O rymotworstwie i rymotworcach/Część III/Początek xięgi IV Eneidy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł O rymotworstwie i rymotworcach
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


Początek xiegi IV. Eneidy.
PRZEKŁADANIA ST. TREMBECKIEGO

Królowa niebezpieczne zawziąwszy nadzieje,
Lubej nie goi rany, skrytym ogniem tleje :
Liczne Trojana cnoty, wielka rodu sława,
Miła postać, z wymową, na umyśle stawa.
Myśli snu chwile biorą, a gdy świetne włosy
Tytan rozpuścił, znosząc i cienie i rosy,
Królowa jednomyślnej z sobą siostry wzywa,
I na te słabym głosem słowa się zdobywa :
« Anno, siostro, bezsenność dręczyła mnie do dnia,
Jakiegoż w moje progi puściłam przychodnia!
Jaki w nim wdzięk z powagą, jak pierś nie zna trwogi,
Nie płonnie go być mienią spokrewnionym z bogi,
Jak wywierał na niego wyrok siły swoje!
Jak wzruszające litość opowiadał boje!
Gdybym sobie już była stale nie przysięgła,
Abym w małżeńskie jarzmo z nikim się nie wprzęgła,
Gdyby nie wstręt do związków z żałośnej przyczyny,
Ten tylko byłby godnym wciągnąć mnie do winy.
Wyznam przed tobą, siostro, po przeciętej parze,
Gdy bratnia ręka zlała krwią męża ołtarze,
Ten jeden w moich zmysłach czułość wzbudzić umiał,
Ten dawne wskrzesił ognie, które żal przytłumiał.
Ale niech się wprzód ziemia podemną zawali.
Niech na mnie Jowisz piorun ognisty zapali,
I między blade strąci Erebu straszydła,
Niżeli święte wstydu przestąpię prawidła.
Tamten, co pierwsze moje skłonności ku sobie,
Jak w życiu miał jedynie, tak niech ma i w grobie. »

Rzekłszy, łzy na swe łono upuszcza obficie :
Na to Anna : « o siostro droższa mi nad życie!
Czemu tęsknotą nikniesz w samym wieku kwiecie,
Bez dziatek, bez największej rozkoszy na świecie?
Co stąd za korzyść mają popioły i cienie?
Alboż nie dosyć długie twoje udręczenie?
Wzgardziłaś zalotników potęgą i skarby,
I w Tyrze, i możnego w Afryce Hyarby :
Do Libijskich cię królów skłonność nie prowadzi,
Ale nie gardź miłością, którą serce radzi.
Zastanów się z uwagą, jakie masz sąsiady :
Tu krążą wyuzdanych Numidów gromady,
Stąd nas Getulów srogich krainy obiegły,
Stąd niegościnne Syrty drogę nam przeległy :
Jeden bok otaczają pragnące pustynie,
Drugi, Barcejski naród, co rozbojem słynie.
Pomnij, że brat zawzięty gotuje nachody,
I pragnie z ziemią zrównać wznoszące się grody.
Wierzę, iż bogow łaska, przychylność Junony,
Trojański zastęp w nasze przypławiła strony.
O! siostro, wprędce będziesz oglądać radośnie,
Jak się państwo rozszerzy, jak twe miasto wzrośnie,
Jeśli przez to małżeństwo, na pożytki wieczne,
Trojany z Fenikami połączysz waleczne.
Tylko ty błagaj bogów, a czyń uczty hojne,
Znajdą się przewlec odjazd pozory przystojne :
Lub wodnisty Oryon, lub Ocean wzdęty,
Niebo zimne, spóźnione w naprawie okręty. »

Większą po tej rozmowie ognie wzięty żywość,
Wzmagały się nadzieje; mniejszała wstydliwość.
Idą naprzód do świątyń, gdzie hołd ich odbiera
Febus, Jachus, i prawa twórczyni Cerera,
Biją owce dwulatki, proszą o sprzyjanie
Junony, o małżeństwach mającej staranie.
Kiedy śnieżną wolicę ubić mają popi,
Jej głowę śliczna Dydo sama winem kropi,
Albo czyni obchody, przed obecne bóztwa,
Na ołtarzach stłuszczonych od ofiary mnoztwa.
Z otwartej piersi bydląt wyrwane jelita,
Zważa drgające jeszcze, i o losy pyta.
O błędne wieszczów zdanie! cóż palone wonie,
Cóż ofiary, ołtarze, pomogą Dydonie?
Gore, i sercu rana dojmuje niezgojna,
Po wszystkich miasta stronach biega bezspokojna.

Tak mniej obaczny łowiec, gdy pierzchliwej łani
Bok polotnem a tkwiącem żelezcem zarani,
Ta ucieka po górach, ucieka po lesie,
Ale wszędy zabójczą strzałę z sobą niesie.
To wiodąc Eneasza okazywać rada,
Jak liczne jej dostatki, jak można osada.
To zaczyna coś mówić i mięsza się z mową,
To po uczcie obiednej ucztę daje nową :
Chce jeszcze wojną Troi mieć pojone zmysły,
Od ust jego jej wszystkie wzruszenia zawisły.
Po rozejściu, gdy xiężyc blask wydaje ciemny,
I gwiazdy nachylone radzą sen przyjemny.
Dóm się jej zdaje pustym, przejęta żałobą,
Słyszy nieprzytomnego, i widzi przed sobą;
Albo Askaniusza na swem łonie pieści,
Że się w nim żywy ojca wizerunek mieści :
Nie zbroi portu, wszczętych nie podnosi wieży,
Nie dogląda wojennej ćwiczenia młodzieży,
Próżno stoją machiny wzniesione pod chmury,
Zaniedbane są twierdze, i grożące mury.

