Państwo i rewolucja/Rozdział V/2
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Państwo i rewolucja |
Wydawca | F. Hoesick |
Data wyd. | 1919 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Czesław Hulanicki |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały rozdział V |
Indeks stron |
Wniosek ten opiera Marks na analizie tej roli, jaką odgrywa proletarjat we współczesnym społeczeństwie kapitalistycznym, na faktach o rozwoju społeczeństwa tego i o nieprzejednaniu sprzecznych interesów proletarjatu i burżuazji.
Poprzednio sprawa stawianą była tak: aby osiągnąć swe wyzwolenie, proletarjat winien obalić burżuazję, zdobyć władzę polityczną, ogłosić swą dyktaturę rewolucyjną.
Obecnie sprawę stawiają cokolwiek inaczej: przejście od społeczeństwa kapitalistycznego, przeobrażającego się w komunizm, społeczeństwo komunistyczne, jest niemożliwe bez „przejściowego okresu politycznego“ i państwem okresu tego być może tylko dyktatura rewolucyjna proletarjatu.
Jakiż jest stosunek dyktatury tej do demokracji?
Widzieliśmy, że „Manifest Komunistyczny“ stawia obok siebie dwa pojęcia: „przeobrażenie proletarjatu w klasę panującą“ i „podbój demokracji“. Na zasadzie wszystkiego wyżej powiedzianego można określić ściślej, w jaki sposób zmienia się demokracja w czasie przejścia od kapitalizmu do komunizmu.
W społeczeństwie kapitalistycznym, przy warunkach najwięcej sprzyjających jego rozwojowi, mamy mniej lub więcej zupełny demokratyzm. w republice demokratycznej. Lecz demokratyzm ten zawsze zacieśniony jest w wąskich ramkach wyzysku kapitalistycznego i dlatego pozostaje, w istocie rzeczy, demokratyzmem dla mniejszości, tylko dla klas posiadających, tylko dla bogaczów. Wolność społeczeństwa kapitalistycznego pozostaje zawsze podobną do wolności w starożytnych republikach greckich: wolności dla właścicieli niewolników. Współcześni niewolnicy najmu, z powodu warunków eksploatacji kapitalistycznej, są natyle przygnieceni ubóstwem i nędzą, że nie „demokracja im w głowie“, nie „polityka“, co w zwykłym, spokojnym biegu zdarzeń usuwa większość ludności od udziału w życiu społeczno-politycznym.
Najoczywiściej słuszność twierdzenia tego występuje, być może, w Niemczech dlatego, że w państwie tym legalizm konstytucyjny utrzymał się zadziwiająco długo i stale niemal przez pół wieku (1871—1914), socjaldemokracja zaś w tym okresie czasu potrafiła w daleko większym, niż gdzieindziej, stopniu, „wykorzystać legalność“ dla zorganizowania tak znacznej części robotników w partję polityczną, jak nigdzie na świecie.
Ileż wynosi więc ta najwyższa z obserwowanych w społeczeństwie kapitalistycznym część politycznie uświadomionych i czynnych, niewolników najmu? Miljon członków partji socjal-demokratyczinej z 15 miljonów najmitów! Trzy miljony zawodowo zorganizowanych — z 15 miljonów!
Demokracja dla znikomej mniejszości, demokracja dla bogatych, oto demokratyzm społeczeństwa kapitalistycznego. Kto się wgłębi w mechanizm demokracja kapitalistycznej, spostrzeże wszędzie i zawsze bądź w „niewielkich“ — rzekomo „niewielkich“, — detalach prawa wyborczego (cenzus zamieszkania, pozbawienie praw kobiet i t. d.), w technice urządzeń reprezentacyjnych, w przeszkodach faktycznych w prawie zebrań, w czysto kapitalistycznej organizacji prasy codziennej, i tak dalej i t. d., — wszędzie ograniczenia i ograniczenia demokratyzmu. Te ograniczenia, wyłączenia, wyjątki, przeszkody dla ubogich wydają się drobnymi, — zwłaszcza w oczach tych, kto sam biedy nie zaznał i z klasami uciskanemi w ich życiu zbiorowym nie stykał się (a takich jest dziewięć dziesiątych jeżeli nie dziewięćdziesiąt dziewięć setnych dziennikarzy i polityków burżuazyjnych), — w sumie jednak ograniczenia te wyłączają, odtrącają biedotę, od polityki, od udziału czynnego w demokracji.
