Pamiętnik dr S. Skopińskiej/O szewcach, zecerach i gruźlicy w Warszawie

<<< Dane tekstu >>>
Autor Sabina Skopińska
Tytuł Pamiętnik
Pochodzenie Pamiętniki lekarzy
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały pamiętnik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

O szewcach, zecerach i gruźlicy w Warszawie.

W rejonie, gdzie praktykuję, mieszkają pracownicy pierwszorzędnych firm warszawskich, gastronomicznych, kupieckich, krawieckich, szewskich i drukarskich. Ponieważ ich leczę, miałam możność poznać życie wykwalifikowanych polskich rzemieślników. O jakież to biedne, jak źle zorganizowane życie! Zarabiają ci ludzie nieźle. Nieraz w legitymacji ubezpieczeniowej figuruje suma 150 zł na tydzień. Zdawałoby się, że ludzie ci mają z czego żyć w porównaniu z przeciętną rodziną inteligencką.
— Tymczasem szewcy mieszkają albo w jednej izbie suterynie (najczęściej), lub też w jednej izbie na poddaszu starych walących się drewnianych domków. Natomiast ich małżonki, ach te panie szewcowe! — siedzi sobie taka w poczekalni i czeka na kolejkę. Usta oczywiście jej się nie zamykają:
— Ja przecież nie jestem byle kto — mówi. — Z jenteligentnej rodziny pochodzę. Jeżeli tu przychodzę się leczyć, to dlatego tylko, że mąż tak dużo płaci tych składek. I co ja z tego mam? Choruję na astmę. Byłam w szpitalu, było mi dobrze, wróciłam do domu — znów choruję.
— Dlaczego to prywatnie mogą astmę wyleczyć, a w Kasie Chorych nie.
Zecerzy są zupełnie inni. Mieszkają przyzwoicie, dzieci posyłają do gimnazjum. Cóż, kiedy gruźlica szerzy wśród nich tak okropne spustoszenie. Niedawno jeden z nich zawezwał mnie do siebie, gdyż chorował na grypę. W trzy dni potem splunął krwią, więc kazałam zbadać plwocinę. Prątki, prątki — 3 — 4 w polu widzenia. To się nazywa gruźlica otwarta! A tu 15-letnia córeczka chodzi do gimnazjum, żona i matka na utrzymaniu.
— Wyjechać, koniecznie trzeba wyjechać. Ubezpieczalnia pana wyśle — mówię do chorego. — To nie szkodzi, że przez dwa miesiące rodzina będzie biedować. Z głodu nie umrą, a przez ten czas pan się wyleczy i otoczenia nie będzie zarażać, szczególnie tej 15-letniej córeczki. Wiem, że z panem prędzej się porozumiem, aniżeli z szewcem, który również tak zarabia, jak pan. Był u mnie dzisiaj, jego żona od 6 lat prątkuje, a on pluje krwią, ale z suteryny do tej pory się nie wyprowadził i choć kaszle od pół roku, dopiero dziś się do mnie zgłosił.
Jeżeliby ktoś zwiedził wnętrza domów, a szczególnie suteren na Powiślu, zobaczyłby, dlaczego gruźlica szerzy się tam tak zastraszająco. O, czyż doczekamy się tej chwili, gdy połowa domów warszawskich będzie zburzona, a na ich miejsce powstaną domy jasne, czyste i bez wilgotnych suteren!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Sabina Różycka.