Pamiętnik egotysty/Od tłumacza
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Od tłumacza |
Pochodzenie | Pamiętnik egotysty |
Wydawca | Bibljoteka Boya |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct S. A. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Ten dziesiąty tom utworów Stendhala, wydany przezemnie po polsku, przeznaczony jest zwłaszcza dla czytelników, których łączy już bliższa zażyłość z tym pisarzem, liczącym u nas tylu entuzjastów. Innych — ciekawych zapoznać się z nim dopiero — odsyłam do uwag któremi opatrzyłem tomy wydane poprzednio. Ktoby zaczął znajomość od tego tomu, mógłby być zaskoczony. Wszystko tu jest dosyć ekscentryczne, — treść i forma. Nawet sam tytuł, w którym użyty termin egotyzm jest poniekąd wynalazkiem Stendhala, a raczej użyciem angielskiego słowa (po angielsku równoznacznego z egoizmem) na określenie kultu swojej indywidualności, nawyku introspekcji psychologicznej. Tak pojęty egotyzm odnajdujemy w całej twórczości Stendhala, nawet w tych utworach, którym nadał formę powieści, nie licząc mnogich jego wspomnień, dzienników, opisów podróży. Całe życie z niestrudzoną pasją szukał samego siebie, opowiadał i spowiadał samego siebie. Przez kilka lat prowadził dziennik, notując i komentując rzeczy przeżyte i widziane; na schyłku życia podjął wielką autobiografję, niedokończoną niestety, p. t. Życie Henryka Brulard. Ta wiwisekcja praktykowana na samym sobie była podstawą jego metody psychologicznej. Odełganie człowieka, odełganie uczuć, przeżyć, historji. W tej metodzie jest może źródło nieporozumień między Stendhalem a jego epoką, a zarazem przyczyna jego pośmiertnego zwycięstwa.
Życie Henryka Brulard doprowadza nas do r. 1800, gdy siedemnastoletni chłopiec przebywa Alpy, dążąc radośnie do Włoch, do armji Bonapartego. Odtąd — z przerwami coprawda — życie jego związane jest z losami Napoleona. Rok 1815 przecina wojskowo-urzędniczą karjerę Stendhala i rzuca go na bruk. Pod wpływem niezatartych wspomnień młodości, osiada we Włoszech, w Medjolanie, gdzie pozostaje do r. 1821, w którym-to roku wypędza go stamtąd austrjacka policja. Stendhal udaje się do Paryża, unosząc pamięć swojej brutalnie przeciętej, nieszczęśliwej zresztą miłości; aby utrwalić te wspomnienia, pisze książkę O Miłości, której, w ciągu dziesięciu lat, sprzedaje 17 egzemplarzy! Paryż jest mu wstrętny, Włochy uważa za swą przyrodzoną ojczyznę. Z biegiem lat, boleść jego zasnuwa się błękitną mgłą, zwłaszcza od czasu śmierci Metyldy Dembowskiej; stopniowo, Stendhal wciąga się potrosze w nowe życie. Zawiera znajomości, rozszerza krąg stosunków, bierze udział w walkach literackich. Broszura jego Racine a Szekspir czyni go tyraljerem Romantyzmu. Ale, mimo wszystko, Stendhal nie umie sobie znaleźć miejsca w swojej epoce, pozostaje poza „rynkiem literackim“. Już sam jego program Romantyzmu dosyć podobny jest do tego, co później stało się przeciwieństwem romantyzmu, pod mianem naturalizm. Pisze, w r. 1827, pierwszą swoją powieść p. t. Armance: obiera temat aż nadto śmiały (impotencja mężczyzny); ale, licząc się z pruderją epoki, musi rzecz spowić w tyle omówień, że powieść staje się zupełnie niezrozumiała i przechodzi bez wrażenia[1]. Toteż Stendhal, mimo że dobiega pięćdziesiątki, jest wówczas prawie nieznany; reputacja jego jest raczej prywatna; jego paradoksy, wybuchy, krytyki, koncepty, nie przekraczają sfery kilku zaprzyjaźnionych salonów. Taka była sytuacja pisarza w r. 1830, kiedy tworzy swoje arcydzieło, powieść Czerwone i czarne.
Wśród tego, wybucha rewolucja lipcowa. Zwycięstwo wydobywa z cienia dawnych bonapartystów; niedobitki Wielkiej Armji stają się kandydatami do oficjalnych stanowisk.