Marks ujął wspaniale tę istotę demokracji kapitalistycznej, powiedziawszy w swej analizie doświadczenia Komun): uciśnionym raz na lat kilka pozwalają decydować, kto mianowicie z przedstawicieli klasy uciskającej ma w parlamencie ich reprezentować i uciskać!
Lecz od tej demokracji kapitalistycznej, nieuniknienie zwężonej, chyłkiem odpychającej biedotę i dlatego nawskroś obłudnej i kłamliwej, — rozwój nie postępuje drogą prostą, zwykłą i gładką „ku coraz większemu i szerszemu demokratyzmowi“, jak tę sprawę przedstawiają profesorowie liberalni i drobnomieszazańscy oportuniści. Bynajmniej. Rozwój naprzód, t. j. do komunizmu, idzie przez dyktaturę proletarjatu, inaczej iść nie może, albowiem złamać opór eksploatatorów-kapitalistów nikt inny nie jest w stanie i niema innej drogi.
A dyktatura proletarjatu, t. j. organizacja straży przedniej uciskanych w klasę panującą w celu pokonania uciskających, nie może dać w wyniku poprostu — tylko rozszerzenia demokracji. Łącznie z olbrzymim rozszerzeniem demokratyzmu, po raz pierwszy stającego się demokratyzmem biednych, demokratyzmem ludu, nie zaś demokratyzmem bogatych, dyktatura proletarjatu wnosi ze sobą szereg wyłączeń z wolności w stosunku do ciemiężycieli, wyzyskiwaczy, kapitalistów. Musimy ich zgnieść, aby uwolnić ludzkość od niewoli najmu, ich opór należy złamać siłą — oczywiście, tam gdzie jest złamanie, jest gwałt, niema wolności, niema demokracji.
Engels wyraził to pięknie w liście do Bebla, powiedziawszy, jak to pamięta czytelnik, że „dla proletarjatu potrzebne jest państwo nie w interesie wolności, lecz w celu zgniecenia wrogów swych, kiedy zaś mówić będzie można o wolności, — państwo zniknie“.
Demokracja dla olbrzymiej większości ludu, pokonanie siłą, t. j. wykluczenie z demokracji eksploatatorów, ciemiężycieli ludu, — oto przeobrażenie, jak go należy rozumieć, demokracji przy przejściu od kapitalizmu do komunizmu.
Tylko w społeczeństwie komunistycznym, kiedy opór kapitalistów ostatecznie jest już złamany, kiedy kapitaliści zniknęli, kiedy
klas niema (t. j. rozróżnienia członków społeczeństwa zależnie od ich stosunku do środków społecznych wytwarzania), — tylko wtedy „znika państwo i mówić można o wolności“. Tylko wtedy możliwą będzie i zostanie urzeczywistnioną demokracja istotnie pełna, istotnie bez żadnych wyłączeń. I wtedy tylko demokracja obumierać zacznie z tej prostej przyczyny, że, wyzwoleni od niewoli kapitalizmu, od niezliczonych potworności, dzikości, bredni, nikczemności eksploatacji kapitalistycznej, ludzie stopniowo przyzwyczajają się do przestrzegania elementarnych, od wieków znanych, w ciągu tysiącoleci powtarzających się we wszystkich wzorach kaligraficznych zasad współżycia, przestrzegania ich bez przymusu i gwałtu, bez posłuszeństwa, bez aparatu specjalnego dla wywierania nacisku, aparatu, który się nazywa państwem.
Wyrażenie „państwo obumiera“ wybrane jest nader trafnie, bo ono wskazuje na stopniowość procesu i na jego żywiołowość.
Tylko przyzwyczajenie może wywrzeć i niewątpliwie wywrze taki wpływ, bo wokół siebie obserwujemy miljon razy, jak łatwo ludzie przyzwyczajają się do przestrzegania niezbędnych dla nich prawideł współżycia, o ile niema wyzysku, niema tego wszystkiego, co oburza, wywołuje bunt i protest, stwarza niezbędność uciskania.
