<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Olbrzym z opuszczonej kopalni
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 9.3.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


W pułapce

Buffalo Bill już dwukrotnie był w chacie, która służyła bandytom za kryjówkę, ale nie wiedział, że wyposażona ona jest w tego rodzaju urządzenia i skrytki. Teraz przekonał się się o tym na własnej skórze.
Znajdował się wśród zupełnych ciemności. Poomacku odnalazł swoje rewolwery, które na szczęście spadły wraz z nim. Znalazł w kieszeni pudełko zapałek i niebawem słaby płomyczek rozświetlił mrok.
Buffalo Bill rozejrzał się dokoła. Nad nim znajdowały się wielkie, okute drzwi, które zamykały wyjście. W izdebce, w której się znajdował, były jeszcze jedne drzwi, które prowadziły do jakiegoś tajemniczego korytarza. I te drzwi były mocno zamknięte.
W pokoiku znajdował się stół, dwa krzesła i hamak, rozpięty między ścianami. Na stole stały dwa lichtarze, leżało kilka świec i pudełko zapałek. Buffalo Bill zrozumiał, że w pokoju tym Kryli się bandyci w wypadku, gdy w pobliżu chaty znajdowali się nieproszeni goście.
Buffalo Bill zapalił świecę i usiadł na krześle.
— To niezwykła sytuacja — pomyślał. — Jeżeli teraz przybędą moi chłopcy, nie będą nawet wiedzieli, gdzie mają szukać... W każdym razie trzeba się tu jakoś urządzić. Muszę cierpliwie czekać.
Cody począł rozglądać się dokoła i czynić spostrzeżenia. Powietrze w podziemnym schronieniu nie było stęchłe i Buffalo Billowi wydawało się, że czuje jakiś słaby podmuch. Było rzeczą jasną, że powietrze musiało dopływać do podziemi przez jakiś otwór.
Buffalo Bill zbadał dokładnie jeszcze raz ściany podziemnego schronienia, ale nigdzie nie zauważył najmniejszego otworu. Usiadł więc napowrót na krześle i pogrążył się w myślach.
Zastanawiał się w jaki sposób bandyci ujęli olbrzyma. Na to pytanie Cody nie mógł znaleźć odpowiedzi. Upewnił się tylko w przekonaniu, że olbrzym i Clayton-Pierce, to była jedna i ta sama osoba.
Możliwe, że Anglik zamieszkał w opuszczonej kopalni, aby zbadać i wykryć tajemnicę skarbu, o którym wiele słyszał. Miał mapę kopalni, a więc nie ulegało wątpliwości, że gdy zniknął w tajemniczy sposób z Phoenix, udał się samotnie do kopalni turkusów i tam rozpoczął poszukiwania.
Było również rzeczą prawdopodobną, że Ramon i jego towarzysze, którzy również szukali skarbu, spotkali się już kiedyś z olbrzymem i, widząc w nim konkurenta, usiłowali się go pozbyć.
Wszystko to było bardzo zagmatwane, ale Buffalo Bill nie przestawał rozmyślać na te tematy. Zagadka kopalni i tajemniczego olbrzyma nie została jeszcze rozwiązana, ani nawet częściowo rozjaśniona. Buffalo Bill wysnuwał tylko przypuszczenia, ale nie wiedział, czy są one słuszne.
Nagle nad głową Buffalo Billa rozległ się jakiś trzask, wielkie drzwi, umieszczone w suficie celi otworzyły się na chwilę i jakiś ciężki przedmiot stoczył się z hałasem w dół.
Buffalo Bill skoczył w górę, ale zanim zdołał chwycić rękoma za brzeg klapy, ta zamknęła się na powrót z trzaskiem.

