<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Tarnowski
Tytuł Ostatnia noc
Pochodzenie Poezye Studenta Tom I
Wydawca F. A. Brockhaus
Data wyd. 1863
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
OSTATNIA NOC.
BALLADA.


Po białym śniegu czyje to ślady
Pobiegły do bram smętarza? —
Przez mroźną północ, drzew białe sady
Aż tam — do chaty grabarza? —
Bielsza to nóżka od bieli śniegu
Choć nędzna, bosa i drżąca:
Dzieweczka młoda, cała drży w biegu
Furtę smętarza potrąca,
Uchyla w ciszy, a miesiąc w górze
Oświeca postać jej białą —
Cisza — i groby — w posagów chorze
Jak posag stoi zmartwiałą —
Wśród mogił białych co się pod śniegiem
Iskrzą wśród nocnych przestrzeni —
Wśród krzyżów, kolumn, co się szeregiem
Rozbiegły, wśród czarnych cieni

Grób wykopany jeden tam czeka —
Nad nim stanęła dziewczyna,
Snać jutro tutaj grzebią człowieka,
Lecz skąd jej trwogi przyczyna? —
O ziem upadła i lamie dłonie,
Ku gwiazdom ciągnie ramiona,
Krzyk dziki ozwał się w białem łonie
I znów się zrywa zlękniona —
Uchyla znowu furty smętarza
Znowu po śniegu, powoli
Kroczy do starej chaty grabarza
Ach! serce biedneż tam boli! —
Zagląda oknem — jeszcze światełko —
Tam mruga blady kaganek,
Buchnie — i światłość spływa perełką —
W tej izbie — trup — jej kochanek!
Pięścią rozcięła dziewczyna wrota
Wbiega do izby i biedna
Do nóg starcowi we łzach się miota:
«O! starcze — jam sama — jedna!
«Któż to? duch wszelki! — rzekł starzec siwy,
Właśnie kończyłem pacierze,
Czy smutna duszka? — Pan litościwy —
Zmówię modlitwy w mej wierze.»
«Starcze, mój starcze, gołąbku biały,
Zlituj się, zlituj nade mną,
Kości me mrozem na skroś skostniały,
Starcze chodź ze mną! chodź ze mną!
Daj czuwać noc tę przy tym młodzieńcu
Co tu złożony dziś rankiem —
O! mnie szalonej przy mym szaleńcu,
Bo on był moim kochankiem —
Starcze! staruszku! gołąbku biały!
Błagam — o! i tyś był młody! — »
I gorzko płacze, włos posiwiały
Głaszcze, starca długiej brody —
Grabarz się zmarszczył — pojrzał jej w oczy,
W oku choć rozpacz — nadzieja,

Po wpadłych licach łza za łzą toczy
W mózgu i w sercu — zawieja!
«Ej dziewczę, młode — biedna sieroto,
A zmówisz paciorek za mnie,
Tchnienie aniołka droższe nad złoto,
A ciśniesz ty bryłkę na mnie? —
A czy zanucisz na moim grobie
Gdy zgasnę jak ten kaganek? —
A czy łza taka wzrok przyćmi tobie,
Na krzyż czy włożysz mi wianek? — »
Ona nie słyszy — ona już biegnie,
I starca wlecze za sobą
Z pochodnią w ręku — w śniegu nie legnie,
Bo idzie zbrojna — żałobą! —
Już uchyliła: wchodzą oboje —
Trupiarnia stoi zamknięta
Starzec otworzył czarne podwoje: —
Chwila przeklęta, czy święta;
Idą po schodkach: weszli —
Młodzieniec
Martwy leży przy pochodni,
Blady — spokojny — pod głową wieniec,
On ledwo miano znał zbrodni —
Białe ma czoło — uśmiech boleści,
Włos długi spada po skroni,
Oczy zapadłe bez życia wieści
I czarny krzyż trzyma w dłoni —
Na marach leży — — O któż wypowie,
Ducha, gdy zgaśnie źrenica? —
A blade światło drga w trupiej głowie,
Lampą trupiarnię oświeca —
Dziewczę krzyknęło — i już ustami
Splotło się z usty kochanka:
« Tu starcze! starcze, idź spać! my sami
Zostaniem tutaj do ranka! — —
O! jego płacz mój — tchnienia przebudzi
On wstanie — wstanie — ożyje,

I żyć będziemy wśród świata, ludzi
Szczęśni, jak szczęście niczyje — »
« Patrzaj dziewczyno! u prawej ręki
Ma dzwonek tu przywiązany,
Skorobyś jakie słyszała dźwięki,
Twój luby żyje! znów z nami! —
Lecz wtedy chyżo śpiesz na ratunek
Daj mu ten napój, grzej dłonie,
Do ust mu podaj twój pocałunek
I balsam z tych ziół na skronie. —
Bez tej pomocy — biada! — » i zniknął.
W trupiarni sama dziewczyna —
Cicho — i tylko puszczyk gdzieś krzyknął:
Północy bije godzina —
Gwiznął wiatr, dziko tłucze o ściany,
Zgasił kaganek, o biada! —
Nów strzelił światłem, przez chmury gnany,
Zadrżała dziewczyna blada — —
I trupią głowę ujęła w dłonie,
Chce biec po światło co siły;
Księżyc tak blado — tak straszno płonie —
Nad zmarłych ciche mogiły —
Z bijącem sercem na dół z trupiarni
Zbiega po schodkach — w tem — dzwoni! —
Słucha, nie wierzy — w sercu męczarni
Wstrzymała oddech — znów dzwoni!
Krzykła — po schodach wraca drżąc z trwogi,
Zaziera — księżyc oświeca —
Młodzieniec stoi — niemy — w niebogi
Twarz patrzy — bledszy księżyca —
Dzwoni! i szarpnął dzwonkiem — o! biada —
«Upiór!» wrzasnęła dziewczyna,
I z trwogą martwa na głazy pada
I zgasła — gwiazda jedyna.
Młodzieniec słaby bez cudzej ręki,
Pomocy czekał daremnie —
Ujrzał kochanki martwe już wdzięki
I padł — na wieki — wzajemnie! —

O wschodzie słońca grabarz z swej chaty
Przywlókł się wesół, śmiejący,
Jak przed dziesięciu, pijany laty —
Boć tu zjadł zęby — pijacy —
A widząc śpiące dziewczę na ziemi
Jął targać za ramię białe
I budzić usty w pół śmiejącemi,
Że pianą zabiegły całe —
«Dziewczyno wstawaj! już biały ranek!
« On umarł — wracaj do ludzi!» —
Ona usnęła jak jej kochanek
I już się więcej nie zbudzi.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Tarnowski.