O rymotworstwie i rymotworcach/Część VII/O zaszczytach powierzchowności

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł O rymotworstwie i rymotworcach
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


O ZASZCZYTACH POWIERZCHOWNOŚCI, SATYRA.

Poprawił dawne błędy starego wiek świeży,
Przedtem mało co dbano o zaszczyt odzieży,
Teraz przeciwnem zdaniem od dawnego wieka.
Nie człowiek czyni suknią, lecz suknia człowieka.
Ten wyrok znamienity i droższy od złota,
Objawił światu Sanszo, sługa Donkiszota.
W trzech słowach treść prawdziwa jest rzeczy zamknięta,
A tych słów taka dzielność i moc niepojęta,
Iż cokolwiek nauka i dowcip oznaczy,
Wszystko się w nich zamyka, wszystko się tłumaczy.
Uczą one, jak można doskonalić postać,
A co więcej nad wszystko, jak szczęśliwym zostać.
Godni politowania prostacy zuchwali,
Którzy dotąd na cnocie szczęście zasadzali,
I miłość kraju godną sławy czynić chcieli,
Nie znali się na sukniach, albo ich nie mieli.
W nich wszystko, a czy w starych, czyli też w młodzieży,
Wartość, wziętość, zawisła od dobrej odzieży.
Nie masz cnoty w gałganach, a kiedy prawdziwa,
Śklni się na axamicie, w złocie połyskiwa,
I odbiera ukłony, które jej są winne.
Prace, pisma, odkrycia zdatne i uczynne
Mogą człeka zalecić. Ale cóż mu potym,
Jeżeli się galonem nie nadstawi złotym?
Jeśli krój nowej sukni do oczu nie błyśnie,
Do drzwi się Mecenasa nawet nie dociśnie.
A choćby się i przedarł, i wszedł w głodną tłuszczą,
I pisarza odepchną i Muzy nie puszczą.
Niechże się suknia zjawi, a kształtna i modna,
Natychmiast drzwi otworem, a co zgraja głodna
Nie zdołała otrzymać, kształtnemu się godzi,
Czeladź wita, otwiera, Jegomość wychodzi.
I dlatego gościowi ulega i służy,
Iż ma żupan różowy, a kontusz papuży.
Albo gdy pałka w ręku, kark chustką buchasty,
Łeb zjeżony, pęk strzępków, a trzewik śpiczasty,
Więc pałka, frak i strzępki mają rozum, zdatność.
Płci pięknej w rozsądzeniu bystra delikatność,
Umie na wskroś przenikać, to o bije w oczy,
Pozór u niej zaleca i pozór uwłoczy.
Nadaje wszystko ubiór złocisty, jedwabny,
A falendysz nieborak, głupi i niezgrabny.
Przekonany iż suknia stanowi człowieka,
Wielbię jej sprawicielów zblizka i zdaleka;
A gdy z nich który swoje zaczyna działanie,
Ledwie śmiem podnieść oczy przez uszanowanie.
Nieladato jest warstat, skąd szczęście wynika.
Zblizka cudotwornego dzieło rzemieślnika
Chcąc widzieć, wszedłem. W stosach ozdobnych a mnożnych
Postrzegłem oświeconych i jaśnie wielmożnych.
Skrawał przewielebnego okrągławą postać,
I narzekał nie mogąc dość atłasu dostać,
Iż z tego w czemby się trzech poetów zmieściło,
Na jednego opasłość nie dość jeszcze było.
Sprawiał dzieło poważne rzemieślnik i sędzia,
Wisiały różnych stanów po ścianach narzędzia.
Na pierwszem miejscu kształtne bekiesze i fraki,
Koło pieca, za piecem, pokorne paklaki.
Co modnego, to w izbie, co stare za drzwiami.
Rozdawacz władał gminem i wielmożnościami,
Oskrobywał rdzę dziką niezgrabnych wieśniaków,
Szlachcił mieszczańską dumę znamiony dworaków.
I gdy odzież do składu każdego stosował,
Marsowacił rycerze, poety nicował.
Co było a zle, znosił, co nie było, sprawiał:

Płaszczył garby, a biodra zaklęsłe nadstawiał.
Zgoła kunsztem przemyślnym, mocą wysilenia,
Jego było trzy części, czwarta przyrodzenia.
Gdy więc to, co odziewa, w działaniu dowodne,
A to co przyodziane, szacunku niegodne,
Trzeba mówić, kunsztowne gdy widzim okrycie,
Kłaniam ci się atłasie, kłaniam axamicie.
A gdy suknia galowa zaśklni w wspaniałości,
Upadam do nóg waszej haftowanej mości.
Wszystko w świecie do jednej dążyć musi mety,
Co są ludziom cmentarze, to sukniom tandety.
Jak ziemia raz oddane zwłoki ludzkie strzeże,
Tak i tam kształtne niegdyś widzimy odzieże.
Wyglądają niekiedy pokornie z pod ławy,
Taralatka wytarta i kontusz dziurawy.
Śmią się bratać z odzieżą; gdzie orderów znaki,
Nicowane żupany, połatane fraki :
Wisi na pańskim płaszczu opończa służebna,
Obok niegdyś koronek leży płachta zgrzebna.
A patrzący gdy zwłaszcza nie ma za co kupić,
Wpada w myśli pobożne, jak czas może złupić,
Jak odrzeć z ozdób, wszystko gdy psuje, zatraca,
Wzdycha — i jak był przyszedł, tak też i powraca.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.