<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Olbrzym z opuszczonej kopalni
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 9.3.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Ośmiu przeciw jednemu

Buffalo Bill zbliżył się ostrożnie do chaty. Dokoła nie było widać nikogo i nic nie mogło wzbudzić podejrzeń wywiadowcy. Posuwał się jednak bardzo ostrożnie, gdyż wiedział, że vaqueros mogą przygotowywać jakąś zasadzkę.
Nagle Buffalo Bill zatrzymał się.
Znajdowali się na brzegu wolnej płaszczyzny; wśród skał, na której stał dom. Na środku tej płaszczyzny, w odległości kilkunastu kroków od chaty stał Meksykanin, w którym Cody natychmiast rozpoznał Garcię, człowieka z karabinem, z którym rozmawiał ubiegłej nocy.
Garcia również spostrzegł Buffalo Billa, ale nie wydał okrzyku, lecz stał z otwartymi ustami i wyłupionymi oczyma jak skamieniały. Buffalo Bill zrozumiał, że vaqueros znajdowali się w chacie i że Garcia stał na straży.
Cody zerwał się szybko i jednym skokiem rzucił się na Meksykanina. Ten zamierzał wydać ostrzegawczy okrzyk, ale w ręku Buffalo Billa świsnął bicz, którego długi rzemień owinął się dokoła szyi Meksykanina, dławiąc jego krzyk.
W chwilę później Garcia był już związany własnym paskiem i miał usta zakneblowane własną chustką. Buffalo Bill przyłożył mu rewolwer do piersi, wyjął mu knebel z ust i rzekł:
— Biada ci, jeśli będziesz usiłował krzyczeć, Garcia...
Meksykanin drżał z przerażenia.
— Czy vaqueros są tu? — zapytał Buffalo Bill.
— Ouien sabe? (Kto wie?) — brzmiała odpowiedź.
— Jeśli nie powiesz wszystkiego, o czym wiesz, zastrzelę cię jak psa!
— Może mnie pan zabić... — mruknął Meksykanin.
— Nie uczynię tego — rzekł spokojnie Buffalo Bill. — Mogę się wszystkiego sam dowiedzieć. Nie spodziewałeś się mojego widoku, Garcia? Myślałeś, że wyleciałem w powietrze wraz z Nolanem w twoim domu w Phoenix? Jak widzisz, twoje rachuby nie sprawdziły się.
Buffalo Bill zakneblował napowrót usta Garci i począł ostrożnie pełznąć w stronę chaty. Teraz dopiero usłyszał odgłos rozmowy. Nie mógł jeszcze odróżnić słów, ale był przekonany, że vaqueros znajdują się w chacie.
Zbliżył się do nawpól uchylonych drzwi i, zdjąwszy kapelusz, zajrzał ostrożnie. To co ujrzał, napełniło go zdumieniem.
W chacie znajdowała się cała banda w komplecie. Naprzeciw bandytów siedział oparty o ścianę półnagi olbrzym, którego ręce i nogi były mocno skrępowane powrozami. Clayton - Pierce, mimo swej nadludzkiej siły, pozwolił się ująć.
Bandyci stali naprzeciw swego jeńca, a Ramon trzymał w ręku wielki nóż, którym groźnie balansował. Jego oczy błyszczały groźnie i ponuro. Ale Clayton - Pierce nie okazywał przerażenia. Utkwił swe stalowe oczy w oczach Ramona i patrzył śmiało i pogardliwie.
— Powiedz mi, ty psie, gdzie ukryłeś pergamin! — wrzasnął Ramon z wściekłością. — Powiedz, albo przebiję cię tym nożem!...
Jeniec nie odpowiedział ani słowa, ale nie spuszczał dumnego i pogardliwego wzroku z bandyty.
— Nie odpowiadasz? — wrzasnął vaquero. — W takim razie zdychaj, psie!...
Jeniec milczał, jak zaklęty. Ramon przełknął dławiącą go wściekłość i zaczął mówić spokojniejszym już, ale jeszcze drżącym ze wzburzenia głosem.
