Pamiętnik chłopca/Powrót do zdrowia

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund de Amicis
Tytuł Pamiętnik chłopca
Podtytuł Książka dla dzieci
Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki
Data wyd. 1890
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Obrąpalska
Tytuł orygin. Cuore
Źródło Skany na Commons
Inne Cały kwiecień
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
POWRÓT DO ZDROWIA.
20, czwartek.

I któżby mi powiedział wówczas, kiedym wracał taki wesoły, taki szczęśliwy, z téj pięknéj wycieczki z moim ojcem, że przez dni dziesięć nie zobaczę już ani drzew, ani pól, ani nieba! Byłem bardzo chory, niebezpiecznie chory. Słyszałem, jak moja matka łkała zcicha przy mojem łóżku, widziałem mego ojca bladego, który patrzył na mnie długo, z dziwnym jakimś wyrazem, siostrę i brata rozmawiających szeptem, i lekarza w okularach, który co chwila był przy mnie i mówił coś do mnie, czego nie rozumiałem. Istotnie było ze mną tak źle, żem o mało wszystkich nie pożegnał. Ach, biedna moja mama! Było co najmniéj trzy czy cztery dni takich, z których nic prawie sobie przypomnieć nie mogę, jakbym je przespał wśród przykrych, niejasnych, sennych widziadeł.
Zdaje mi się, żem widział przy mojem łóżku moją dobrą nauczycielkę z pierwszéj klasy, która starała się stłumić kaszel, przykładając do ust chustkę od nosa, aby mnie nie niepokoić; przypominam sobie, tak, niewyraźnie, mego nauczyciela, który się nachylił, aby mnie pocałować, i ukłuł mi zlekka twarz swoją brodą, widocznie od kilku dni niegoloną; widziałem jak we mgle przesuwającą się przede mną rudą głowę Krossiego, jasne kędziorki Derossiego, Kalabryjczyka w czarném ubraniu i Garrona, który przyniósł mi mandarynkę na gałązce z liśćmi i zaraz uciekł, bo jego matka bardzo chora. Potém zbudziłem się, jakby ze snu długiego, i zrozumiałem, że już mi jest lepiéj, widząc, że ojciec i matka uśmiechają się, i słysząc, że Sylwia nuci coś zcicha. Ach! jakiż to był ciężki, straszny sen! Potém z każdym dniem polepszało się moje zdrowie. Przyszedł murarczuk, który sprawił, żem się roześmiał po raz pierwszy od chwili, gdym zachorował, a to przez tę swoją minę zabawną, którą mi zaraz zrobił na powitanie; a jak to on ją ślicznie robi teraz, gdy mu się biedakowi twarz wydłużyła nieco przez chorobę! Przychodził i Koretti i Garoffi, który mi podarował dwa bilety na swoją nową loteryę na „scyzoryk z pięciu niespodziankami,“ kupiony u tandeciarza na ulicy Bertola. A wczoraj, podczas gdym spał, przyszedł Prekossi i twarzyczkę swoją położył na mojém ręku, ale tak ostrożnie, że mnie nie obudził, a ponieważ przyszedł prosto z kuźni swego ojca, cały czarny od węglanego kurzu, więc pozostawił mi wycisk czarny na rękawie, który, gdym się później obudził i zobaczył go, bardzo mnie ucieszył. Jakże drzewa pozieleniały w ciągu tych kilku dni! A jaką zazdrość wzbudzają we mnie chłopcy, których widzę śpieszących do szkoły, z tornistrami, z książkami, kiedy mnie ojciec posadzi przy oknie! Ale i ja niedługo już pójdę do szkoły. Tak jużbym chciał czémprędzéj zobaczyć znowu tych wszystkich chłopców, i moją ławkę, i ogród, i tę ulicę, dowiedzieć się o tém wszystkiém, co przez ten czas zaszło, zabrać się znowu do moich książek i do moich kajetów, bo już tak mi do nich tęskno, jakbym ich cały rok nie widział. Biedna moja matusia, jakże pobladła i schudła! Biedny mój tatko, jakże wygląda znużony! A cóż moi poczciwi towarzysze, co to przychodzili odwiedzać mnie, i stąpali na palcach i całowali mnie w czoło! Tak mi jakoś smutno, gdy sobie pomyślę, że kiedyś będziemy musieli się rozstać. Może z Derossim, może z kilku innymi pójdę razem do szkół wyższych, — ale reszta towarzyszy? Po ukończeniu czwartéj klasy... bądźcie zdrowi; nie zobaczymy się więcéj; nie zobaczę już ich przy mojém łóżku, kiedy będę chory: Garrona, Prekossiego, Korettiego, tylu dzielnych, poczciwych chłopaków, tylu kochanych, dobrych towarzyszy stracę z oczu na zawsze!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edmondo De Amicis i tłumacza: Maria Obrąpalska.