<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Olbrzym z opuszczonej kopalni
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 9.3.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Narada wojenna

Towarzysze Buffalo Billa wpadli ze wszystkich stron do chaty, a tymczasem Cody zapalił świecę i zbliżył się do Nolana, który leżał zupełnie nieruchomo, nie wydając z siebie żadnego głosu.
Nie było w tym nic dziwnego, gdyż nieszczęsny komisarz był dokładnie skrępowany, a w ustach miał potężny knebel. Teraz dopiero Buffalo Bill zrozumiał, że uniknął cudem nieledwie niechybnej śmierci. Lont był wypalony prawie do końca...
— Do stu tysięcy grzechotników! — zawołał Nick Wharton, obrzucając jednym spojrzeniem izbę
— Do pioruna!... — przywtórzył mu baron. Wilhelm miał minę nieszczególną. Mógłby przysiąc, że widział sześciu bandytów i związanego dzikusa, a tu okazało się, że w chacie znajduje się tylko komisarz policji i to do tego związany.
Mały Lampart pomrukiwał zcicha swoje „ugh“ i widać było, że młody Indianin jest głęboko poruszony.
— Mógłbyś sobie kupić okulary, baronie... — mruknął Dziki Bill.
Buffalo Bill uśmiechnął się.
— Ty nie potrzebujesz okularów. Bill — rzekł. — Gdybyś nie zauważył tego przeklętego lontu, Nolan i ja zostalibyśmy rozerwani w kawałki... W jaki sposób odgadłeś, że to jest lont?
— Patrzyłem z góry przez okno i dlatego od razu zorientowałem się w niebezpieczeństwie, — odparł skromnie Hickock.
— Uff! Nareszcie!... — stęknął Nolan, któremu Buffalo Bill wyjął knebel z ust. — Jeszcze pół minuty... Przysięgam wam, panowie, że jeszcze nigdy śmierć nie zajrzała mi w oczy z tak bliska!... Myślałem, że zanim wyskoczę w powietrze, postradam najpierw zmysły. Ten przeklęty lont palił się z niesłychaną szybkością... A najgorsze było to, że gdy, Buffalo Bill przybył, nie zdawał sobie sprawy z sytuacji i tracił drogocenny czas. Myślałem, że oszaleję... Nie mogłem z siebie wydobyć głosu...
— Ale co się tobie przywidziało, baronie? — zapytał Buffalo Bill — skąd ta pomyłka?...
— Zaraz... — rzekł Wilhelm, tocząc dokoła wzrokiem. — Zaraz wam pawiem... Było ciemno, więc nie mogłem odróżnić dobrze postaci... Ci bandyci owinęli Nolana w skóry i dlatego myślałem, że to Clayton-Pierce...
— To prawda, — rzekł Nolan. — Owinięto mnie w skóry.
— Więc to byli vaqueros? — zapytał Cody.
— Oczywiście.
— W jaki sposób wpadł pan w ich ręce?
— To długa historia, — rzekł Nolan. — Podejrzewałem Ramona i jego ludzi, że zjawili się w naszym mieście i poszukiwałem ich już od kilku dni w dzielnicy meksykańskiej. Niestety, nie mogłem natrafić na żaden ślad. Dziś wieczorem spostrzegłem na ulicy człowieka, którego postać wydała mi się dziwnie znajoma. Wreszcie poznałem go — był to Ramon. Poszedłem za nim.
Vaquero przeczuł widocznie, że go śledzę, gdyż począł kluczyć między wąskimi uliczkami. Wszedł wreszcie do jakiegoś sklepiku i przez dłuższy czas nie wychodził. Wszedłem za nim. Nagle znalazłem się w jakimś pokoju i spostrzegłem przed sobą Ramona. Sięgnąłem po rewolwer, ale w tej chwili kilka par rąk chwyciło mnie ze wszystkich stron i zostałem w ciągu kilku sekund zupełnie obezwładniony.
Vaqueros byli pewni, że się mnie pozbędą i nie kryli przede mną niczego. Dowiedziałem się, że Buffalo Bill „musi zostać sprzątnięty“ i że właściciel tego domu nazywa się Garcia. Gdy zostałem tu przyniesiony, Ramona nie było między bandytami.
— Czy wie pan dokąd się udał? — zapytał Buffalo Bill.
— Tak. Przybył tu jeszcze jeden z bandytów, który stał na straży na drodze do Cave Creek. Zawiadomił on Ramona, że widział na drodze olbrzyma, który przy blasku księżyca oglądał skrawki pergaminu. Ramon udał się natychmiast w towarzystwie tego człowieka w drogę.
— A potem wszyscy bandyci opuścili dom? — zapytał Nick.
— Tak.
— Czy Garcia udał się wraz z nimi?
— Przypuszczam, że tak.
— Kiedy vaqueros uciekli? — zapytał Buffalo Bill.
— Przed kwadransem...
— Ruszymy w ich ślady, — oświadczył Buffalo Bill. — Teraz musimy jednak przeszukać dokładnie dom.
Poszukiwania nie dały wielkich rezultatów. Znaleziono jedynie strój meksykański, który Dziki Bill porwał natychmiast jak rozbawione dziecko.
— To dla mnie — rzekł. — Będę mógł w razie potrzeby odgrywać rolę „greasera“.
— A to dla mnie — uśmiechnął się Buffalo Bill, który znalazł długi bicz z bawolej skóry. — Ale dość tych głupstw. Nie wolno nam zapominać o tym, że bandyci rzucili się w pościg za olbrzymem, którego musimy traktować jako naszego sprzymierzeńca w tej walce. Ramon i jeden z bandytów udali się w drogę pierwsi, a za nimi ruszyła reszta. Mamy, więc przeciw sobie ośmiu przeciwników. Przypuszczam, że damy sobie z nimi radę. Obawiam się tylko, że bandyci zdołają pokonać Claytona i zabiorą mu plany... Co pan o tym sądzi, Nolan?
— Przypuszczam, że im się to nie uda — rzekł żywo Nolan. — Ten olbrzym to stanowczo za wielki kęs dla nich... Ze mną dali sobie z łatwością radę, ale z nim będą mieli trudną przeprawę.
— A więc, — oświadczył Buffalo Bill — zaczekamy do rana i skoro świt ruszamy w drogę do starej kopalni turkusów. Mam nadzieję, że za jednym zamachem uda się nam załatwić dwie sprawy — zlikwidować bandę Ramona i wyjaśnić historie Clayton - Piercea.
Wszyscy udali się do hotelu, i niebawem zasnęli snem sprawiedliwych.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.