Gdy tę królowa niebios jej słabość postrzegła,
I niewzględność na sławę : z Wenerą się zbiegła;
« Ach jakich zysków, jakiej dostąpicie chwały,
Jak twój i twego chłopca tryumf okazały,
Jak wasze imie wielkie, i pamiętne w świecie.
Dwa bóztwa mogły jednej zaszkodzić kobiecie!
Wiem, że się lękasz muru, który teraz wzrasta,
Podejrzane ci domy, mnie miłego miasta.
Lecz na cóż te zawiści, i sporów tak wiele?
Obierzmy raczej pokój, i zdarzmy wesele.
Już się stało, czegoście usilnie żądali,
Już się cała miłosnym ogniem Dydo pali,
Zespólmy te narody, obostrzając sobie,
Byśmy do ich urządzeń wpływać mogły obie.
Niech już Eneasz będzie i mężem i panem,
Dozwalam być Fenikom dla krwi twojej wianem. »

Czuje Wenus chytrości pozorami kryte,
Chcącej w Afrykę zwrócić berło znakomite,
« Kimżeby taki, rzecze, nierozsądek władał,
Aby z tobą zgryzliwe utarczki przekładał?
Przychylę wolą moję do tego zamęścia,
Byle tylko fortuna nie umknęła szczęścia.
Lecz tajne mi wyroki, nie wiem czyli wierzyć,
Że się Jowisz dozwoli tym ludom sprzymierzyć,
I co Trojan z nieszczęsnych pobojów zostało,
Z twymi Sydończykami wzrastać w jedno ciało.
Tobie jest wolno prośby powtarzać mężowi,
Zacznij, a ja za tobą. Na to Juno mówi :
« Moja w tem będzie praca. Teraz ci objawię,
Jak się przy ukończeniu dzieła tego sprawię.
Jutro twój syn i Dydo jechać mają w bory,
Jak tylko słońce rzeczom przywróci kolory.
Gdy się łowcy szykują, gdy rozwodzą sieci,
Zesłany z czarnej chmury grad na nich wyleci,
Zatrzęsą nieba grzmotem, tęga lunie słota,
Pierzchną oboczni, wzroki przesłoni ciemnota.
Wtem do jaskini, czasu wydrążonej kosą,
Eneasza z Dydoną przygody zaniosą.
Będę tam, jeśli równie zechcesz się przysłużyć,
Stałem spoję małżeństwem, dam własności użyć,
To będzie zaślubieniem. » Poznawszy te zdrady,
Uśmiechając się Wenus, potwierdza układy.

Już wstająca Jutrzenka niesie hasło rana,
Wyciąga w pole młodzież do łowu wybrana,
Przy parkanach Massylów jedzie rola konna,
Oszczepy, rohatyny, i psiarnia powonna.
Gdzie królowa polowy ubiór brać poczyna,
Czeka przed podwojami Sydońska starszyna;
Już koń dla niej, którego dywdyk pyszny kryje,
Spieniony żuje munsztuk, i kopytem ryje.
Wychodzi Dydo licznym zdobiona orszakiem,
Z włosem więzionym w złocie, z bogatym sajdakiem;
Szatę ma, której brzegi pracą niedościgłą,
Zręczny Tyryjski przemysł umalował igłą.
Boki jej okrążają umięszani społy
Trojanie, Fenikowie, i Julus wesoły,
I Eneasz, myśliwe niosący oręże,
Przyłącza się nad inne dorodniejszy męże.
Taki był, jak Apollo, kiedy Cyntu strony
Nawiedzając, odbiera narodów pokłony.

Gdy w umówione przyszli miejsca stanowiska,
Pod zarosłe bezdroża, przykrych skał urwiska,
Prosto ze sfor ogary w padłszy między łozy,
Zaraz dzikie po górach gonić jęły kozy :
Kupiące się część druga ruszywszy jelenie,
Z hałasem i kurzawą, w gołe pola żenie :
A Julus na dolinie doświadczając koni,
Raz tych, i znowu innych, na swoim przegoni,
Ucieczkę leśnych bydląt z pogardą ogląda,
Z odyńcem, albo ze lwem napotkać się żąda.
Wzrusza się grzmot ogromny, nagle się zachmurza,
Spada gwałtownym gradem przemięszana burza,
Którym konie rażone, i niezwykłym hukiem,
Unoszą różnych różnie, i z Wenery wnukiem.
Walące się z gór wody, nowe rzeki czynią,
Przypadek odkrył ciemną w pobliżu jaskinią,
W niej Eneasz i Dydo szukają zachrony;
Wydany znak od ziemi i swatki Junony :
Wiadome błyska niebo, a na wierzchu skały,
Czyste Nimfy żałosne jęczenia wydały.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.