Od przewrotu listopadowego do pokoju brzeskiego/Mowa Komisarza Ludowego dla spraw zagranicznych

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Trocki
Tytuł Od przewrotu listopadowego do pokoju brzeskiego
Wydawca Stowarzyszenie Spółdzielcze „Książka”
Data wyd. 1920
Druk L. Bogusławski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Mowa Komisarza Ludowego dla spraw zagranicznych.


Towarzysze! Rząd sowiecki Rosji musi teraz nietylko nanowo budować, lecz również zamknąć stare rachunki i do pewnego — bardzo przytem wysokiego — stopnia płacić stare długi: naprzód rachunki wojny, która trwała trzy i pół roku. Wojna była probierzem siły ekonomicznej wojujących krajów. Przy długotrwałej wojnie los Rosji, jako kraju biedniejszego i bardziej zacofanego, był zgóry zdecydowany. W potężnem starciu aparatów wojennych rozstrzygała w ostatniej linji zdolność każdego kraju dopasowywania swego przemysłu do potrzeb wojny, przeistaczania go w najszybszym czasie i odnawiania w coraz większym stopniu narzędzi zniszczenia, które w biegu tej rzezi ludów z taką szybkością zostają zużyte. Każdy lub prawie każdy kraj, w tej liczbie i najbardziej zacofany, mógł na początku wojny posiadać najpotężniejsze narzędzia zniszczenia, t. j. mógł je sprowadzić z zagranicy. Miało to miejsce we wszystkich krajach zacofanych, również w Rosji. Ale wojna szybko zużywa swój martwy kapitał i wymaga ciągłego odnawiania go. Zdolność wojenna każdego oddzielnego kraju, porwanego w wir rzezi światowej, dała się w rzeczywistości mierzyć miarą jego zdolności samodzielnego wytwarzania w czasie wojny armat, nabojów i innych środków zniszczenia.
Gdyby wojna w jaknajkrótszym czasie rozwiązała problemat wzajemnego stosunku sił, to teoretycznie Rosja miałaby możliwość utrzymać takie stanowisko za rowami strzeleckiemi, które zapewniałoby jej zwycięstwo. Ale wojna przeciągała się zbyt długo. I to nie było dziełem przypadku. Już ta jedna okoliczność, że cała międzynarodowa polityka ostatnich pięćdziesięciu lat sprowadzała się do wytwarzania tak zwanej „równowagi” europejskiej, to znaczy do tego, że wrogie siły mniej więcej się równoważyły, już ta jedna okoliczność — jeżeli weźmiemy pod uwagę potęgę i bogactwo nowożytnych państw burżuazyjnych — musiała nadać wojnie uporczywy długotrwały charakter. A to ze swojej strony oznaczało wyczerpanie tych krajów, które były słabsze i pod względem ekonomicznym mniej rozwinięte.
Najsilniejszemi pod względem militarnym okazały się Niemcy, dzięki potędze swego przemysłu i dzięki nowożytnemu, świeżemu i racjonalnemu charakterowi tego przemysłu przy dawno już przestarzałej konstytucji państwowej. Okazało się, że Francja ze swoją przeważnie drobnomieszczańską gospodarką pozostała daleko w tyle poza Niemcami; i nawet tak potężne państwo kolonjalne, jak Anglja, naskutek bardziej konserwatywnego, rutyną opanowanego, charakteru swego przemysłu okazało się słabszem w porównaniu z Niemcami. Gdy rewolucja rosyjska została przez historję postawiona wobec kwestji rokowań pokojowych, nie wątpiliśmy, że będziemy musieli wyrównać przy tych rokowaniach rachunek trzy i półrocznej wojny — jeżeli siła międzynarodowego rewolucyjnego proletarjatu nie przekreśli gruntownie całego tego rachunku. Nie wątpiliśmy, że w imperjaliźmie niemieckim posiadamy wroga, który nawskroś przesiąknięty jest świadomością swej kolosalnej potęgi, — owej potęgi, która tak wyraźnie ujawniła się w przebiegu obecnej wojny.
