[117]OSTATNIE SŁOWA.
Czas ucieka,
Wrony koń go czeka;
On padł jej do nóg i płacze:
„Już cię nigdy nie obaczę!“ —
Dosiadł konia,
W cwał przez błonia
Poleciał, a tam grały pobudkę trębacze.
A dziewczę zostało
Pod zagrodą białą;
Marzy:
— On tak kocha. — Nie może go kochać...
Marzy, nie wie, czy śmiać się, czy szlochać —
Smutek potem rozlał się w jej twarzy:
Dusza czuła
Los jego przeczuła.
A on leci, twarz mu ogniem pała...
Tam — grzmią działa.
„W cwał na działa!“ padło od komendy,
W cwał pomknęły wojowników rzędy;
Huk od kopyt głuszy szczęk oręży,
[118]
Spisy błyszczą jakby żądła węży,
Kule lecą jak grad, ziemię ryją,
I świszczą i wyją;
Trąby grzmią ze wszech stron,
A co strzał, to komuś zgon.
Z kłębów dymu koniem się wytoczył,
Spiął go, pierwszy między działa wskoczył,
Szablę we krwi zbroczył.
Gdzie był sztandar na wale zatknięty.
Legł u wrogów mąż przy mężu ścięty.
Wtem twarz mu zbielała —
„Wzięte działa!“
Tak walczono na ziemi
A górą leciał anioł z skrzydłami czarnemi.
I zesiedli wojownicy z koni.
Obstąpili towarzysza broni;
On leżał na ziemi.
Konał; — usty spalonemi
Cicho wyszeptał imię —
Imię, co z jego duszą wraz na gwiazdach drzemie.
„Szkoda go nam!“ rota zawołała. —
Wieczór nad nim mogiła już stała. —
[119]
Dziewczę stało
Pod zagrodą białą.
Ten smutek skąd u jej czoła?
— Zginął w boju! — Nie mogła go kochać —
Marzy smutno i poczęła szlochać...
Smutek, to cień od skrzydeł anioła,
Cień litości — bo wie, że jej imię
Z jego duszą tam, na gwiazdach drzemie.
1858.