<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Olbrzym z opuszczonej kopalni
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 9.3.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Zwycięstwo

— Może vaqueros znajdują się w niebezpieczeństwie... — mruknął po chwili baron.
— Albo nasi wpadli w zasadzkę. — zauważył Buffalo Bill.
Nagle Cody odwrócił się, na jego twarzy ukazał się wyraz zdumienia.
— Co się z tobą dzieje, Bill? — zdziwił się baron.
Ale i na jego twarzy ukazał się wyraz niezwykłego zdumienia. Buffalo Bill nie miał potrzeby odpowiedzieć na pytanie barona. Clayton-Pierce zniknął nagle ze skały.
— Do pioruna! — zaklął baron. — To nie jest człowiek, lecz meteor!...
— Bardzo żałuję, że nas opuścił, — rzekł Cody. — Myślałem, że będziemy mogli wydobyć z niego jakieś informacje.
— Czy będziemy go ścigać? — zapytał baron.
— Może później. Teraz musimy odnaleźć naszych przyjaciół, którzy potrzebują może pomocy.
Buffalo Bill począł szybko biec przez wąwóz, a za nim galopował baron na swych krótkich nóżkach. Gdy obaj znaleźli się u wejścia do pierwszego wąwozu, usłyszeli odgłosy strzelaniny.
— Do stu tysięcy grzechotników!... — rozległ się nagle znajomy głos. — Na nich, chłopcy!... Mamy tych łotrów!....
Strzelanina umilkła i dał się tylko słyszeć hałas, jakby kilku ludzi walczyło z sobą zapamiętale. Buffalo Bill i baron przyśpieszyli kroku, ale gdy znaleźli się na miejscu, w którym odbywała się walka okazało się, że przybyli zbyt późno.
Potyczka była zakończona. Czterech vaqueros stłoczyło się między czterema jeźdźcami, z których jeden, ku wielkiemu zdumieniu Codyego, miał na sobie strój meksykański. Dziwny ten Meksykanin pogrążony był w przyjacielskiej rozmowie Nolanem.
Mały Lampart szybko rozbroił bandytów i w chwili, gdy Buffalo Bill i baron pojawili się u wejścia do wąwozu, Indianin spostrzegł przyjaciół.
— Pae-has-ka! — zawołał radośnie.
Oczy wszystkich wywiadowców zwróciły silę w stronę nadchodzących.
— Hurra! — zawołał człowiek w stroju meksykańskim. — Jesteśmy znów razem!... Cody wrócił!
— Niech żyje Cody! Niech żyje baron! — zawołał grzmiącym basem Nick.
— Uważać na jeńców! — zawołał ostrzegawczo Buffalo Bill.
Meksykanie, korzystając z nieuwagi wywiadowców, rzucili się co tchu w stronę swych koni, które znajdowały się w odległości zaledwie kilku kroków. Wywiadowcy również rzucili się do koni i rozpoczęli pościg.
Człowiek w stroju meksykańskim pierwszy dopadł uciekającego Ramona, skoczył w biegu na jego konia i obaj jeźdźcy znaleźli się na ziemi i zwarli się w zapasach. Po krótkiej walce herszt banitów został pokonany. Buffalo Bill i Mały Lampart rzucili się w tym kierunku, gdzie przed chwilą toczyła się walka.
— Do pioruna! — zawołał człowiek w stroju meksykańskim. — Tego jeszcze brakowało, żeby ten łotr Ramon umknął!... Na szczęście mam go!...
— Ależ to Hickock! — zawołał zdumiony Buffalo Bill.
— Ten strój przyda mi się, jak widzisz... — uśmiechnął się szeroko Dziki Bill. — Ramon dał się nabrać i wpadł w zasadzkę.
Vaquero zgrzytnął zębami.
— Ramon nie ma dziś szczęścia, — rzekł Buffalo Bill. — Nic mu się dziś nie udaje, nawet ze skarbem nie powiodło mu się.
— Ze skarbem? — zdziwił się Hickock.
— Tak. Znalazł skrytkę z ośmioma baryłkami, ale wszystkie były puste.
— Niemożliwe!...
— Sam wszystko widziałem... — uśmiechnął się Cody.
— Carramba!... — zaklął bandyta. — Więc to Buffalo Bill. — Okradłeś mnie, łotrze!...
— Uspokój się, — rzekł Buffalo Bill. — To nie ja zabrałem srebro, które zresztą nie należy do mnie
— A więc kto...?
— Tego nikt nie wie. Może to dzieło naszego olbrzyma, może innego człowieka...
— Ty za to wszystko jesteś odpowiedzialny! — wybuchnął Ramon. — Gdyby nie ty, olbrzym... —
—...zostałby zabity! — dokończył Buffalo Bill. — Na szczęście jednak olbrzym żyje, a ty jesteś w naszych rękach.
— Nie chciałem go zabić...
— Powiedzmy. A czy sądzisz, że znalazłbyś skarb bez planu.
— Miałem plan... — mruknął ponuro bandyta.
— Od godziny dopiero. Clayton-Pierce umyślnie ci go podrzucił, żeby zabawić się widokiem twojej wściekłości.
— Skąd pan wie?...
— Byłem wraz z baronem przy boku olbrzyma, — uśmiechnął się Buffalo Bill.
— Por Dios! — wrzasnął bandyta. — Zapłacisz mi za to, Buffalo!
— Nie zmieniajmy ról... — rzekł spokojnie Cody. — Narazie ty otrzymasz zasłużoną zapłatę za wszystkie łotrostwa.
— Jeszcze spotkam kiedyś tego dzikusa!..
— Powinieneś starać się uniknąć tego spotkania za wszelką cenę, — rzekł spokojnie Cody. — Ten dzikus połamie ci wszystkie kości.
— Moi ludzie mnie pomszczą, — mruknął ponuro bandyta.
Tymczasem Nick i Nolan wrócili z pościgu z pustymi rękoma. Bandyci zdołali uciec i ukryli się w górach.
— Dobrze, że Ramon nie uciekł, — rzekł Buffalo Bill. — Cała banda nie jest groźna bez jego kierownictwa.
Ramon ciągle jeszcze kipiał z wściekłości, ale odpowiadał na pytania Buffalo Billa. Okazało się, że bandyci zaczaili się na drodze do chaty i zdołali schwytać olbrzyma na lasso. Osiem sznurów jednocześnie owinęło szyję Clayton-Pierce’a i pozbawiło go przytomności.
Gdy Buffalo Bill został strącony do podziemi, bandyci uciekli przez inne podziemne przejście. Popełnili jednak zasadniczy błąd, gdyż chcąc zabrać ze sobą olbrzyma, przecięli mu więzy.
Clayton - Pierce jednym ciosem powalił najbliższego vaquero i w sekundę później zniknął między skałami.
Buffalo Bill chciał, żeby Ramon pokazał mu wszystkie podziemne korytarze, prowadzące z chaty do pobliskich wąwozów, ale bandyta uparł się i przestał wogóle odpowiadać na pytania.
Baron zaproponował, żeby wrócić do chaty, gdzie wywiadowcy znaleźliby zasłużony odpoczynek. Projekt barona został przyjęty i niebawem wszyscy znaleźli się w chacie, która służyła za schronienie bandzie vaqueros.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.