[85]DO RZYMIAN.
VI.
Delicta maiorum.
Za grzechy przodków będziesz pokutował
O Rzymianinie! póki świątyń szczyty
Nie wstaną, już się walące na pował,
I póki z bożyszcz kurz nie będzie zmyty.
Kornyś przed niebem — świat na twe rozkazy;
Z Bogów początek, z Bogów koniec idzie —
Gdyś nimi wzgardził, powiedz, ile razy
Hesperya grzęzła w nędzy i ohydzie.
W dwóch bitwach sprzecznych woli samych Bogów
Mones i Pakor zbili nasze szyki,
[86]
I łup bogaty wzięty nam przez wrogów
Zdobił ich z podłej miedzi naszyjniki.
Roma rozdarta wnętrzną waśnią — oto
Szła już na pastwę Etyopa z Dakiem,
Gdy tamten groźną napierał ją flotą,
A ten częstował pełnym strzał sajdakiem.
Wiek ten zbrodniczy naprzód skaził łoże
Małżeńskie, potem rodzinę i plemię —
Z tego to źródła wyszły kary boże
Na wszystek naród i ojczystą ziemię.
W jońskich się pląsach lubuje dziewica
Zaprawiając się wczas do sztuczek innych,
I już lubieżną myślą chuć podnieca,
Acz jeszcze z latek nie wyszła dziecinnych.
Prędko w niej żądza w pożar się rozpala —
Lecz w towarzyszach mężowskich hulanek
Już doraźnego nie szuka chabala
Z którymby poszła gdzie w ciemny krużganek.
Tylko otwarcie wstaje, gdy kto woła
Wobec małżonka — czy to kupczyk który,
[87]
Czy z hiszpańskiego statku patron — zgoła
Każdy, kto bezwstyd zapłaci jej z góry.
Nie z takich matek zrodzone te chłopy,
Co krwią punicką zrumienili fale,
Pyrrusów zgnietli, rzucili pod stopy
Z Antyochami srogie Annibale.
A był to zastęp tych kmiecych żołnierzy
Nałożnych pługiem sabelskim ryć ziemię,
Co to na rozkaz surowej macierzy
Do domu dźwigał na plecach drew brzemię.
Wtenczas, gdy długi cień padał z wierzchołków
Gór, a z błękitu zjeżdżał wóz słoneczny
I z jarzma karki oswobadzał ciołków
I na spoczynek zapraszał bezpieczny.
Czegoż niszczący wiek ten nie obali?!
Ojcowie nasi mniej warci niż przodki:
A my się w ojców naszych tak nie wdali
Że po nas tylko zostaną wyrodki.