Pamiętnik chłopca/Moja nauczycielka umarła
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały czerwiec Cały tekst |
Indeks stron |
Podczas gdyśmy byli w teatrze Wiktora Emanuela, moja biedna nauczycielka konała. Umarła o drugiéj, w siedem dni po jéj ostatniéj bytności u mojéj mamy. Dyrektor przyszedł wczorajszego rana, aby nam o tém w szkole oznajmić. I powiedział:
— Ci z was, którzy byli jéj uczniami, wiedzą, jak dobrą była, jak dzieci kochała: była dla nich jakby matką. Dziś jéj już niema na świecie! Trawiła ją oddawna okropna choroba. Gdyby nie potrzebowała na chleb pracować, mogłaby się była leczyć i może zdrowie odzyskać; gdyby wzięła urlop, mogłaby była chociaż życie sobie o kilka miesięcy przedłużyć. Lecz ona wołała aż do ostatka wśród swojéj dziatwy pozostać. Wieczorem, w sobotę, 17-go, z nią się pożegnała, z tém przeświadczeniem okropném, że już do niéj nie wróci; udzieliła jeszcze swym uczniom ostatnich rad, ucałowała ich wszystkich i odeszła, płacząc. Teraz nikt jéj już nigdy więcéj nie zobaczy. Wy, chłopcy, zachowajcie ją w pamięci.
Mały Prekossi, który był kiedyś jéj uczniem w piérwszéj klasie, pochylił głowę na ławkę i zapłakał gorzko. Wczoraj wieczorem, po wyjściu ze szkoły, poszliśmy wszyscy razem do domu nieboszczki, aby ciało jéj odprowadzić do kościoła. W ulicy, przed domem, stał już wóz pogrzebowy, zaprzężony w dwa konie, i było wiele ludzi, którzy czekali na wyprowadzenie zwłok, rozmawiając z sobą pocichu. Był dyrektor, wszyscy nauczyciele i nauczycielki z naszéj szkoły, a nawet i z innych wydziałów, gdzie ona przed laty kilku uczyła; były niemal wszystkie dzieci z jéj klasy, prowadzone za rękę przez matki, które niosły gromnice, i bardzo wiele dzieci z klas innych, a także pięćdziesiąt uczennic z wydziału Baretti, z wieńcami lub pękami róż w ręku. Wiele kwiatów już złożono na wozie, oraz przyczepiono doń wielki wieniec, przewiązany białą wstęgą, na któréj wielkiemi czarnemi głoskami było wypisane: Swojéj nauczycielce dawne uczennice z czwartéj klasy; a pod tym wielkim wieńcem u dołu był zawieszony inny, mały, który jéj przyniosły jéj dziatki z pierwszéj klasy. Wśród tłumu było wiele służących, przysłanych przez swoje panie, ze świecami, a także dwóch lokai w liberyi, z zapalonemi pochodniami; a jakiś pan bogaty, ojciec pewnego ucznia zmarłéj, przysłał swój powóz, wybity błękitnym atłasem. Wszyscy skupiali się przed bramą. Niektóre dziewczynki ocierały sobie oczy chusteczką. Czekaliśmy chwilę w milczeniu. Nareszcie po schodach znieśli na dół trumnę. Kiedy trumnę ustawiano na wozie, wiele dzieci zaczęło płakać na głos, a jeden chłopczyna krzyknął przeraźliwie, jakby w téj chwili dopiero zrozumiał, że jego nauczycielka umarła, i dostał napadu takiego konwulsyjnego łkania, że go czémprędzéj odnieść do domu musiano. Orszak żałobny uszykował się zwolna i ruszył z miejsca.
Na przedzie postępowały Siostry ze Schronienia Niepokalanego Poczęcia, ubrane w barwę zieloną, — potém Córki Maryi, całe w bieli, z niebieską przepaską, — potém księża, a za wozem żałobnym nauczyciele i nauczycielki, uczniowie z pierwszéj klasy i wszyscy inni, na ostatku tłum. Ludzie wyglądali przez okna i drzwi, a widząc wszystkie te dzieci i ów wieniec duży z napisem, mówili:
— To jakaś nauczycielka.