Wszystkie owe rozważania klik burżuazyjnych, mające wykazać, że bylibyśmy bez porównania silniejszymi, gdybyśmy rokowania owe prowadzili wspólnie z naszymi sprzymierzeńcami, są w gruncie rzeczy pozbawione podstawy. Aby w nieokreślonej przyszłości móc prowadzić rokowania wspólnie z naszymi sprzymierzeńcami, musielibyśmy przedewszystkiem wspólnie z nimi prowadzić dalej wojnę, ponieważ jednak kraj był wyczerpany i osłabiony, to przedłużanie wojny, a nie jej koniec, musiałoby kraj jeszcze bardziej osłabić i wyczerpać. W ten sposób musielibyśmy kiedyś zakończyć wojnę w warunkach, które byłyby dla nas jeszcze bardziej niepomyślne. Gdyby się nawet okazało, że ten obóz, w który wepchnięta została Rosja wskutek międzynarodowych kombinacji caryzmu i burżuazji, — że ten obóz, na czele którego stoi Anglja, wyjdzie z wojny jako zwycięzca — przypuśćmy na chwilę ten mało prawdopodobny rezultat, — to i wtedy, Towarzysze, nie oznaczałoby to jeszcze bynajmniej, że i nasz kraj wyszedłby z tej wojny zwycięski. Przy dalszem bowiem trwaniu wojny musiałaby Rosja również w obrębie obozu zwycięskiego okazać się jeszcze bardziej wyczerpaną, jeszcze bardziej spustoszoną, niż teraz. Panowie tego obozu, t. j. Anglja i Ameryka, zastosowaliby wobec naszego kraju zupełnie te same metody, jakie rozwinęły Niemcy podczas rokowań pokojowych. Przy ocenianiu polityki krajów imperialistycznych byłoby głupią, nonsensowną dziecinnadą, gdybyśmy się dali kierować innemi względami, niż względy gołego interesu i grubej siły. Jeżeli zatem stoimy teraz, jako kraj, osłabieni w obliczu imperjalizmu światowego, to jesteśmy osłabieni nie przez to, że wyrwaliśmy się z ognistego koła wojny i uwolniliśmy się jeszcze przytem z obręczy międzynarodowych zobowiązań wojennych — nie, jesteśmy osłabieni naskutek polityki caryzmu i klas burżuazyjhych, naskutek tej polityki, przeciw której walczyliśmy jako partja rewolucyjna zarówno przed wojną, jak w czasie wojny obecnej.
Przypomnijcie sobie, Towarzysze, w jakich okolicznościach udawała się ostatnio delegacja nasza z jednego z posiedzeń Trzeciego Wszechrosyjskiego Kongresu Sowietów wprost do Brześcia Litewskiego. Zdaliśmy Wam wtedy sprawę ze stanu rokowań i żądań naszych wrogów. Żądania te, jak sobie przypominacie, sprowadzały się do zamaskowanych lub, słuszniej mówiąc, do napół zamaskowanych pożądań zaborczych, do aneksji Litwy, Łotwy, części Estonji, wysp Moonsundzkich i napółosłoniętej kontrybucji, którą szacowaliśmy wtedy na sześć do ośmiu, a nawet do dziesięciu miljardów rubli. W czasie przerwy w rokowaniach, trwającej około dziesięciu dni, rozwinął się w Austro-Węgrzech olbrzymi ferment i wybuchły strajki robotnicze. Strajki te oznaczały pierwsze uznanie dla naszej metody prowadzenia rokowań pokojowych. pierwsze uznanie jakie nas spotkało ze strony proletarjatu państw centralnych wobec żądań zaborczych niemieckiego militaryzmu. Jakże nędznemi natomiast okazują się twierdzenia prasy burżuazyjnej, jakobyśmy potrzebowali dwa miesiące trwającej rozmowy z Kuehlmannem, aby się dowiedzieć, że imperjalizm niemiecki wystawia bandyckie żądania. Nie, o tem wiedzieliśmy z góry. Ale z „rozmowy” z przedstawicielami imperjalizmu niemieckiego staraliśmy się stworzyć narzędzie do wzmocnienia tych sił, które walczą przeciw niemieckiemu imperializmowi. Nie obiecywaliśmy przytem, że dokonamy cudów, lecz twierdziliśmy, że droga, którą kroczymy, jest jedyną drogą, jaka pozostaje rewolucyjnej demokracji, aby zapewnić sobie możność dalszego rozwoju.
