Obrona niedorzeczności, pokory, romansu brukowego i innych rzeczy wzgardzonych/Obrona patrjotyzmu

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gilbert Keith Chesterton
Tytuł Obrona patrjotyzmu
Pochodzenie Obrona niedorzeczności, pokory, romansu brukowego i innych rzeczy wzgardzonych
Wydawca Towarzystwo wyd. „RÓJ“
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia Literacka w Warszawie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Stanisław Baczyński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OBRONA PATRJOTYZMU
Zanik patrjotyzmu w nowoczesnej Anglji jest sprawą poważną i przygnębiającą. Tylko skutkiem tego możliwe stało się pomięszanie zwykłej żądzy posiadania majątku ziemskiego z dawną miłością do ziemi. Gdyby na świecie nie było więcej ponad jedną parę kochanków, możnaby sobie wyobrazić, iż cały słownik miłosny przystosowałby się bez wahania do najbardziej poziomej i prymitywnej żądzy. Gdyby nie zachował się wzór namiętności rycerskiej i oczyszczającej, nikt nie mógłby również mówić, że rozkosz nie nosi żadnego znamienia miłości, że rozkosz jest drapieżna, zaś miłość współczująca, że rozkosz jest ślepa, a miłość czujna, że rozkosz syci się sama sobą, miłość natomiast jest nienasycona. Tak samo dzieje się z miłością do rodzinnego miasta, z tą wzniosłą i prawieczną namiętnością ducha, zapisaną czerwoną krwią na tej samej tablicy, co namiętności naszej przyrody. Ze wszystkich stron słyszy się dziś o naszej miłości ojczyzny, a przecież każdego, czującego istotnie tę miłość, musiałyby te głosy oszołomić, jak człowieka, który słyszałby twierdzenie, że księżyc zjawia się w dzień a słońce w nocy. Musiałby on w końcu dojść do przekonania, iż ludzie ci nie pojmują jasno, co znaczy słowo „miłość“, że nie rozumieją przez słowo miłość tego co rozumiałby mistyk przez miłość do Boga, ale to, co rozumiałoby dziecko przez miłość do bitej śmietany. Dla każdego, miłującego swą ojczyznę jest naprzykład nasza chełpliwa obojętność wobec etyki wojny narodów tylko pełną tajemniczości bzdurą. To tak, jakby ktoś twierdził, że pewien młodzieniec popełnił morderstwo, ale nie martwi się, gdyż jest to jego syn. Jasne jest, że słowa „miłość“ używa się tutaj bez znaczenia. Istotę miłości bowiem stanowi czułość, należąca do jej określenia, a kto występuje przeciw jednej musi stanowczo wyrzec się drugiej. Czułość ta, spotęgowana nieraz aż do chorobliwych granic, stanowiła znamię wszystkich wielkich kochanków jak Dante i wszystkich wielkich patrjotów jak Pitt. „Ojczyzna moja, w prawie i bezprawiu“, oto coś, co nie przyszłoby nigdy do głowy patrjocie, chyba w rozpaczliwym wypadku. To tak, jakby się rzekło: „Matka moja, pijana czy trzeźwa“. Bezwątpienia, gdyby matka porządnego człowieka była pijaczką, dzieliłby on z nią do ostatka jej troski; ale twierdzić, że jest mu obojętne czy matka jego pije czy nie, mogliby tylko ludzie nie znający wielkiej tajemnicy.

Renesans miłości ojczyzny zmusza nas do zniweczenia i otrząśnięcia się z ogłuchłego i zachrypniętego Yingoizmu. Gdy nadejdzie on, zamilkną naraz wszyscy wrzaskliwi krzykacze. Gdyż pierwszą oznaką miłości jest powaga: miłość nie uzna łgarstwa lub pustego zwycięstwa słów. Uzna ona zawsze za najlepszego szczerego doradcę. Miłość czuje pociąg do prawdy przez niezawodny magnetyzm cierpienia; kochankowi nie sprawia przyjemności dziesięciu lekarzy, skaczących wokoło łoża śmierci z wrzaskliwym optymizmem.
