Pamiętnik chłopca/Moi towarzysze
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały październik Cały tekst |
Indeks stron |
Chłopiec, który podał Kalabryjczykowi markę pocztową szwedzką, podoba mi się najbardziéj ze wszystkich, nazywa się Garrone, jest największym z klasy, ma już rok czternasty, dużą głowę, szerokie plecy, jest dobry, — zaraz to poznać można, kiedy się uśmiechnie, — ale zdaje się, iż zawsze o czemś myśli, jak człowiek dorosły. Teraz znam już wielu z moich kolegów. I inny także bardzo mi się podoba; nazywa się Korreti; ubrany w kurtkę orzechową i czapkę z kociej skóry; zawsze wesół, jest synem handlarza drzewem, który był żołnierzem podczas wojny 66 r. w czworoboku księcia Humberta i, jak powiadają, ma aż trzy medale. Jest mały Nelli, biedny garbusek, wątły, z wychudłą twarzyczką. Jest jeden ślicznie ubrany, który zawsze zbiera i otrzepuje palcami z odzieży najdrobniejszy pyłek i puszek, — ten nazywa się Wotini. W ławce przede mną siedzi chłopak, którego zowią murarczukiem, bo jego ojciec jest murarzem; twarz okrągła jak jabłko, nos jak kartofel; ma on szczególniejszy talent: umie zabawną robić minkę, która się nazywa zajęczy pyszczek, i wszyscy go o tę minę proszą i śmieją się serdecznie, bo to bardzo zabawne; chłopak ten nosi mały, podarty kapelusz, który podczas lekcyi kładzie do kieszeni, zmiąwszy jak chustkę. Obok murarczuka siedzi Garoffi, długi, chudy, z nosem haczykowatym jak u sowy, z małemi oczkami, który wiecznie handluje piórami, rysunkami i pudełkami od zapałek, a lekcyę wypisuje sobie na paznokciach, aby ją czytać ukradkiem, gdy go nauczyciel wyrywa. Następnie jest jeden paniczyk, niejaki Karol Nobis, który musi być ogromnie zarozumiały, a siedzi pomiędzy dwoma chłopcami, których bardzo lubię: Pierwszy z nich, syn kowala, ubrany w starą, ogromną kurtę, co mu aż do kolan sięga, blady, jakby chory, zawsze ma minkę wystraszoną i nigdy się nie śmieje. Drugi, o rudych włosach, jednę rękę ma uschłą, bezwładną i nosi ją na chustce, przewiązanej przez ramię; jego ojciec jest w Ameryce, a matka sprzedaje warzywa i kwiaty, roznosząc je w koszu po mieście. Również niepospolitym typem jest mój sąsiad z lewej strony — Stardi, mały i gruby, szyi prawie nie ma, mruk taki, że z nikim nie rozmawia, i zdawałoby się, iż niewiele rozumie; ale kiedy nauczyciel mówi, on słucha go pilnie, ani mrugnie, czoło namarszczy i zęby zaciśnie, a jeżeli go wówczas o co zapytają, za pierwszym i drugim razem nic nie odpowie, a za trzecim kopnie nogą. Obok niego jest chłopiec z bezczelną, zuchwałą, niedobrą twarzą, nazywa się Franti, był już wypędzony z innej szkoły. Są téż i dwaj bracia, jednakowo ubrani, zadziwiająco jeden do drugiego podobni, i obaj noszą jednakowe kalabryjskie kapelusze z bażanciém piórem. Ale najpiękniejszy ze wszystkich — ten, co ma największe zdolności i będzie z pewnością w tym roku również pierwszym w klasie, to Derossi. Już nauczyciel to poznał i ciągle go zapytuje. Ja jednak pokochałem małego Prekossi, syna kowala, tego, co ma długą kurtę i wygląda chorowicie; powiadają, że jego ojciec go bije; jest on bardzo nieśmiały, a za każdym razem, gdy się do kogo dotknie, lub ma o co zapytać, mówi: „przepraszam“ i patrzy tak jakoś łagodnie i smutno. Ale Garrone jest największy i najlepszy ze wszystkich.