdyby się ożenił, jego żona byłaby bardzo szczęśliwa... Ma w sobie jakąś czarującą słodycz. Nigdy nie ma się wrażenia, żeby prawił komplementy, a mimo to, wszystko co mówi gładzi jakoś po sercu tak mile. Ciągle mnie za coś łaje, tak za muzykę jak i za inne rzeczy: ale umie włożyć w każdą swoją naganę tyle przymilenia i humoru, że niepodobna nie polubić go za to. Wystarczy, żeby na ciebie popatrzył, a już masz wrażenie, że chce ci powiedzieć coś bardzo przyjemnego. A przytem jest ogromnie grzeczny. Naprzykład wczoraj, był proszony na jakiś wielki koncert a przecież wolał zostać cały wieczór u mamy. Bardzo się tem ucieszyłam, bo kiedy jego nie ma, nikt do mnie się nie odzywa i nudzę się: a kiedy on jest, cały czas śpiewamy i rozmawiamy ze sobą. Zawsze ma mi coś do powiedzenia. On i pani de Merteuil to jedyne dwie osoby, które mi są sympatyczne. Ale teraz bądź zdrowa, moja droga przyjaciółko; przyrzekłam, że wyuczę się na dziś jednej aryjki z bardzo trudnym akompaniamentem, a nie chciałabym nie dotrzymać słowa. Posiedzę nad tem dopóki on nie przyjdzie.
- ↑ Aby nie nadużywać cierpliwości czytelnika, autor pomija wiele listów tej codziennej korespondencyi; podaje jedynie te, które wydały mu się potrzebne do zrozumienia biegu wypadków. Z tego samego powodu pomija również wszystkie listy Zofii Carnay i wiele listów innych osób biorących udział w tych wydarzeniach.