— Hickock! — zawołał stary Nick. — Gdzie podział się Buffalo Bill?...
Dziki Bill usiadł na ziemi, ziewnął przeciągle i począł przecierać oczy.
— Cody?... — mruknął, walcząc ze snem. — Więc powiadasz, że nie ma Buffalo Billa?...
— Nie ma go w obozie.
— Hm... To ciekawe... Zluzował mnie o 4-tej...
— A jego koń?
— Jest.
— A więc Buffalo nie może być daleko — rzekł Dziki Bill powstając z ziemi. — Nie opuściłby nas zresztą bez uprzedzenia.
— Uprzedzał, że rano wybierze się na wywiad, — rzekł Nick.
— A jednak, nie mogę być spokojny, — mruknął stary wywiadowca. — Nie śpię już od godziny i przez cały czas nie widziałem Buffalo Billa. Mam wrażenie, że wybrał się on w stronę chaty bandytów. Może stało mu się coś złego? Nic nie wiadomo... Vaqueros mogli tam być... Jestem bardzo niespokojny.
— W takim razie... — rzekł Hickock. — W takim razie nie pozostaje nam nic innego, jak pójść w jego ślady. Konie zostawimy pod strażą Nolana i Małego Lamparta, a sami pójdziemy na wywiad.
— l ja z wami — rzekł baron.
Gdy trzej wywiadowcy znaleźli się w wąwozie, usłyszeli nagle trzy następujące po sobie wystrzały.
— To sygnał! — zawołał Dziki Bill — Cody nas potrzebuje!...
— Naprzód! — zawołał Nick.
Wywiadowcy ruszyli biegiem w stronę chaty, gdy nagle na ich drodze znalazł się potężnego wzrostu człowiek, odziany w skóry zwierzęce. Człowiek ten pędził z szybkością kozicy i po chwili zniknął między skałami.
— Nasz dzikus! — zawołał stary wywiadowca.
— Więc on zaatakował Codyego? — zdziwił się Hickock.
— To niemożliwe! — zawołał baron. — Ten drab miał zawsze szacunek dla Buffalo Billa... Musimy biec do chaty... Tam coś się musiało stać!
Wywiadowcy pobiegli wprost do chaty. Po drodze minęli jakiegoś człowieka, który leżał związany na ziemi. Nie było czasu na zadawanie pytań. Hickock pierwszy wpadł z bronią gotowa do strzału do chaty. Stanął na progu i zaklął straszliwie. Chata była zupełnie pusta.
Za nim pojawili się Nick i baron, którzy stanęli na progu równie zdumieni jak Dziki Bill. Hickock pochylił się i podniósł z podłogi bicz.
— Oto dowód, że Buffalo Bill był tu, — rzekł.
Nick znalazł na podłodze nóż ze złamanym ostrzem.
— Co to jest? — mruknął.
— To nóż jednego z tych łotrów, — oświadczył baron.
— To nóż Ramona, — rzekł Hickock. — Widziałem kiedyś taki sam w jego ręku...
— Nie mamy innej rady — rzekł baron. — Tam przed chatą leży na ziemi jakiś związany „greaser“. Trzeba go wziąć na spytki...
— Zapomniałem o nim zupełnie — rzekł Dziki Bill. — Sprowadźcie go tu.
Po chwili baron i Nick przyprowadził jeńca.
— To Garcia — rzekł Wilhelm. — Ten sam, którego dom miał wylecieć w powietrze razem z Nolanem i Buffalo Billem.
Dziki Bill pochylił się nad leżącym i zagadnął go.
— Gdzie są vaqueros?
— Nic nie powiem... — mruknął Garcia.
— Jeśli nie będziesz mówił, zmusimy cię do tego — rzekł groźnie Dziki Bill, mrugając porozumiewawczo na Nicka. — Jeśli nie odpowie w przeciągu trzech sekund, wpakujesz mu kulę w łeb.
Hickock nie miał wcale takich zamiarów, ale chodziło mu o to, żeby nastraszyć Meksykanina i zmusić go do mówienia. Nick przyłożył lufę rewolweru do głowy Meksykanina, a Hickock rzekł groźnie:
— Będziesz teraz gadał?...
— Vaqueros byli w domu... — mruknął przerażony Meksykanin.
— Czy olbrzym też tam był?
— Tak...
— Kiedy go schwytaliście?
— Wczoraj...
— W jaki sposób?
— Na lasso.
— Po co go tu sprowadziliście?
— Vaqueros chcieli dostać od niego te papierki...
— Ach!... A on im uciekł!... — zawołał Dziki Bill.
— Nie wiem...
— A co się stało z bandytami i Buffalo Billem?!
— Nie wiem. Nie było mnie w chacie. Może Ramon zabił Buffalo Billa... Nie mogę tak leżeć na ziemi, senores! Pozwólcie mi wstać i oprzeć się trochę o kominek.
— Pomóż mu, baronie, — rzekł Dziki Bill.
Wilhelm chwycił Meksykanina za pas i oparł go o kominek.
— A teraz odpowiadaj na pytania — rzekł twardo Hickock.
— Nie wiem nic, senores, nic nie wiem... Buffalo Bill mnie związał i wszedł do chaty. Nic więcej nie wiem!
— Gdzie są wasze konie?
— Nie wiem!...
Dziki Bill zamyślił się.
— Trzeba dać znać o wszystkim Nolanowi i Małemu Lampartowi — rzekł. — Pozatem musimy poszukać miejsca, gdzie bandyci ukryli swe konie. Zostaniesz tu z jeńcem, baronie, a ja pójdę z Nickiem na poszukiwania.
— Dobrze, — rzekł baron. — Ale wróbcie zaraz i przynieście jakieś wiadomości.
Nick Wharton i Hickock wyszli z chaty. Garcia spojrzał podejrzliwie na drzwi i rzekł po chwili milczenia:
— Widzi pan ten nóż na podłodze?
— Tak. I cóż z tego? — zapytał zdumiony baron.
— To jest nóż Ramona. Niech pan schowa na pamiątkę... To będzie bardzo ładna pamiątka, senor...
Wilhelm zawahał się. Wietrzył niebezpieczeństwo. Rzeczywiście, nóż, który wypadł Ramonowi z ręki, znajdował się właśnie na klapie, która prowadziła do podziemi, a Garcia opierał się plecami o kominek, w którym znajdował się guzik, poruszający mechanizm klapy.
— Usiłujesz odwrócić moją uwagę... — rzekł nie pewnie Wilhelm.
— Jakże bym mógł... — uśmiechnął się fałszywie Garcia. — Przecież jestem związany.
Baron zbliżył się do leżącego na ziemi noża, nie spuszczając jednak wzroku z jeńca. Garcia nie poruszał się. Gdy baron znalazł się na klapie, Meksykanin przycisnął plecami guzik i nagle baron poczuł, że spada w przepaść.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.