Niebezpieczne związki/List XXIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Niebezpieczne związki |
Wydawca | E. Wende i Spółka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Les Liaisons dangereuses |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wicehrabia de Valmont do Prezydentowej de Tourvel.
Ach, przez litość, pani, zechciej ukoić niepokój mojej duszy; zechciej objawić mi, czego mam się spodziewać lub lękać. Zawieszonemu pomiędzy bezmiarem szczęścia lub niedoli, niepewność nazbyt okrutnem jest cierpieniem. Pocóż uczyniłem ci to wyznanie? czemuż nie umiałem się oprzeć przemożnemu czarowi, który zdradził przed tobą, pani, tajniki mych myśli? Szczęśliwy, iż mogłem uwielbiać cię w milczeniu, upajałem się własną mą miłością; uczucie, którego nie zamącał wówczas obraz twojego cierpienia, zaspakajało pragnienia mego serca: ale to źródło szczęścia stało mi się źródłem rozpaczy, od chwili, gdy ujrzałem łzy, płynące z twych oczu, od czasu, gdy usłyszałem owo okrutne: Ach, ja nieszczęśliwa! Pani, te dwa słowa dźwięczeć mi długo będą w sercu. Przez jakąż fatalność, to najsłodsze ze wszystkich uczuć mogło obudzić w tobie jedynie zgrozę? jakiż w niem widzisz powód do obawy? Ach, nie ten chyba, byś miała kiedykolwiek podzielić to uczucie: ty, pani, mimo iż łudziłem się dotąd, nie jesteś stworzona dla miłości; moje jedynie serce, które ty spotwarzasz bezustannie, zdolne jest do uczucia, twoje nawet litować się nie umie. Inaczej nie byłabyś odmówiła słowa pociechy nieszczęśliwemu, który zwierzył ci swoje cierpienia; nie byłabyś odarła jego spojrzeń ze swego widoku, gdy on nie posiada innej rozkoszy, jak słodycz twojego obrazu; nie byłabyś sobie uczyniła okrutnej igraszki z jego niepokoju, byłabyś odczuła, że ta sama noc, która dla ciebie stanowiła jedynie dwanaście godzin spoczynku, miała być dla niego całym wiekiem cierpienia.
I czem, powiedz mi pani, zasłużyłem na tę bezlitosną surowość? Nie lękam się ciebie samej wziąć za sędziego: cóż tedy uczyniłem? prócz tego, iż, niezależnie od mej woli, uległem uczuciu, natchnionemu przez twą piękność i cnotę; uczuciu, które nigdy nie przekroczyło granic szacunku, a którego niewinne wyznanie było następstwem zaufania, nie zaś nadziei: czyż chciałabyś, pani, zdradzić tę ufność, do której sama zdawałaś się upoważniać i której ja się oddałem bez żadnych zastrzeżeń? Nie, nie mogę w to uwierzyć; to znaczyłoby doszukiwać się w tobie błędu, a moje serce buntuje się całe na samą myśl znalezienia go w tobie: cofam wszystkie moje wyrzuty; mogłem napisać to wszystko, ale nie mogłem pomyśleć. Ach! pozwól mi pani wierzyć, iż jesteś doskonałą! oto jedyne szczęście, jakie mi pozostało. Czyż zdarzyło ci się kiedy użyczyć pomocy jakiemu nieszczęśliwemu, któryby jej bardziej potrzebował odemnie? nie opuszczaj mnie w tym obłędzie, w jakim mnie pogrążyłaś: użycz mi swego rozumu, skoro wydarłaś mi mój własny; nawróciwszy mnie, oświeć jeszcze, aby dokończyć swojego dzieła.
Nie chcę cię oszukiwać, pani, nie zdołasz dokonać tego, byś miała zwyciężyć mą miłość; ale nauczysz mnie panować nad nią; kierując mymi postępkami, dyktując me słowa, ocalisz mnie przynajmniej od straszliwego nieszczęścia obrażenia ciebie czemkolwiek. Racz przedewszystkiem rozprószyć tę rozpaczy pełną obawę; powiedz mi, że mi przebaczasz, że się litujesz nademną; zapewnij mnie o swojem pobłażaniu. Nie będziesz go miała z pewnością nigdy tak wiele, ile jabym pragnął; ale błagam o tyle bodaj, ile mi jest niezbędne do życia: czy mi i tego odmówisz?
Bądź zdrowa, pani; racz przyjąć z dobrocią ten hołd moich uczuć dla ciebie; nie jest on zdolny w niczem osłabić mego bezgranicznego szacunku.