<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Olbrzym z opuszczonej kopalni
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 9.3.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Niespodziewana wizyta

Buffalo Bill był niemało zdumiony, gdy coś ciężkiego spadło nagle na podłogę podziemnej izby. To coś miało jednak ludzkie kształty i zdumiony Cody zawołał:
— Wilhelm!...
— Ach... — jęknął poczciwy Holender. — Strasznie się potłukłem... Ale co ty tu właściwie robisz, Buffalo?
— Właśnie chciałem cię zapytać o to samo... — uśmiechnął się Buffalo Bill. — Skąd się tu wziąłeś?
— Z góry, — rzekł poważnie baron.
— To jest zrozumiałe, ale kto cię tu zrzucił?
— Ten przeklęty „greaser“... — jękną baron. — Musiałem stanąć na jakiejś ukrytej klapie i ten łotr wytransportował mnie na dół... Bolą mnie wszystkie kości...
— Czy byłeś sam na górze?
— Nie, przecież mówiłem, że był tam jeden z bandytów...
— Ten drab oparł się o kominek?
— Tak!... A skąd wiesz!?...
— To się i mnie wydarzyło, — rzekł z uśmiechem Buffalo Bill. — W kominku musi być jakiś aparat.
— Teraz rozumiem! — zawołał baron. — Więc dlatego ten drab opowiedział mi bajkę o tym nożu!...
— Gdzie jest reszta naszych chłopców? — zapytał Buffalo Bill.
— Wszyscy cię szukają...
— Hm... — mruknął Cody. — Wejść tu jest rzeczą łatwą, ale z wyjściem jest znacznie trudniej.
Wilhelm opowiedział Buffalo Billowi o wszystkim, co się wydarzyło podczas jego nieobecności, a Buffalo Bill wyjaśnił, co go skłoniło do wtargnięcia w pojedynkę do chaty bandytów.
— A więc Clayton - Pierce uciekł bandzie Ramona? — rzekł Cody.
— Tak, ale bandyci również uciekli i nie wiadomo, gdzie się podzieli, — odparł baron.
— Ta chata pełna jest tajemniczych przejść i kryjówek, — rzekł Buffalo Bill. — Bandyci znają je wszystkie na wylot i uciekli prawdopodobnie jednym z nich.
— A my siedzimy tu tymczasem jak myszy w klatce, — rzekł płaczliwie baron. — I do tego nie mamy co jeść... Czeka nas śmierć głodowa.
— Nie wolno nam tracić nadziei, baronie. — rzekł Cody. — Znajdziemy jakieś wyjście.
— A jednak znajdujemy się w krytycznym położeniu...
— Zmieńmy temat, — rzekł wesoło Buffalo Bill. — Porozmawiajmy o naszym Angliku.
— Uciekł i powinien być już daleko.
— Poszukuje chyba skarbu...
— A więc nie da nam nic i wszystko sobie zagarnie, — rzekł baron. — Ta cała sprawa nie podoba mi się. Jeśli się stąd wydostaniemy, srebro i tak będzie dla nas stracone.
— Ależ my nie mamy prawa do tego srebra. — rzekł Buffalo Bill.
— Olbrzym też nie ma prawa.
— Owszem, ma, gdyż pierwszy znalazł skrawki pergaminu z planem.
Baron pogrążył się w ponurych myślach.
— A ja wcale nie jestem pewny, że ten dzikus, to właśnie Clayton - Pierce. — rzekł wreszcie.
— To się okaże.
Znów zapadło milczenie. Baron krzywił się niemiłosiernie, a w końcu nie wytrzymał i wybuchnął:
— Jestem straszliwie głodny! Czy nigdy się stąd nie wydostaniemy?...
— Nie myśl o jedzeniu, a zapomnisz o głodzie, — rzekł Buffalo Bill.
Nagle Buffalo Bill zamilkł, wytężył słuch i dał znak baronowi. Z po za drzwi, prowadzących w głąb jakiegoś tajemniczego korytarza, dał się słyszeć odgłos kroków. Obydwaj wywiadowcy nasłuchiwali w napięciu.
Drzwi skrzypnęły. Wilhelm rzucił się w ich kierunku, ale natychmiast zatrzymał się, sparaliżowany przerażeniem. Przed nim stał olbrzym, odziany w skóry...
Co to miało znaczyć? Czy Clayton - Pierce przybył jako wróg, czy też jako przyjaciel. Buffalo Bill nie umiał znaleźć odpowiedzi na to pytanie i stał jak skamieniały.
Buffalo Bill zbliżył się do olbrzyma i zapytał:
— Co pan zamierza uczynić?
Olbrzym chwycił rękę Buffalo Billa w swoją wielką łapę i pociągnął go w stronę korytarza, z którego się przed chwilą wyłonił.
— To nasz przyjaciel... — mruknął baron. — Idźmy za nim, a może wydostaniemy się z tej przeklętej klatki.
Buffalo Bill był tego samego zdania.
— Weź świecę... — rzekł do barona.
Baron ujął świecę i ruszył za Buffalo Billem i olbrzymem. Olbrzym posuwał się pewnie przez korytarz, który ciągnął się na przestrzeni około stu metrów. Wreszcie korytarz począł się rozszerzać i u jego krańca poczęło przebłyskiwać światło dzienne.
Światło to było nieco przytłumione przez gęste liście, ale pozwalało dokładnie widzieć wszystko dokoła. Olbrzym odchylił liście i gałęzie, które zasłaniały wyjście i wyszedł z korytarza.
— Nie zobaczymy go już więcej... — mruknął baron.
Jakby na zaprzeczenie słowom barona, olbrzym zjawił się powtórnie. Obaj wywiadowcy zdołali przez ten czas wydostać się z tunelu i ku swemu zdumieniu spostrzegli, że znajdują się w wąwozie, biegnącym prostopadle do tego, w którym leżała chata bandytów. Olbrzym wyciągnął przed siebie rękę i dał wywiadowcom znak, aby szli za nim w dół, w kierunku pierwszego wąwozu.
— Pójdziemy za nim, Cody? — zapytał baron.
— Oczywiście, — rzekł Buffalo Bill. — Przecież ten człowiek nie ma względem nas złych zamiarów.
Tymczasem olbrzym ruszył szybko wzdłuż wąwozu, zatrzymał się w odległości około ćwierć mili od zakończenia tunelu i począł wspinać się na zbocze. Wywiadowcy kroczyli za nim i wdrapali się wraz z nim na zbocze.
Olbrzym wybrał miejsce, osłonięte skałami, usiadł na jednej z nich i założył nogę na nogę. Jego stopy obute były w grube i prostackie obuwie z surowej skóry. Olbrzym najspokojniej w świecie pochylił się i wydobył z jednego ze swych „butów“... osiem skrawków pergaminu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.