— Wiemy, że udało ci się zabrać Buffalo Billowi skrawki pergaminu. W jaki sposób ci to się udało, to nas nic nie obchodzi. Chodzi nam tylko o to, żebyś nam natychmiast oddał te dokumenty... Puścimy cię wolno...
Clayton-Pierce odchylił w tył głowę i roześmiał się głośno. Był to straszliwy śmiech. Brzmiała w nim pogarda, wyzwanie, drwiny i jakiś szczególny ton, którego brzmienie zmroziło krew w żyłach bandytów.
Vaqueros cofnęli się instynktownie o krok.
— Silva — rzekł Ramon do jednego ze swych, ludzi. — Widziałeś, jak ten człowiek oglądał pergamin... Do pioruna! Jeśli ten łotr będzie się w dalszym ciągu opierał, zabiję go bez litości!...
Clayton-Pierce znów zaśmiał się niesamowicie.
— Więc uważasz, że twoje życie warte jest tych papierków? — rzekł znów Ramon. — Skarb musi być nasz! Czy będziesz mówił, psie?...
Anglik znów pogrążył się w milczeniu i nie zwracał zupełnie uwagi na słowa herszta bandy. To wyprowadziło Ramona z równowagi. Zaklął straszliwie, podniósł w górę rękę z nożem i zamachnął się potężnie. Cel miał wyraźny i duży. Odkryta klatka piersiowa olbrzyma była tarczą, w której miało utkwić zabójcze ostrze.
Buffalo Bill, który stał w drzwiach chaty i obserwował tę scenę, zrozumiał, że życie Anglika zawisło na włosku. Wiedział, że sam jeden nie potrafi przeciwstawić się ośmiu przeciwnikom, ale wiedział również, że nie ma ani chwili do stracenia, gdyż jeszcze ułamek sekundy, a nóż zatopi się w piersi olbrzyma.
W chwili, gdy Ramon zamierzył się do rzutu, w drzwiach stanął Buffalo Bill. Coś świsnęło w powietrzu i bicz wywiadowcy owinął przegub bandyty. Ramon wydał okrzyk bólu i zdumienia. Chwycił się drugą ręką za przegub, a nóż wypadł mu ze sparaliżowanej dłoni. Buffalo Bill znalazł się na środku pokoju.
Wrzaski bandytów wypełniły cały pokój. Zanim któryś z nich zdołał się zorientować w sytuacji, Buffalo Bill przygniótł butem nóż, który wypadł z ręki Ramona i wydobył oba rewolwery. Jego grzmiący głos zagłuszył wrzaski bandytów.
— Ręce do góry! — zawołał Król Granicy. — Jeśli któryś z was się poruszy, wpakuję mu kulę w łeb!
Czyn Buffalo Billa był niemal szaleńczy. Ośmielił się on zaatakować sam jeden ośmiu przeciwników i sparaliżować ich ruchy. Korzystając z zaskoczenia bandytów Buffalo Bill opuścił w dół jeden ze swych rewolwerów i strzelił trzykrotnie w podłogę.
Miał nadzieję, że huk strzałów zwabi resztę wywiadowców.
Ale bandyci oprzytomnieli już z pierwszego wrażenia. Jeden z nich, stojący najbliżej komina, — oparł się plecami o ścianę. Buffalo Bill nie zrozumiał tego ruchu, ale po chwili odczuł jego skutki w sposób bardzo nieprzyjemny.
Doszedł go nagle jakiś szczęk i poczuł, że ziemia zapada mu się pod stopami. Zanim zdołał wycofać się z zagrożonego miejsca, runął w dół z taką szybkością, że nie zdążył nawet chwycić się za brzeg podłogi i w ten sposób utrzymać się na powierzchni.
Znalazł się na głębokości conajmniej trzech metrów w ciemnym pomieszczeniu, znajdującym się pod podłogą chaty.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.