Pamiętnik (Brzozowski)/22.I.1911

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Brzozowski
Tytuł 22.I.1911
Pochodzenie Pamiętnik
Redaktor Ostap Ortwin
Wydawca Anna Brzozowska, E. Wende i S-ka
Data wyd. 1913
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


22. I.
Starając się zachować spokojną ocenę faktów, zastanówmy się, czem była polska literatura rzeczpospolitej niepodległej, pojęta, jako manifestacya natury ludzkiej i źródło głębokiej wiedzy o człowieku. Lękam się, że ani jedno nazwisko nie wytrzyma najwyższej miary, że co najwyżej Skarga ma prawo do bezwzględnego uznania w swoim zakresie, bo Kochanowski nie zastąpi ani Shakespeare’a, ani Danta, ani zapewne nawet Spensera lub Aryosta czy Tassa. Ale jeżeli już, to najwyżej może rościć sobie prawo do miejsca obok tych ostatnich.



Jak zimnie i płytko intelektualną wydaje się nam cała »mitologizująca« twórczość Shelleya w zestawieniu z Blake’m. Mamy tu właściwie zawsze do czynienia tylko z wzruszeniami, wrażeniami zmysłowej przyrody, które stają się potęgami intelektualnego świata, dzięki zasadniczym właściwościom tej transpozycyi — Berkeleyanizmu i Platonizmu, która stanowiła filozoficzny światopogląd Shelleya. Prometeusz musi rozczarować każdego, kto podda czar analizie. Czar tego poematu nie jest zdrowy: nie jest to męzka radość myśli. W gruncie Shelley, który bronił bukolików i idylików z czasu upadku — nie całkiem był bezinteresowny. Jest to po części i jego własna sprawa. Nie sądzę, aby można było mówić z zupełną ścisłością o poezyi przestrzeni. Nie wiemy, w jaki sposób została ona tu wytworzona. Gdyż psychika jest tu bierna. Charakterystyczną już jest zaczarowana wędrówka Azyi i jej siostry do jaskini Demogorgonu. Ale to jeden tylko rys. Trudno zdać sobie sprawę z praw tego świata. Naturalnie nie idzie o żadne poznawcze zgodne »z rzeczywistością« prawa, tylko o to, że nie jestem pewny, czy świat ten jest jednolity, czy nie powstał on przez niecałkiem organiczne sumowanie właściwości, z których każda oddaje tylko pewną stronę natury Shelleya, jego wymagań i interesów. W Prometeuszu w każdym razie grunt nie jest pewny pod nogami.
Naturalnie trzeba być przygotowanym, że będzie to uważane za nowy dowód moich reakcyjnych instynktów, jeżeli moje Shelleyowskie studya nie doprowadzą mię do bardziej pocieszających wyników.
Można twierdzić wszystko co się podoba o Prometeuszu Shelleya za wyjątkiem tego, że jest to dramat. Nietylko w znaczeniu bardziej formalnem; ale wprost istnieje tu, jakby antidramatyczny, dominujący ton. Proszę rozważyć, np. to, co się dzieje z Azją i Panteą — coś w nich się dzieje, nachodzi na nie: tak samo, jak i na cały świat. Dlaczego w tym właśnie momencie? Dlaczego wogóle? Trudno o słabsze upozorowanie nawet związku, budowy. Niewątpliwie utwór powinien być rozważany porównawczo: z Pastor fido, z Marinim i t. p. Warto pamiętać, że zmysłowość, lubieżność w odczuciu amorka (?) seicentystów nie jest znowu tak obca Fourierowskiemu prądowi i typowi rewolucyjnej myśli. Powinowactwa z Fourieryzmem są u Shelleya nieustanne. To naturalnie nie będzie się wydawało bluźnierstwem: przeciwnie. Dla mnie to ponowne odczytanie Prometeusza było wielkiem rozczarowaniem, na które nie byłem przygotowany. Myślowo jest to utwór całkowicie bezpłodny, nie wychodzimy poza ogólniki; ani jednej głębszej intuicyi. Pozostaje Shelleyowska przyroda odurzająca i fałszywa. Jak strasznie niżej stoi Prometeusz w zestawieniu z Nieboską, Kordyanem — nie mówię o III-ej części Dziadów. Ale przecież nawet z Kainem nie można go porównywać. Co zaś już mówić o Ajschylosie. Chora to poezya, chora myśl, słaba dusza. Oczywistością jest, że świat S.T. Coleridge’a, poetycki świat zrealizowany w nielicznych utworach jest zjawiskiem zgoła innej potęgi. Cecchi jest blagierem[1]. Powtarza on, a nawet wymyśla ograne, stęchłe zestawienia, które dezoryentują.
Nie należy mieć litości — trzeba być brutalnym w prawdomówności.