Należy tedy zapytać, jak się to dzieje, że ów najmłodszy ruch w Anglji, który wydawał się wielu renesansem patrjotyzmu, nie posiada w oczach naszych żadnego znamienia patrjotyzmu — a przynajmniej patrjotyzmu w jego najwyższej postaci? Dlaczego nabożeństwo naszych patriotów skierowało się wyłącznie w stronę cech i spraw, które same w sobie są dobre, ale stosunkowo zbyt materjalne i trywjalne: do handlu, do siły fizycznej, do odległych granicznych utarczek, do zapasów w dalekiej części świata? Kolonje należą do spraw, z których trzeba być dumnym; ale kraj dumny tylko ze swych obszarów, podobny jest do człowieka dumnego ze swoich nóg. Dlaczegóż niema patrjotyzmu wzniosłego, duchowego, patrjotyzmu centrycznego w głowie i sercu państwa, nie zaś tylko w jednej z jego pięści czy butów? Nieokrzesany marynarz ateński mógł najprawdopodobniej sądzić, że sława Aten polega na właściwem używaniu steru lub też przyzwoitem zaopatrzeniu w czosnek; ale Perykles nie mniemał, iż na tem wspiera się sława Aten. U nas natomiast niema absolutnie żadnej różnicy między patrjotyzmem głoszonym przez nieboszczyka Chamberlaina a Pata Rafferty, który śpiewa: „I co sądzicie o Irlandczykach teraz?“ Zarówno godne szacunku jest skromny sposób myślenia jak tanie chwalenie trywjalności i koszałek opałek.
Słuszną czy niesłuszną, ale posiadam znajomość głównej przyczyny tej ciasnoty angielskiego patrjotyzmu dni dzisiejszych i chcę spróbować ją odsłonić. Można uznać za rzecz naturalną, że człowiek kocha swój ród i swe otoczenie, i że znajduje w nich coś godnego pochwały; ale czy to właśnie jest najbardziej pochwały godne czy nie, będzie zależało od wyjaśnienia istoty rzeczy przez tego człowieka. Gdyby syn Thakeray‘a, przypuśćmy, wyrósł w niewiedzy o sławie i genjuszu swego ojca, nie byłby napewno dumny z tego, że jego ojciec był wzrostu ponad sześć stóp. Zdaje mi się, że jako nacja jesteśmy ściśle w tem samem położeniu, co hypotetyczny syn Thakeray‘a. Zniżamy się w naszym patrjotyzmie do rzeczy ordynarnych i nijakich z prostej przyczyny. Stanowimy jedyny naród świata, którego nie uczą w dzieciętwie jego własnej literatury i jego własnej historji.
Jako naród, znajdujemy się zaiste w niezwykłej sytuacji, nieznajomości swych własnych zasług. Odegraliśmy wielką i świetną rolę w dziejach myśli i uczuć świata; staliśmy pośród pierwszych w tej wiekuistej i bezkrwawej bitwie, gdzie ciosy nie zabijają, lecz płodzą życie. Pod względem malarstwa i muzyki ustępowaliśmy wielu innym narodom; ale w literaturze, nauce, filozofji i krasomóstwie politycznem możemy, biorąc historję naogół, mierzyć się z każdym narodem. Lecz całe to ogromne dziedzictwo duchowej chwały trzymamy od naszej młodzieży zdala, jak kacerstwo, pozwalamy jej żyć i umierać w głupim, dziecinnym patrjotyzmie, którego nauczyła się z pudełka ołowianych żołnierzy. Niema przytem nic złego w pudełku ołowianych żołnierzy; nie spodziewamy się, aby dzieci zachwycały się narówni pięknem pudłem ołowianych filantropów. Tylko, sprawa kiepska z tem, że subtelniejsza i bardziej kulturalna sława Anglji nie jest przedstawiana tak, żeby mogła dotrzymywać kroku wzrastającemu duchowi. Młodzieńcowi francuskiemu wpajają sławę Moliera narówni z chwałą Turenne‘a; chłopca niemieckiego uczą jego własnej wielkiej filozofji narodowej, zanim zacznie się uczyć filozofji średniowiecznej. Rezultatem tego jest, że jakkolwiek patrjotyzm francuski często wpada w obłęd i pyszałkowatość, zaś niemiecki izoluje się i odznacza się pedanterją, żaden z obydwu nie jest wyłącznie głupi, ordynarny i brutalny, jak to bywa często udziałem narodu Bacona i Locke‘go. Jest to dość naturalne, a nawet wobec okoliczności usprawiedliwione. Anglik musi za coś kochać Anglję; skutkiem tego pragnie być dumny z handlu i giełdy, tak samo jak Niemiec może być dumny z muzyki lub Holender z malarstwa, albowiem wierzy istotnie, iż to stanowi główną zasługę jego ojczyzny.
