[160]Odjazd.
Mórz wał o piersi skał rozbija fal swych szał
I nadbrzeżne granity. Morze szalejące,
I pieniące — i huczące — i bryzgające
Pieni swoich bałwanów tysiące.
Oderwane znikają baraki i śpichrze,
Zgrzyta pomost w łańcuchu. Słychać gwar —
Szereg pomostów i doków i gar —
I ognie spiętrzonych latarń i far —
Chwieją się w wichrze,
Co biczuje morski piach
I słupy — i wieże — i dach...
I gdy maszty zaskrzypią — i fale się wydmą,
Szalony okręt mój kotwicę ciska.
I — na zenitach mając portu widmo —
Ryczy całą mocą swego pyska
Na wichry i gromy
I mknie zwierz błyskawiczny przez morza ogromy.
[161]
O, na jakiż to obłęd niewiadomy —
Na jakie sny letargiczne,
Na jakie przebudzenia magnetyczne,
Na jakie Pozaświaty, na jakie Gdzie-bądź
W promieniach konwulsyjnych słońc?
Na jakie grozy i mrozy,
Na jakie rafy i trafy,
Na jakie złote Potozy,
Na jakie steru i masztów rozłomy —
O, na jakie miraże — i śmiechy — i kwiaty
Pędzi mój okręt, dziki mors zębaty —
Zwierz błyskawiczny przez morza ogromy? —
Ale ta, co rozsądku mego dzierży stery —
Trzymając bladą lampę w ręku,
Weszła na wielkie debarkadery —
I patrzy, jak mój okręt odpływa w rozjęku,
Na widnokręgów niewiadomych sfery...