<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Olbrzym z opuszczonej kopalni
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 9.3.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Podstęp Claytona

— Niech go diabli porwą! — zawołał baron. — Ten człowiek zadrwił sobie z bandytów!...
Olbrzym podniósł wzrok na Buffalo Billa i na jego ustach ukazał się jakby cień uśmiechu. Ale w chwilę potem niezwykły olbrzym zacisnął szczęki i wydał pomruk nienawiści. Buffalo Bill i baron wytężyli wzrok i słuch i po chwili usłyszeli odgłos kopyt końskich na skałach. Odgłos ten stawał się co raz wyraźniejszy.
Olbrzym rzucił skrawki pergaminu na ziemię, poczem, rozejrzawszy się bacznie na wszystkie strony, chwycił Buffalo Billa i barona za ręce i zaciągnął ich do jakiejś rozpadliny. W kilka minut później w wąwozie ukazało się czterech jeźdźców, którzy kierowali się w stronę ukrytego między skałami wyjścia z podziemnego tunelu.
Jeźdźcy ci — byli to vaqueros i Ramon znajdował się między nimi. Ramon jechał na czele swego nielicznego oddziału. Nagle zatrzymał się i z ust jego wydarł się okrzyk niepohamowanej radości, gdyż dostrzegł leżące na ziemi skrawki pergaminu.
Ramon zeskoczył z siodła i drżącymi rękoma pozbierał drogocenne papierki. Obejrzał je ze zdumieniem i wydał ponownie okrzyk dzikiej radości. Vaqueros zeskoczyli z koni i zgrupowali się dokoła swego dowódcy, który im coś tłumaczył z ożywieniem.
Buffalo Bill i baron nie mogli odróżnić słów, ale widzieli, że Ramon rozłożył na skale wszystkie części planu, zestawił je i począł odczytywać napisy, uwypuklone przez chemika Ridgmana.
— Dlaczego on im zostawił plan?... — mruknął baron. — Teraz znajdą skarb i nam nic nie zostawią...
— Nie spiesz się tak z sądem... — odparł Buffalo Bill. — Clayton-Pierce wie co robi.
W istocie, olbrzym patrzył zupełnie spokojnie, jak Ramon składa i odczytuje plan, a gdy vaqueros dosiedli koni i poczęli się oddalać w kierunku, oznaczonym prawdopodobnie przez plan, na twarzy rzekomego dzikusa pojawił się wyraz zadowolenia.
Olbrzym uśmiechnął się do Buffalo Billa i dał mu znak ręką, aby szedł za nim. Baron począł również posuwać się naprzód, potykając się o kamienie. Clayton-Pierce począł teraz posuwać się nie dnem wąwozu, lecz między skałami i kamieniami naprzełaj. Była to droga bardzo uciążliwa i baron klął pod nosem, jak poganin.
Buffalo Bill zrozumiał jednak plan swego przewodnika. Clayton-Pierce zamierzał dotrzeć do miejsca, gdzie miał być zakopany skarb, wcześniej niż bandyci i dlatego wybrał drogę na przełaj.
Po kilkunastu minutach uciążliwej drogi przez skały i rumowiska nasza trójka dotarła do brzegu innego wąwozu.
— Przybyliśmy wcześniej... — szepnął Buffalo Bill do barona. — Tamci już niebawem nadjadą...
Olbrzym położył się na skale tuż nad zboczem wąwozu i gestem dał do zrozumienia obu wywiadowcom, żeby uczynili to samo. W kilka minut później w wąwozie zjawił się Ramon i jego ludzie.
Ramon jechał przodem. Zatrzymał się nagle w tym miejscu, gdzie nad jego głowa ukrywali się niewidzialni Cody, baron i olbrzym. Vaqueros zatrzymali się i wszyscy zsiedli z koni. Ramon począł wykonywać dziwne czynności.
Stanął u przeciwległego brzegu wąwozu i począł liczyć kroki w różnych kierunkach. Wreszcie wskazał swym podwładnym jakiś wielki, płaski głaz i kazał go odsunąć. Vaqueros zabrali się raźno do pracy i niebawem pod skałą czerniał tajemniczo głęboki otwór.
Ramon zagłębił w tym otworze obie ręce i po chwili z ust jego wydarł się okrzyk radości, podchwycony przez jego towarzyszy. Herszt bandytów wyciągnął z otworu niewielką baryłkę...
— Srebro... — szepnął baron.
— Patrz... — mruknął Cody. — Meksykanie wyglądają, jakby ich to wcale nie cieszyło...
Istotnie, łatwość, z jaką Ramon wyciągną} baryłkę z otworu, była zdumiewająca i podejrzana. Baryłka, napełniona srebrnymi monetami, powinna była ważyć znacznie więcej. Ramon gorączkowo wybił dno baryłki i... zaklął straszliwie.
Baryłka była zupełnie pusta!
Ramon wydobywał teraz szybko jedną baryłkę po drugiej. Wszystkich osiem było zupełnie pustych. Vaqueros poczęli wrzeszczeć i kląć tak głośno, że echo rozlegało się po całym wąwozie. Olbrzym zaśmiał się cicho.
Nagle Buffalo Bill drgnął. Na zakręcie wąwozu zjawił się jeszcze jeden Meksykanin, który skierował się szaleńczym galopem w stronę grupy vaqueros. Cody zrozumiał, że musiało się stać coś niezwykłego.
Ramon j jego towarzysze przerwali wrzaski i zwrócili się w stronę nowo przybyłego. Meksykanin spiął konia w pewnej odległości od Ramona i począł wydawać jakieś okrzyki, wymachując rękoma i zdradzające znaki niezwykłego wzburzenia
— Co to znaczy, Buffalo? — zaniepokoił się baron.
— Ten drab wzywa pomocy. — rzekł Cody. — Teraz zawraca konia...
— Chce ich prowadzić...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.