<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Edward Odyniec
Tytuł Ofiara Przerwana
Pochodzenie Poezye
Data wyd. 1874
Druk Drukarnia Gazety Lekarskiej
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
OFIARA PRZERWANA.

(WE TRZECH CZĘŚCIACH).




I

PROŚBA,

Ze skały, na mój honor, kuta ojców dusza.
Łzy, prośby, narzekania, nic ich nie porusza.
Otway.

„Ojcze mój! zabij mię raczéj,
Zakop mię żywą do ziemi,
Lub się méj użal rozpaczy,
Porusz się łzami mojemi!

„W raj rozkwitnie puszcza dzika,
W wosk zmięknieje skała twarda,
Niż ja zapomnę Henryka,
Niż będę żoną Oskarda!“ —

— „Zofio! porzuć te szały!
Pełń me rozkazy spokojnie.
Twój Henryk albo niestały,
Albo zabity na wojnie.“ —

—„O! nie! mój ojcze kochany!
Dusza Henryka nie płocha;
Nie zna on zdrady, ni zmiany,
Jak wprzód mię kochał, tak kocha.

„Tyś go uczył, dla ojczyzny
Poświęcać zdrowie i życie:
W jéj obronie wzięte blizny
Wstrzymały jego przybycie.

„Pomnę, dając pożegnanie,
Gdyś go przyodziewał zbroją,
Rzekłeś: „Wróć, dzielny młodzianie!
Wróć, a Zofia jest twoją!“ —

— „Niebaczna! zkąd ci ta śmiałość?
Wiem, dokąd zmierza twa mowa.
Śmiesz mię winić o niestałość? —
Niech wraca! dotrzymam słowa.“ —

— „Ojcze mój! wieczne ci dzięki!
Wyrwałeś mię z głębi piekła.“ —
I znowu krasa jutrzenki
Blade jéj lica powlekła.

Topiąc w córce wzrok sokoli,
Twarz Hrabiego gniewem bladła,
I dłoń jego poniewoli
Na rękojeść miecza spadła.

„Ojcze! wstrzymaj groźbę gniewną,
Każ zwlec naglone wesele!

Henryk, mam wiadomość pewną,
Powróci w przyszłą Niedzielę.“ —

— „Wiadomość?“ — rzekł Hrabia srogo,
Mierząc ją okiem surowo. —
„Wiadomość? — Zkąd i od kogo? —
Lecz mniejsza! dałem ci słowo.

„Wiedz tylko, skoro połowy
Żądana dojdzie Niedziela,
Żadnéj nie słucham odmowy,
Chwilą nie zwłóczę wesela.“ —

Tak rzekł — a serce dziewicy,
Jako kwiat po nawałnicy,
Gdy wiatry rosę obwieją,
Słodką zakwitło nadzieją.




II
OCZEKIWANIE.

Lecz próżno czeka i czeka,
Nikt nie przejeżdżał tym szlakiem.
A. Mickiewicz. — Rybka

Zaledwie ranek Niedzieli
Pozłocił wieże zamkowe,
Zjeżdżają goście weseli,
Brzmią wkoło pieśni godowe.

Ciężarem sreber schylone
Giermkowie stoły ubrali:
Zamku dziedzińce przestronne
Zalały tłumy wassali.

Zegar południa domierza,
Wszystko gotowe w kaplicy.
Lecz jeszcze nié ma rycerza,
Ni młodéj oblubienicy.

Ona w weselnéj odzieży,
I we łzach gorzkich od ranka,
U okna wysokiéj wieży,
Czeka przybycia kochanka.

Okiem panując nad drogą,
Słucha, nie śmiejąc oddychać.
Ale nie widać nikogo,
Ale nikogo nie słychać.

„Aneto! wstąp tu na wieżę,
Siądź przy mnie, patrz na tę drogę!
Może go wzrok twój dostrzeże,
Ja nic już widzieć nie mogę.“ —

Rzekłszy, twarz chustką zasłoni.
„Aneto! która godzina?“ —
 — „Pół biło.“ — Spojrzy po błoni,
I znowu płakać zaczyna.

— „Aneto! nie widzisz kogo?
Nie słyszysz tententu w lesie?“ —

— „Wiatr tylko szumi, i drogą
Tumany piasku tu niesie.“ —

— „Henryku! gdzieżeś kochany?
Przyjdź, skrusz piekielne zamęźcie! —
Przebóg! czy może twe rany?
Czy jakie nowe nieszczęście?... —

„Aneto! któraż godzina?“ —
— „Kwadrans już tylko.“ — „O! Boże!“
W tobie nadzieja jedyna,
Twa dłoń mię chyba wspomoże.