Możnaby uskarżać się na to, że proletariat innych krajów i zwłaszcza proletariat państw centralnych zbyt wolno wkracza na drogę otwartej rewolucyjnej walki. Zapewne, tempo jego rozwoju musi być uważane za zbyt powolne — ale bądź co bądź, w Austro-Węgrzech powstał ruch, który rozszerzył się na cały kraj i który jest bezpośredniem echem rokowań w Brześciu Litewskim.
Gdy stąd odjeżdżałem, mówiliśmy, że nie mamy żadnej podstawy do przypuszczenia, że ta fala strejkowa wyrzuci precz militaryzm w Austrji i Niemczech. Gdyby takie było nasze przekonanie, to oczywiście bardzo chętnie złożylibyśmy przyrzeczenie, którego pewne osoby od nas oczekiwały, — mianowicie, że pod żadnym warunkiem nie zawrzemy pokoju odrębnego. Powiedziałem już wtedy, że takiego przyrzeczenia złożyć nie możemy, gdyż znaczyłoby to wziąć na siebie zobowiązanie zwyciężenia militaryzmu niemieckiego. Tajemnicy jednak podobnego zwycięstwa nie posiadamy. I ponieważ nie umieliśmy się zobowiązać, że w najkrótszym czasie zmienimy układ sił międzynarodowych, więc otwarcie i uczciwie oświadczyliśmy, że rząd rewolucyjny może w pewnych okolicznościach ujrzeć się zmuszonym do przyjęcia pokoju aneksyjnego. Upadek takiego rządu musiałby zacząć się od tego momentu, w którym usiłowałby zataić przed własnym ludem rabunkowy charakter tego pokoju, ale nie wtedy, gdy na podstawie przebiegu walki zmuszony jest przyjąć podobny pokój.
Jednocześnie jednak wskazaliśmy na to, że udajemy się do Brześcia Litewskiego w celu dalszego prowadzenia rokowań pokojowych w takich warunkach, które widocznie się dla nas polepszyły, a dla wrogów naszych pogorszyły. Śledziliśmy bieg ruchu w Austro-Węgrzech, i wiele przemawiało za tem — na to powoływali się również posłowie socjaldemokratyczni w parlamencie niemieckim — że i Niemcy znajdują się w przededniu podobnych wypadków. W tej nadziei odjechaliśmy stąd. I już w pierwszych dniach naszego ówczesnego pobytu w Brześciu Litewskim przyniosła nam depesza iskrowa drogą na Wilno pierwsze wiadomości, że w Berlinie wybuchł olbrzymi ruch strajkowy, który, tak samo jak w Austro-Węgrzech, bezpośrednio związany był z biegiem rokowań w Brześciu. Jak to jednak często wynika siłą djalektyki walki klasowej, olbrzymi właśnie rozmiar tego ruchu proletarjackiego — jakiego Niemcy nigdy jeszcze nie widziały — musiał pchnąć niemieckie klasy posiadające do tem ściślejszego połączenia się i do jeszcze większej nieustępliwości. Niemieckie klasy rządzące przesiąknięte są dostatecznie silnym instynktem samozachowawczym, aby zdawać sobie jasno sprawę z tego, że w położeniu, w jakiem się znajdowały pod naciskiem własnych mas ludowych, wszelkie ustępstwa, nawet każde częściowe ustępstwo oznaczałoby kapitulację przed ideą rewolucji. I z tego też powodu Kuehlmann, który w pierwszym okresie, straciwszy głowę, umyślnie przeciągał rokowania, nie ustanawiał żadnych terminów posiedzeń lub trwonił je na sprawy poboczne i formalne, jak tylko strejk został zlikwidowany i on sam mógł się przekonać, że w danym momencie nie grozi już jego mocodawcom żadne niebezpieczeństwo życia — wtedy znowu powrócił do swego tonu zupełnej pewności siebie i zdwojonej agresywności.
