Płomienna północ/Przedmowa
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Płomienna północ |
Podtytuł | Podróż po Afryce północnej Marokko |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Drukarnia Concordia |
Miejsce wyd. | Lwów — Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Gdy wybierałem się w swoją podróż po Afryce Północnej i studjowałem obszerną literaturę, dotyczącą tego kraju, nie przewidywałem, że moją pracę o Marokku, Algerji i Tunisji będę zmuszony zawrzeć w dwóch tomach.
A jednak postąpić inaczej nie mogłem, gdyż już na wstępie swej podróży, jeszcze na Morzu Śródziemnem, ujrzałem to, co zawsze głęboko mnie przeraża i napełnia serce smutkiem. Przekonałem się raz jeszcze, że zaraza nienawiści coraz bardziej ogarnia ziemię i że czynniki burzące i demoralizujące usiłują zawsze i wszędzie tę nienawiść wyzyskać na zgubę cywilizacji chrześcijańskiej.
W Afryce Północnej znalazłem potwierdzenie mych spostrzeżeń, poczynionych w r. 1920-21 w Azji, a widziane przeze mnie fakta przemawiają do mego serca i rozumu głosem wielkiego przekonania. Mówią one o tem, że ludzkość weszła w łożysko myśli o etnicznej wolności, że myśl ta jest wzniosła, a jednocześnie niebezpieczna, że z nią musi się liczyć zdolna do organizacji rasa Arjów i uczynić pierwszy krok do porozumienia się wzajemnego i utrwalenia pokoju na kuli ziemskiej, bez przymusu ze strony świata ludzi kolorowych.
Będąc w Afryce, zrozumiałem ostatecznie, że nasza cywilizacja jest zagrożona, że przed bramami naszej europejsko-chrześcijańskiej twierdzy stoi już wróg — wróg, który mógłby być przyjacielem, lecz w którego sercu rozpaliliśmy niebacznie płomień gorącej i ślepej nienawiści.
Poczuwam się, jako Polak, jako syn narodu, hołdującego wolności i nauce Chrystusa, do obowiązku wypowiedzenia w tej książce swoich myśli i wrażeń. Wymagały zaś one obszerniejszych studjów i opisów, a więc i większych rozmiarów mej literackiej pracy o Afryce Północnej.
Mogłem zagłębić się do duszy szczepów północno-afrykańskich, dzięki moralnej pomocy Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej, Rządu Francji, marszałka Lyautey, ministra p. Stegg’a, ministra p. Blanc, generała Dupont i innych czynników urzędowych. Wyrażam wszystkim tym instytucjom i osobom moje serdeczne podziękowanie, a także Towarzystwu Geograficznemu w Algerze, które dało mi wiele niezbędnych materjałów naukowych, potrzebnych do opracowania moich podróżniczych dzienników.
Za tę pomoc wywdzięczyć się mogę tylko szczerością wrażeń i spostrzeżeń. Nie wątpię, że moje zdania, wypowiadane w tej lub innej kwestji, wywołają napaść na mnie z różnych obozów, lecz mam nadzieję, że ludzie, zakreślający program polityczny na dłuższe okresy historyczne, niż terminy poszczególnych umów i postanowień niezliczonych konferencyj, przyznają mi rację.
Zresztą żyję i pracuję, mając za swe godło słowa Dantego:
„Segui il tuo corso, e lascia dir le genti.“
Krocz swoją drogą i pozwól ludziom mówić o tobie.
Warszawa-Gniezno, 1925 r.