[143]Ostatnie chwile Zygmunta Padlewskiego.
Już zastukano kolbą w drzwi więzienia,
Kapłan domawiał słowo rozgrzeszenia,
On powstał — cichy — jak posąg godności
Większy nad piekła — i Carskie podłości...
Wyszli, kibitkę wojsko otoczyło,
On do kibitki usiadł wraz z kapłanem,
Ruszyli — słońce z nad wzgórzów wschodziło,
I rozmawiali — jadąc cichym łanem —
Ujrzawszy cztery groby zakopane,
W których co tylko mordowanych braci,
Ciała grudami były przysypane,
Stanęli — tam już czekali ich kaci —
I zsiadł spokojnie — cygaro zapalił,
Odepchnął, kiedy chciano związać oczy,
I przywiązano do słupa — z uboczy,
Kapłan się Bogu w cichych łzach rozżalił —
On patrzył w niebo — tam! w jasną twarz Boga!
Jak orzeł dziejów — już niewidział wroga,
On widział Polski losy wśród świtania,
Patrzył na słońca wschód, w znak zmartwychwstania!
[144]
Błysło — zagrzmiało — schyliła się głowa
Młodzieńcza — taką olśniona jasnością,
Taką żałośną oblana smętnością,
Że wrogi chwilę — stanęły bez słowa!...
I Bóg tę głowę widząc, wspomniał w niebie
Jak jego głowa, na krzyżu uwisła —
I błogosławił, młodzieńcze przez Ciebie
Krainom, kędy Dniepr, Niemen i Wisła!...
Porwali ciało — zepchnęli do dołu —
I przesypywać zaczęli pospołu,
Przebóg! ja żyję! straszny stos zawołał!...
Wtedy zbir jeden jeszcze w dół wymierzył,
Palnął w pierś kulą — a młodzian już nieżył...
A naród niemo o pomstę zawołał!...
I na kurhanie tym rosę co rana
Piją skowronki — nim nucą: Hozanna!