Czytałem także wczoraj po raz drugi Sułkowskiego Żeromskiego[2]. Nimem wziął tę książkę do ręki przerzucałem dwa Zrębowiczowskie wybory pism Norwida. Naturalnie dzięki temu Sułkowski wypadł jeszcze fatalniej, chociaż nie sądzę, aby można było skrzywdzić tę rzecz najostrzejszym sądem. Czy jest możliwe, aby Żeromski łudził się. Co znaczy ta opętana »Muzyka« w pewnych momentach. Czy istotnie przypuszcza on że »to« ma być nową formą, wogóle formą.
Pomimo wszystko, co mam do zarzucenia Micińskiemu jest wprost coś żałosnego, że w tym samym czasie obok takiej Teofano może ukazywać się Sułkowski.
— Ani jednej żywej postaci, maryonetki poruszane niezręcznie i nie mające własnej historyi.
Ani widzenia dusz, ani tragicznej myśli o epoce. Tego samego rzędu rzecz, jak owe bajki Sieroszewskiego, w których kretyniczne zwierzęta leśne i domowe z pewnością opłacają składki na P. P. S.
W porównaniu z Różą[3], nawet z Dumą, upadek. Ani jednej stronicy, do której chciałoby się wrócić. Nic, zupełnie nic.
Myśli są u Żeromskiego tylko po to, by budzić echa. Nie służą do poznania, ale wywołują wzruszeniowe następstwa.
W rezultacie nie mamy ani świata, ani osób tylko cienie sugestyonujące uczucia cieniom; a ci jego Włosi. Ta najnudniejsza w świecie Agnezina.
Naturalnie jednak Sułkowski będzie miał kilka wydań: to dobrze. Nawet — niechby Żeromski miał choć żyć z czego, nie jak polski pisarz, ale będzie uważany za literaturę — poezyę w wielkim stylu.
Od czegóż Feldman, publiczność, która szanuje fakty dokonane własnych swych baranich zacietrzewień.
Nudno i smutno; najzupełniej bezcelowo.
Jasnem, jak słońce, że trzeba myśli, filozofii, entuzyazmu i fanatyzmu myślowego i jednocześnie takie już znużenie, takie straszliwe znużenie.
Ci panowie z Kasy Mianowskiego do 25 nie przysyłają swej kwartalnej »pomocy«[4].





  1. Cecchi jest blagierem — aluzya do pierwszych stronic książki włoskiego literata Emila Cecchi „Rudyard Kipling“, wyd. Quaderni della Voce pod red. G. Prezzoliniego. Druga o nim wzmianka na str. 126.
  2. Czytałem także wczoraj po raz drugi Sułkowskiego Żeromskiego. Podobny sąd o Sułowskim znajduję w liście do mnie z 26. I. 1911.
    »Sułkowskiego Żeromskiego przeczytałem po raz drugi i zostałem istotnie przytłoczony rzeczywistością, że to jest rzecz nieusprawiedliwona i w przykry sposób słaba. Ale i Kamień filozoficzny Lemańskiego mię nie zachwycił«.

    (Lekki przytyk do mnie jako referenta działu wydawniczego księgarni, której nakładem ta książka Lemańskiego wydana została. Patrz zresztą przypisek do str. 54).

  3. W porównaniu z Różą... O Róży Józefa Katerli wydane zostało w r. 1910, nakładem czasopisma Zjednoczenie, osobne studyum Brzozowskiego p. t. Skarga to straszna.
  4. Mowa o zasiłku, przyznanym Brzozowskiemu, już bardzo po niewczasie, przez warszawską Kasę Mianowskiego.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Ostap Ortwin, Stanisław Brzozowski.