Rokowania nasze komplikowały się naskutek udziału w nich Rady Kijowskiej. Zakomunikowaliśmy już Wam o tem ostatnim razem. Delegacja Rady Kijowskiej wynurzyła się w chwili, gdy Rada stanowiła na Ukrainie dość silną organizację i rezultat walki nie dał się jeszcze przewidzieć. W owej właśnie chwili uczyniliśmy Radzie oficjalną propozycję zawarcia z nami określonej umowy, przyczem jako warunek tej umowy stawialiśmy jedno żądanie: aby Rada uznała Kaledina i Korniłowa za kontrrewolucjonistów i nie przeszkadzała nam ich zwalczać. Delegacja Rady Kijowskiej przybyła do Brześcia w tym momencie, gdy spodziewaliśmy się dojść z nią do porozumienia zarówno tu, jak tam. I tam również, w Brześciu, oświadczyliśmy, że dopóki Rada uznana jest prze lud ukraiński, uważamy za możliwe dopuścić ją do rokowań, jako samodzielnego uczestnika. Ale im dalej rozwijały się wypadki na gruncie Rosji i Ukrainy, im głębszy stawał się antagonizm pomiędzy niższemi warstwami Ukrainy a Radą, tem bardziej Rada była gotowa zawrzeć pierwszy lepszy traktat pokojowy z rządami państw centralnych i w razie potrzeby przywołać militaryzm niemiecki do wtrącenia się w sprawy wewnętrzne Republiki Rosyjskiej, w celu poparcia Rady przeciw rewolucji rosyjskiej.
9-go lutego n. st. dowiedzieliśmy się, że prowadzone za plecami naszemi rokowania pokojowe pomiędzy Radą i państwami centralnemi zostały podpisane. 9-ty luty jest dniem urodzin króla bawarskiego Leopolda i, jak to jest zwyczajem w krajach monarchicznych, uroczysty akt historyczny — nie wiem, czy za zgodą Rady Kijowskiej — naznaczony był na ten właśnie dzień. Generał Hoffmann salutował z armat na cześć Leopolda Bawarskiego, zwróciwszy się naprzód do delegacji kijowskiej o pozwolenie na te wystrzały salutowe — gdyż na podstawie traktatu pokojowego Brześć Litewski przeszedł do Ukrainy. Wypadki przyjęły jednak taki obrót, że w chwili, gdy generał Hoffmann prosił delegację Rady Kijowskiej o pozwolenie na owe wystrzały armatnie, Rada po odliczeniu Brześcia Litewskiego posiadała już niezbyt wielkie terytorjum. Na podstawie depesz, które otrzymaliśmy z Piotrogrodu, zawiadomiliśmy oficjalnie delegacje państw centralnych, że Rada Kijowska przestała istnieć — okoliczność, która w biegu rokowań pokojowych w żadnym razie nie mogła być obojętną. Zaproponowaliśmy hr. Czerninowi, by wysłał swych przedstawicieli w towarzystwie naszych oficerów na Ukrainę w celu przekonania się, czy jego kontrahent, Rada kijowska, wogóle egzystuje jeszcze, czy nie. Zdawało się, że Czernin chętnie się na to zgodzi; gdy jednak zadaliśmy mu pytanie: czy oznacza to również, że traktat z delegacją kijowską nie będzie podpisany, zanim jego wysłannicy nie powrócą — wtedy opanowały go wątpliwości i podjął się zapytać o to Kuehlmanna. Po rozmowie z tym ostatniem przysłał nam odpowiedź przeczącą. Było to 8-go lutego — na 9-go zaś musieli mieć już podpisany traktat; sprawa ta nie cierpiała zwłoki. Nie tylko z powodu urodzin króla bawarskiego Leopolda, lecz również z ważniejszego powodu, który Kuehlmann bezwątpienia wyjaśnił Czerninowi: „Gdybyśmy teraz mieli posłać naszych przedstawicieli na Ukrainę, to ostatecznie mogliby się oni naprawdę przekonać, że Rada nie istnieje więcej. A wtedy mielibyśmy przed sobą jedynie i wyłącznie delegację wszechrosyjską, co pogorszyłoby nasze szanse przy rokowaniach“... Ze strony austro-węgierskiej delegacji mówiono nam: „Zejdźcie z gruntu zasad, postawcie kwestję na gruncie bardziej praktycznym, a wtedy delegacja