[108]Orłosęp.
Na wielkiej ośnieżonej alpejskiej iglicy,
W śród wiecznego milczenia i pustyni wiecznej,
Orłosęp, ptak olbrzymi, goniec podsłoneczny,
Siedzi, bezmiar przestrzeni więżąc w swej źrenicy.
Wiosna zstąpiła z nieba: już huragan zmiata
Kurzawy śniegu w otchłań; już lodowce zmywa
Rzęsny deszcz; grzmi od gromów śródskalna straszliwa
Głąb, powodzią brzemienna, lawiną skrzydlata.
Wiosna... Już się zieleni mech na gór uboczy
Tam nizko, pod stopami... tam, gdzie z pod opony
Śniegowej dobywają się rododendrony — —
Tam nizko, gdzie się w przepaść woda z urwisk toczy.
Gdy zniżył ptak olbrzymi na dół swoje loty,
Naprzód zobaczył orłów kołujących pary,
Potem za swą samicą leciał jastrząb szary
I puhacze wabiły się do leśnej groty.
[109]
Potem, kiedy wyleciał poza skał krawędzie,
Tam, skąd widać toń jezior zrzuconą straszliwie
I zawisł nieruchomy na skrzydeł cięciwie:
Ujrzał płynące wolno parami łabędzie.
I powrócił do siebie, na śnieżną iglicę,
Dokąd orzeł doleci, lecz się nie zatrzyma:
Milczenie ogarnęło znów ptaka-olbrzyma.
I pustynia na oczu padła błyskawice.
Nic nigdzie... Jedna pustka... Przepastne otchłanie,
Wądoły bez den śnieżne; czarne, prostopadłe
Skalne ściany; kaskady wzdęte i w lód zsiadłe —
Nigdzie nic — — wiatr dym śnieżny wymiata nad granie.
Pustynia... Kędy spojrzeć: góry, góry, góry...
Obłoki wędrujące, lub na śnieżnej skale
Zastygłe... Słońce w lodów odbite krysztale,
Zda się: blask zdruzgotanych błyskawic ponury.
Nigdzie nic... Ponad głową niebo, świat u stoku,
Ani życia, ni śmierci — — śnieg tylko się dymi;
Na alpejskiej iglicy siedzi ptak olbrzymi
I patrzy — — wiosna zeszła — — bezmiar objął w oku...