[448]CXCI
OSIOŁ I PIES
«Jeśli chcesz, ośle, by pies kochał ciebie,
Kochajże ty psa», słowa są Lokmana.
Rozumiał je nasz osioł, boć już nie był źrebię,
Ale z nich drwił. Ta lekkość jak była skarana,
Opowiem dla was, bydląt potomnych, nauki.
Ten osioł, niosąc jak zazwyczaj juki,
Szedł w ślad za panem; a za nimi z tyłu,
Mający nad jukami i bydlęciem dozór,
Ledwie widny w kłębach pyłu,
Biegł pies, wywiesiwszy ozór.
Bodaj takich dozorców! Przez drogi czas wszytek
Nie tknął się swego podwładnego łytek;
Owszem, bawiąc go, to z boku harcuje,
To się naprzód wysforuje,
Ogonem wciąż dla zachętu
Krętu — wętu.
Szli tak aż do południa.
Pan na skwar narzekał,
Siadł pod drzewem i zasnął.
Tegoć osioł czekał.
Obejrzał się i naprzód darń przy drodze siekał,
Potem podstrzygać zaczął czubek miedzy;
Nakoniec — przez rów hopsasa!
Widzi się w łące,
Jakoś mimo wiedzy.
[449]
Nie znalazł ci tam przysmaków
Chwastowiska ni bodziaków,
Lecz koniczyny do pasa.
«Będziesz się miała zpyszna! Tylko ty, człowiecze,
Zmiłuj się, spij!» Tak westchnął i siecze a siecze.
Psu oskoma i pokusa:
«Mój osłosiu, od rana jestem na czczo, mdli mię;
Ty masz wędzonkę w jukach, aż stąd czuć po dymie,
Pozwól, że dam jej całusa!
Wiesz, jak zrobim? Ja stanę na dwie łapy dębkiem,
A ty przyklęknij na jedno kolano». —
Nasz egoista, jakby do muru gadano,
Siecze a żuje, milcząc. Aż wreszcie półgębkiem,
Wypchanym koniczyną: «Co się tu wałęsasz?
Poszedłbyś, psie, do nogi! Jak Jegomość wstanie,
Da ci się śniadanie». —
Odpowiedzi nie czekał
I obuszcząk znowu
Tak zarwał trawy,
Że aż wygryzł w ziemi dołek,
Klnąc psa, że mu przeszkadza.
Wtem nagle z za rowu,
Błysnął ku niemu parą krwawych świec wilkołek,
Biorąc go na cel i na tuj.
Wtedy do psa: «Bracie, broń! ciuciu; na tu, ratuj!»
A pies: «Ja nie twój Ratuj, ani twój pan Broniec,
Nie wrzeszcz i łąki nie — tratuj,
Czekaj, aż Jegomość wstanie
Na waści obronienie i poratowanie».
W tejże chwili wilk osła dorznął.
Ot i koniec.