Nie byłoby to ani trochę niezwykłe, gdyby pierwszeństwo do pożerania prowincyj i strącania książąt, było główną chwałą Zuluanów. Niezwykłe natomiast jest, iż stanowi to chwałę główną narodu, mogącego się poszczycić Szekspirem, Newtonem, Burkem i Darwinem.
Zadziwiający brak wielkoduszności i subtelności w obecnym nacjonalizmie angielskim zdaje się nie ma żadnej innej przyczyny, tylko to jawne zaniedbanie nauki literatury ojczystej, jako czynnika wychowawczego. Anglik nie mógłby być na tyle głupi, aby pogardzał innymi narodami, gdyby nawet wiedział, ile Anglja dla nich uczyniła. Wielcy pisarze nie mogą uniknąć przejścia na własność uniwersalną ludzkości.
Brak nauki angielskiej literatury w naszych szkołach, po uczciwym namyśle, jest zjawiskiem wprost zastraszającem. Tak, ale jeszcze bardziej zastraszającem jest, gdy słyszy się wytaczane przez kierowników szkół i innych pedagogów konserwatywnych argumenty przeciw nauczaniu bezpośredniemu języka angielskiego. Powiadają, naprzykład, że olbrzymią moc angielskiej gramatyki i literatury poznaje się podczas lekcyj łaciny i greckiego. To najzupełniejsza prawda, ale przewrotność idei nigdy zdaje się nie będzie dla nich jasna. To tak, jakby się rzekło, iż dziecko zdobywa sztukę chodzenia podczas nauk skakania, lub, że Francuz mógłby nauczyć się z powodzeniem niemieckiego, gdyby pomagał Prusakowi w nauce Ashanti. Stanowczo, najpierwszą zasadą wszelkiego wychowania jest mowa, w której udziela się wychowania; jeśli młodzieniec ma czas na uczenie się jednego przedmiotu, niech uczy się raczej tego.
Rozmyślnie wzgardziliśmy tem wielkiem dziedzictwem wzniosłego uczucia narodowego. Osłoniliśmy nasze szkoły publiczne potężnym murem przed szeptami o chwale Anglji. I otrzymaliśmy swoją karę w dziwnym i przewrotnym fakcie — gdy jednocząca wizja patrjotyzmu uszlachetnia hordy brutalnych dzikusów i bezbarwnych obywateli, stając się dla nich rzeczą najdroższą w życiu — my, my, którzy, niech świadczy świat — jesteśmy ludzcy, godni szacunku i osobiście poważni, mamy patrjotyzm, stanowiący w nas rzecz najgorszą. Cóżeśmy zrobili i dokąd zbłądziliśmy, my, którzyśmy wydali mędrców, mogących rozmawiać z Sokratesem, poetów, mogących wędrować z Dantem, że zachowujemy się tak, jakbyśmy nic innego nie dokonali prócz zakładania kolonij i rozdzielania kopniaków murzynom?
Jesteśmy dziećmi światła, a przebywamy w ciemnościach.
Jeżeli będziemy osądzeni, nie stanie się to wskutek zwykłego przestępstwa ograniczonego umysłu, iż odmówiliśmy szacunku innym narodom, ale wskutek duchowej zbrodni, że nie chcieliśmy uszanować sami siebie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gilbert Keith Chesterton i tłumacza: Stanisław Baczyński.