niemiecka pozwoli mówić z sobą... Dla Niemców będzie rzeczą niemożliwą prowadzić dalej wojnę tylko z powodu wysp Moonsundzkich, jeżeli Wy to żądanie postawicie konkretnie”... Myśmy na to odpowiadali: „Zgoda, chętnie gotowi jesteśmy zbadać ustępliwość Waszych kolegów z delegacji niemieckiej. Dotąd traktowaliśmy o prawie samookreślenia Litwinów, Polaków, Łotyszów, Estończyków i innych i we wszystkich tych kwestjach stwierdziliśmy, że o prawie samookreślenia nie mogło być mowy. Otóż chcemy teraz zobaczyć, jakie jest Wasze stanowisko wobec samookreślenia jeszcze jednego ludu, mianowicie rosyjskiego, jakie są pod względem militarno-strategicznym Wasze zamiary i plany, które się ukrywają za Waszem zajęciem wysp Moonsundzkich. Wyspy te bowiem, jako część składowa niezależnej Republiki Estońskiej lub jako własność Federacyjnej Republiki Rosyjskiej posiadają znaczenie obronne; w rękach zaś Niemiec nabierają wartości zaczepnej i zagrażają właściwemu centrum życiowemu naszego kraju i szczególnie Piotrogrodowi“. Ale Hoffmann nie zgodził się, naturalnie, na najmniejsze ustępstwa. Wtedy nadeszła chwila decyzji. Wypowiedzieć wojny nie byliśmy w stanie. Byliśmy zbyt słabi. Armja utraciła swój związek wewnętrzny. W celu ratowania naszego kraju, w celu przezwyciężenia procesu rozkładowego musieliśmy wytworzyć na nowo wewnętrzną spójnię mas pracujących. Ta spójnia psychiczna może być stworzona tylko na drodze pracy produkcyjnej na roli, w fabryce i warsztacie. Masy pracujące, które poddane zostały niesłychanym cierpieniom i katastrofalnym doświadczeniom wojny, muszą powrócić do swej roli, swych fabryk, gdzie będą mogły napowrót znaleźć siebie i wzmocnić się w swej pracy, i tylko w ten sposób będziemy w stanie wytworzyć dyscyplinę wewnętrzną. Jest to jedyne wyjście dla kraju, który teraz pokutuje za grzechy caryzmu i burżuazji. Jesteśmy zmuszeni zaprzestać tej wojny i wyprowadzamy armję z piekła rzezi. Jednocześnie jednak oświadczamy w obliczu militaryzmu niemieckiego: Pokój, który nam narzucacie, jest pokojem przemocy i rabunku. Nie chcemy pozwolić, abyście Wy, panowie dyplomaci, mogli powiedzieć robotnikom niemieckim: „Wy nazywaliście nasze żądania podbojami i aneksjami, ale patrzcie, przynosimy Wam podpis rewolucji rosyjskiej, położony pod temi żądaniami!” — Tak, jesteśmy słabi, nie możemy teraz prowadzić żadnej wojny, ale posiadamy dość siły rewolucyjnej, aby pokazać, że z własnej woli nie kładziemy swego podpisu pod umowę, którą Wy mieczem swoim piszecie na ciele żywych ludów. Odmówiliśmy naszych podpisów! Towarzysze, sądzę, że postąpiliśmy słusznie.
Towarzysze! Nie chcę twierdzić, że atak Niemiec przeciwko nam jest wykluczony — takie twierdzenie byłoby zbyt ryzykowne, jeżeli się ma przed oczami siłę partji imperjalistycznej w Niemczech. Sądzę jednak, że stanowisko, które zajęliśmy w tej kwestji, w wysokim stopniu utrudniło atak militaryzmowi niemieckiemu. Ale co, jeżeli Niemcy pomimo wszystko zaatakują nas? Na to możemy tylko jedno odpowiedzieć: Jeżeli w kraju naszym, wtrąconym w stan wyczerpania i zrozpaczenia, jeżeli w tym kraju można rozbudzić odwagę żywiołów rewolucyjnych i zdolnych do życia, jeżeli w kraju naszym możliwa jest walka w obronie naszej rewolucji i widowni tej rewolucji — to jest to możliwe tylko naskutek wytworzonej obecnie sytuacji, jako rezultat naszego wycofania się z wojny i naszej odmowy podpisania traktatu pokojowego.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Trocki i tłumacza: anonimowy.