Niebezpieczne związki/List XXIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Niebezpieczne związki |
Wydawca | E. Wende i Spółka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Les Liaisons dangereuses |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Cecylia Volanges do Zofii Carnay.
Dobrze ci mówiłam, Zosiu, że są wypadki, w których można pisywać; i bardzo sobie dziś wyrzucam, żem poszła za twoją radą, która sprawiła nam tyle zgryzoty, kawalerowi Danceny i mnie. Musiałam chyba mieć słuszność, kiedy pani de Merteuil, osoba, która z pewnością wie dobrze, co trzeba, a co nie, sama wreszcie doszła do tego samego przekonania, co ja. Ze wszystkiem się jej zwierzyłam. Z początku powiedziała mi to co i ty: ale kiedy jej wszystko dobrze wytłómaczyłam, przyznała, że to jest zupełnie co innego; żąda tylko, abym jej pokazywała wszystkie moje listy i wszystkie listy kawalera Danceny, aby być pewną, że nie napiszę nic, czego nie trzeba; toteż teraz jestem już całkiem spokojna. Mój Boże, jak ja kocham panią de Merteuil! jaka ona dobra! a to jest kobieta jak najbardziej szanowna. Teraz więc wszystko jest bez zarzutu.
Dopieroż teraz będę pisała do p. Danceny, a on jaki będzie szczęśliwy! jeszcze więcej, niż sam przypuszcza: bo dotąd mówiłam mu tylko o mojej przyjaźni, a on zawsze chciał, żebym mówiła o miłości. Myślałam, że to jest jedno i to samo: ale jakoś nie śmiałam i jemu to było przykro. Powiedziałam to pani de Merteuil; rzekła mi, że miałam słuszność i że nie trzeba przyznawać, że się czuje miłość dla kogoś, aż dopiero wtedy, jak już nie można się od tego powstrzymać; otóż ja pewna jestem, że już nie będę mogła się dłużej powstrzymać; ostatecznie to jest jedno i to samo, a jemu to będzie przyjemniej.
Pani de Merteuil powiedziała mi także, że mi pożyczy książek, w których mowa jest o tem wszystkiem i z których nauczę się, jak mam postępować i także nauczę się pisać lepiej niż teraz; bo widzisz, ona mi wytyka wszystkie moje braki i to jest najlepszy dowód, że mnie bardzo kocha: zaleciła mi tylko, żeby nic mamie nie mówić o tych książkach, boby to wyglądało, jakgdyby na wymówkę, że mama zanadto zaniedbała moje wykształcenie i toby mogło ją zmartwić. Och! ani słóweczka o tem mamie nie pisnę.
To jednak jest szczególne, żeby osoba, która ledwo że jest moją krewną, więcej troszczyła się o mnie, niż moja rodzona matka! co to za szczęście dla mnie, że ją spotkałam!
Poprosiła także mamy, żeby pozwoliła wziąć mnie pojutrze do Opery, do swojej loży; powiedziała mi, że będziemy zupełnie same i że będziemy sobie rozmawiały cały czas, bez obawy żeby nas kto usłyszał: wolę to jeszcze o wiele, niż Operę. Pomówimy także o mojem małżeństwie: bo powiedziała mi, że to prawda, że ja mam iść za mąż; ale nie mogłyśmy o tem dłużej porozmawiać. Doprawdy, czy to nie dziwne, że mama nie mówi ze mną o tem ani słowa?
Do widzenia, moja Zosieńko, muszę teraz pisać do kawalera Danceny! Ach, jakam ja teraz szczęśliwa!