Pamiętnik chłopca/Pierwszy w klasie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały listopad Cały tekst |
Indeks stron |
Garrone jedna sobie miłość wszystkich, Derossi — wszystkich podziw. Wziął pierwszy medal, znowu i w tym roku będzie pierwszym uczniem, nikt się z nim mierzyć nie może, wszyscy we wszystkiem wyższość jego uznają. Pierwszym jest w rachunkach, w gramatyce, w ćwiczeniach piśmiennych, w rysunku, każdą rzecz odrazu zrozumie, pamięć ma zadziwiającą, wszystkiemu da radę bez najmniejszego wysiłku, — zdaje się, iż nauka to dla niego zabawka. Nauczyciel powiedział mu wczoraj:
— Nie poskąpił ci Pan Bóg swych darów; nic innego nie masz czynić, jak tylko dbać o to, byś ich nie zmarnował.
Derossi jest wysoki, piękny, o kędzierzawych, jasnych włosach, zwinny, zgrabny tak dalece, iż przeskakuje przez ławkę, wsparłszy się na niéj tylko jedną ręką, i fechtować się już umie. Ma lat dwanaście, jest synem przemysłowca, ubrany w kurtkę i majtki granatowe ze złotemi guzikami. Zawsze żywy, wesoły, uprzejmy ze wszystkimi, pomaga każdemu, jak może, na egzaminie — i nikt nigdy nie odważył się zrobić mu jaką niegrzeczność, lub powiedziéć mu coś przykrego. Tylko Nobis i Franti krzywo nań patrzą, i Wotiniemu zazdrość świeci z oczu, ale on tego nawet nie widzi. Wszyscy uśmiechają się do niego, chwytają go za rękę lub ramię, kiedy taki wesoły i grzeczny chodzi po szkole, odbierając wypracowania. Darowuje towarzyszom ilustrowane pisma, rysunki, wszystko to, co w domu jemu darowują; dla Kalabryjczyka zrobił małą kartę geograficzną Kalabryi; rozdaje wszystko, śmiejąc się niedbale, jak wielki pan, nie wyróżniając nikogo. Niepodobna nie zazdrościć, nie czuć się niższym od niego pod każdym względem. Ach! i ja również, jak Wotini, także mu zazdroszczę. I czasami, gdy nie mogę dać rady z jaką lekcyą, zadaną w domu, i gdy sobie pomyślę, że o téj saméj godzinie on już ją zrobił doskonale, bez trudu, czuję jakąś gorycz, niechęć do niego. Ale potém, gdy wracam do szkoły, i znowu widzę go tak pięknym, śmiejącym się, tryumfującym, i słyszę, jak na pytania nauczyciela odpowiada śmiało, pewnie, jak jest grzeczny, uczynny, jak go wszyscy lubią, — wówczas wszelka niechęć ku niemu znika i wstydzę się, żem takich uczuć doznawał. I chciałbym wtedy zawsze być blizko niego; chciałbym z nim razem wszystkie szkoły przechodzić; jego obecność, jego głos dodaje mi odwagi, chęci do pracy, wesołości, życia. Nauczyciel dał mu do przepisania miesięczne opowiadanie, które jutro czytać będzie: „Mały Lombardczyk na wedecie;“ przepisywał je dziś rano i był wzruszony tym bohaterskim czynem, cały rozpalony na twarzy, z wilgotnemi oczami i drżącemi ustami; a ja patrzyłem na niego. Jaki on był piękny i szlachetny! Z jakąż przyjemnością powiedziałbym mu wówczas otwarcie, szczerze: „Derossi, tyś pod każdym względem więcéj wart ode mnie! Ty jesteś człowiekiem w porównaniu ze mną! Ja cię szanuję i podziwiam!“