A więc: w społeczeństwie kapitalistycznym demokracja bywa ułomną, nędzną, fałszywą, demokracja dla bogaczów, dla mniejszości. Dyktatura proletarjatu, okres przejścia do komunizmu, po raz pierwszy wykaże demokrację dla ludu, dla większości, współrzędnie z niezbędnym ujarzmieniem mniejszości — eksploatatorów. Jeden tylko komunizm jest w stanie wydać demokrację istotnie pełną, a im ona jest pełniejszą, tem prędzej okaże się niepotrzebną, sama przez się zemrze.
Innymi słowy: w ustroju kapitalistycznym mamy państwo we właściwym słowa znaczeniu, maszynę odrębną dla uciskania jednej klasy przez drugą, nadomiar większości przez mniejszość. Rzecz zrozumiała, że dla powodzenia takiej sprawy, jak systematyczny ucisk większości wyzyskiwanej przez mniejszość wyzyskującą niezbędne są: krańcowa srogość, zwierzęcość ucisku, konieczne morza krwi, po przez które ludzkość dąży do swego losu w niewolnictwie, poddaństwie, najemnictwie.
Następnie, w czasie przejścia od kapitalizmu do komunizmu ucisk jest jeszcze konieczny, ale już ucisk mniejszości wyzyskiwaczów przez większość wyzyskiwaną. Aparat odrębny, machina odrębna dla ucisku, „państwo“ jeszcze jest nieodzowne, ale to już państwo przejściowe, to już nie jest państwo w sensie właściwym, ponieważ ucisk mniejszości eksploatatorów przez większość wczorajszych najmitów-niewolników, jest sprawą na tyle, stosunkowo, lekką, nieskomplikowaną i naturalną, że wymagać będzie bezporównania mniej krwi, aniżeli poskramianie buntów niewolników, poddanych, robotników-najmitów, — kosztować będzie ludzkość dużo mniej.
I to się godzi z rozszerzaniem demokracji na taką przytłaczającą większość ludności, że znikać zaczyna niezbędność odrębnej maszyny ucisku. Eksploatatorzy, rzecz naturalna, nie są w stanie uciskać lud nie rozporządzając taką skomplikowaną machiną przeznaczoną do celu tego, ale lud pokonać może eksploatatorów przy pomocy, bardzo nawet prostej „maszyny“, niemal bez „maszyny“, bez odrębnego aparatu, zwykłą organizacją mas uzbrojonych (w rodzaju Rad Robotniczych i Żołnierskich Delegatów — zauważymy, uprzedzając wypadki).
Wreszcie, komunizm tylko wytwarza zupełną zbędność państwa, ponieważ niema nikogo uciskać, „nikogo“ w sensie klasy, w sensie walki systematycznej z określoną częścią ludności. Nie jesteśmy utopistami i bynajmniej nie negujemy możliwości i nieuchronności ekscesów pojedynczych osób, jak również konieczności tłumienia takich ekscesów. Ale, po pierwsze, do tego nie jest potrzebny aparat odrębny, maszyna specjalna ucisku, czynić to będzie sam lud uzbrojony tak łatwo i lekko, jaki to się zdarza nawet obecnie, kiedy gromada ludzi cywilizowanych rozłącza bijących się w kłótni lub nie dopuszcza gwałtu nad kobietą. Po wtóre, wszak wiemy, że podstawową przyczyną społeczną wybryków, polegających w pogwałceniu zasad współżycia, jest eksploatacja mas, nędza i ubóstwo. Wraz z usunięciem tej przyczyny głównej ekscesy nieuniknienie zaczną „obumierać“.
Nie wiemy, jak szybko i w jakiej kolejności, ale wiemy, że obumierać będą. Z ich obumieraniem i państwo obumrze.
Marks, nie wdając się w utopje, szczegółowiej określił to, co może obecnie określać stosunki przyszłości, mianowicie: rozróżnienie niższej i wyższej fazy (stopnia, etapu) społeczeństwa komunistycznego.