„Aneto! nie widzisz kogo?
Nie słyszysz tententu w lesie?“ —
— „Wiatr tylko szumi, i droga
Tumany piasku tu niesie.“ —

— „I nicże więcéj?“ — „Nic zgoła.“ —
— „O! ja nieszczęsna! niestety!
Czas nagli, powinność woła.
Henryku! gdzie ty? ach! gdzie ty? —

„Niewdzięczny! ty u nóg innéj
Z łez może, z żalów mych szydzisz,
Z mojej miłości niewinnéj!...
Aneto! nic–że nie widzisz?“ —

— „Słyszę, słyszę tentent koni,
Widzę, jak lecą w zawody.
To oni! pani, to oni!“ —
— „Oni! kto oni?“ — „Pan młody.“

— „Okrutna! — toż więc nie miną
Nad śmierć straszniejsze mi śluby? —
O! ty, łez moich przyczyno!
Gdzieżeś, ach! gdzieżeś mój luby!?

„Zbliża się moment straszliwy,
Stało się! czekam daremnie. —
Henryku! żyj więc szczęśliwy,
Gdy nim być możesz bezemnie!“ —

Ale już ostatnie słowa
Dźwięk podnożnych spiżów głuszy,
Co jak trąba pogrzebowa
W tęsknéj się rozlega duszy.

„Córko! minęła godzina —
Rzekł Hrabia — wszystko gotowo.
Pomnij, o! moja jedyna!
Na posłuszeństwo i słowo.

„Nie truj ojca swemi łzami!
Niech się wzgardą płaci wzgarda.
Henryk jawnie wzgardził nami,
Pójdź, zostań żoną Oskarda!“ —

— „Zostanę, ojcze! zostanę.
Miłość, nienawiść przemogę.“ —
I oko łzami zalane
Na próżną pobiegło drogę.




III
ŚLUB.

Mnie księże stułą wiąż
A. Mickiewicz. — Lilija

Gdzie się pysznemi kolumny
Kościelny dźwigał przysionek,
Obiecaném szczęściem dumny
Stał niecierpliwy małżonek.

Wkoło sąsiedni młodzieńce,
Lśniący od złota i stali,
W mirtowe ubrani wieńce,
Oblubienicy czekali.

Patrzcie! to ona! to ona!
A przy niéj drużki dwie młode.
Z czoła jéj biała zasłona
Kształtną obwiewa urodę.

Jak w wodzie promień księżyca,
Tak ona drżąca i blada;
Łzami zalana źrenica
Nieśmiało ku ziemi spada.

Zagrzmiały kotły i rogi,
Drżą echem okna kaplicy,
Skoro w jéj święte wszedł progi
Oskard przy pięknéj dziewicy.

Ku uroczystéj ofierze
Wszelki zrobiwszy porządek,

Ksiądz kończył zwykłe pacierze,
I święty zaczął obrządek.

Na złotéj tacy pierścionki
Słowem i wodą poświęca,
Młodemu pierścień małżonki,
Małżonce dając młodzieńca.

I dłoń prawą wzniósłszy w górę,
Czyta przysięgę powoli.
„Bierzesz go za męża?“ — „Biorę.“ —
— „Z własnéj–li, wolnéj swéj woli? —

„Milczysz? — odpowiadaj śmiele!
Co znaczą te łzy i żale?“ —
Lecz jakiż to krzyk w kościele?
„Stój, księże! precz ztąd, wassale!“ —

Jakiż to rycerz, dla Boga?
Postawa kształtna i śmiała,
Twarz razem miła i sroga
Niecierpliwością pałała.

Zbroica czarna, bez znaku,
Pianą i kurzem okryta;
Na czarnym jego szyszaku
Czarna wahała się kita. —

Zlękły rycerza widokiem
Lud korne czoła uniża;
On idzie naglonym krokiem,
I do ołtarza się zbliża.

Szmer głuchy powstał w kaplicy —
Kto on jest? zgadnąć nie mogą.
Drży serce biednéj dziewicy
Między nadzieją i trwogą.

Nieba! to Henryk jéj luby!
Radośnym wita go krzykiem. —
Ksiądz kończył zaczęte śluby,
Lecz już z kochanym Henrykiem.

1823.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Edward Odyniec.