Olbrzym z opuszczonej kopalni/7
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Olbrzym z opuszczonej kopalni |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 9.3.1939 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
O świcie mała kawalkada ruszyła szybkim galopem w stronę starej kopalni turkusów. Buffalo Bill zabrał ze sobą swój nowy bicz, a Dziki Bill przymocował do siodła swój „komplet meksykański“.
Dzień był gorący i konie pokryły się wkrótce pianą.
— Jestem ciekaw w jaki sposób ten przeklęty vaquero mógł spotkać Clayton-Piercea na drodze, — rzekł Buffalo Bill, ocierając pot z czoła.
— Z tego co słyszałem. — rzekł Nolan — dowiedziałem się, że vaqueros mają zwyczaj wystawiania placówek na drodze. Placówka zauważyła olbrzyma i natychmiast doniesiono o tym Ramonowi.
Rozmowa Codyego z Nolanem została przerwana zabawnym incydentem, który wynikł z przyczyny naszego starego znajomego — muła Toofera. Toofer był dziwnym stworzeniem o kapryśnym usposobieniu. Zachowywał się przeważcie zupełnie spokojnie i godnie, ale chwilami miewał napady złego humoru i wtedy robił rzeczy straszne.
Właśnie, gdy Buffalo Bill i Nolan wysunęli się na czoło pochodu i prowadzili rozmowę, Toofer, którego dosiadał baron, okazał nagle chęć chwycenia zębami ogona wierzchowca starego Nicka. Koń Nicka począł straszliwie wierzgać, a Toofer, przerażony i zaskoczony, stanął dęba, a potem począł niesamowicie wierzgać i skakać na wszystkie strony.
Wreszcie pomknął przed siebie jak oszalały i nagle zatrzymał się z pochylonym łbem przed wielką kępą kaktusów. Baron został wysadzony z siodła, zatoczył w powietrzu łuk i wylądował... na wielkim kaktusie.
Biedny Wilhelm, który został dosłownie naszpikowany ostrymi kolcami, wyglądał tak pociesznie, że nawet Mały Lampart nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Baron wygramolił się wreszcie z kaktusów, oczyścił się i uwolnił od kolców, po czym z ponurą miną dosiadł napowrót Toofera i oddział ruszył w daleką drogę.
Około południa upał stał się tak straszny, że nie sposób było jechać dalej. Zatrzymano się więc w małej kotlince, której dnem płynął strumyk, i rozbito obóz. Gdy słońce poczęło chylić się ku zachodowi, ruszono w dalszą drogę.
Konie posuwały się raźno w chłodzie nocy i w ciągu kilku godzin przebyto znaczną przestrzeń. Buffalo Bill nakazał zachowanie zupełnej ciszy i wytężonej uwagi, gdyż zbliżano się do chaty, w której bandyci mieli swoje schronienie i punkt zborny.
W każdej chwili można było natknąć się na placówkę wroga i wywiadowcy nie zdejmowali rąk z rewolwerów. Wreszcie, około północy, wywiadowcy zatrzymali się u wejścia do wąwozu, w którym znajdowała się chata bandytów.
— Znajdujemy się w odległości zaledwie ćwierci mili od ich kryjówki, — rzekł Cody. — Nie wiem, czy bandyci tam są, gdyż wiedzą oni, że znamy ich kryjówkę. W każdym razie musimy być na wszystko przygotowani.
— Przypuszczam, że nie zatrzymali się w chacie — rzekł Nick. — Mają oni teraz jeden tylko zamiar — schwytać Claytona.
— Nie możemy teraz tego przewidzieć, — odparł Buffalo Bill. — Jeszcze raz powtarzam, że musimy posuwać się ostrożnie i być przygotowani na wszystko.
Zatrzymano się na brzegu wąwozu i wywiadowcy spożyli naprędce skromny posiłek. Następnie wyznaczono straże i wszyscy ułożyli się na spoczynek pod gołym niebem. Pierwszy stał na straży Nick, potem zastąpił go Nolan. Nolana zluzował Dziki Bill, a Hickocka zastąpił około czwartej nad ranem, Buffalo Bill.
Krążył on dokoła obozu, ale nie spostrzegł nic podejrzanego. W oddali widniała chata bandytów. Stała cicha i jakby opuszczona. Z komina nie unosił się dym. Buffalo Bill pomyślał, że jeśli w chacie nikogo nie ma, najlepiej będzie, jeśli wywiadowcy przeniosą się do niej.
Wiedział, że w chacie znajduje się kuchnia, na której można przyrządzić gorący posiłek. Jeszcze raz przyjrzał się uważnie budynkowi, po czym wziął swe rewolwery, bicz i nóż i ruszył śmiało w kierunku samotnej chaty wśród skał.