Stendhal zostaje konsulem we Włoszech; najpierw w Trjeście, potem w Civita-Vecchia. Wątpliwy ten awans wydaje się jednem z owych nieporozumień, które zdarzają się w życiu. Stendhal tak często wyznawał swą miłość do Włoch a niechęć do Paryża, że jego przyjaciele, i może on sam, wyobrażali sobie, że placówka ta, pozwalająca mu żyć stale we Włoszech, ziści jego najgorętsze pragnienia. Okazało się to tragikomiczną omyłką. Kult Stendhala dla Włoch był związany z dobą jego młodości, z epoką gdy on był więcej amantem niż pisarzem. Zostawiwszy we Włoszech najdroższe wspomnienia serca, nie znany i nie uznany przez publiczność paryską, mógł się w istocie czuć w Paryżu na wygnaniu. Ale od tego czasu ileż się zmieniło! Przedewszystkiem, lata biegły: kochanek Giny i Metyldy był obecnie pięćdziesięcioletnim grubasem, mało podatnym do roli Romea, zwłaszcza we Włoszech, gdzie, jak sam Stendhal zaświadcza, intelekt ma w miłości najmniej kursu. Następnie, zmieniła się sytuacja jego w Paryżu; intelektualna atmosfera paryska była mu — może bez jego wiedzy — najbardziej sprzyjającym klimatem jakiego mógł pragnąć. Rewolucja lipcowa powołała do władzy tę właśnie koterję z którą był najbliżej. No i książka pod prasą! Co za pomysł właśnie w tej chwili wyjeżdżać, zagrzebywać się gdzieś na obczyźnie? Stendhal opuszcza Paryż, sam nie wiedząc jak bardzo mu go będzie brakowało, jak bardzo miasto to było dla niego jedyną ojczyzną ducha. Jedzie na swoje stanowisko do Trjestu, gdzie marznie i nudzi się; następnie zaś, gdy Austrja nie zaakceptowała nominacji człowieka licho notowanego w kartotekach jej policji, udaje się zkolei do Civita-Vecchia, mieściny, której jedynym urokiem było to, że znajdowała się opodal Rzymu.
Konsulem w Civita-Vecchia miał pozostać Stendhal do końca swoich dni. I, tak jak przybywszy w r. 1821 do Paryża, wzdychał do Włoch, tak, przybywszy w r. 1830 do Civita-Vecchia, zaczyna wzdychać do Paryża. Och, jakże mu brak paryskiej konwersacji! Nawet w Rzymie, gdzie ma trochę znajomości i dokąd ucieka jak najczęściej, jakże trudno porozumieć się jest człowiekowi, który nawykł do szermierki intelektualnej, do swobodnej i śmiałej gry myśli. Czuje się na wygnaniu. Skarży się, że o nim zapomniano; utyskuje że zbyt skąpo dostaje listy z Paryża; ale bo też w owym Paryżu, gdzie wszystko gotowało się jak w kotle, któż miał czas myśleć o nieobecnym? Męczy się biedny Beyle: dość powiedzieć, że kiedy, po kilku latach, wyrwał się na urlop do Paryża, trzyma się tam rękami i nogami, używa wszystkich sposobów, aby urlop ten przedłużać — trzy lata!
Tam więc, w Civita-Vecchia, smutnem portowem miasteczku, rozmawia z sobą. To jeszcze najlepsza rozrywka. Robi rachunek sumienia, sili się odpowiedzieć na wielkie pytania: czem był, czy był szczęśliwy, co czuł, co i kogo kochał? Sili się rozróżnić prawdę od pozoru. Od roku 1832 myśli już o autobiografji, którą podejmie w kilka lat potem pod tytułem Życie Henryka Brulard. Ten Pamiętnik egotysty jest jakby jej fragmentem: okres życia paryskiego między r. 1821 a 1830. Pisze gorączkowo: rękopis ów powstał w ciągu dwóch tygodni, między 20 czerwca a 4 lipca 1832 r. W tych bezładnych nieco wspomnieniach przebija rys charakterystyczny dla Stendhala; dążenie do prawdy za wszelką cenę, pasja szczerości, wstręt do wielkich słów, do konwencjonalnych lub sentymentalnych interpretacyj siebie i świata, rozmyślna oschłość, nawet brutalność. Metoda pisania ta sama: pisać przed siebie, dla samego siebie, nie poprawiać, nie odczytywać nawet rękopisu, aby uniknąć wszelkiej literackiej szminki, wszelkich ustępstw na rzecz miłości własnej. Mimo iż pisany wcześniej, ten Pamiętnik egotysty jest dalszym ciągiem Henryka Brulard, z przerwą dwudziestu lat.
Stendhal nie traktuje tych zapisków jako materjału do przyszłego opracowania. Nie: adresuje je wprost do potomności, z jakąś osobliwą pasją przekazania się przyszłym pokoleniom, z przeświadczeniem o wadze takiej spowiedzi. Na pierwszej stronicy rękopisu nakreślił Stendhal co następuje:
Zapisuję to studjum panu Abrahamowi Constantin, sławnemu malarzowi, z tem aby był łaskaw wręczyć je jakiemu drukarzowi, nie bigotowi, w dziesięć lat po mojej śmierci. Albo też, jeśli nikt nie zechce tego wydrukować — złożyć w jakiej bibljotece. Pamiętniki Benvenuta Cellini ukazały się w 150 lat po jego śmierci...
Przeleżał pamiętnik ten nie 150 lat, ale 60 — do roku 1892, w którym ukazał się w druku. Wygrzebał go, jak wiele innych rękopisów Stendhala — jak Lamiel, jak Henryka Brulard — rodak nasz Kazimierz Stryjeński, który tyle zrobił dla kultu i znajomości Stendhala we Francji.
W rękopisie tekst Stendhala roił się od dziecinnych kryptonimów, jakiemi pisarz zabezpieczał się rzekomo od urojonych rewizyj i szpiegów. I tak pisał Mero zamiast Rome, tresprê zamiast prêtres, etc. Nowsze wydania skorygowały te dziwolągi, aby nie utrudniać czytania; czasem conajwyżej zostawiono angielskie kings zamiast „królowie“. Natomiast większość nazwisk jest tutaj fikcyjna: np. Lussinge oznacza barona de Mareste, de l’Etang zastępuje nazwisko Delecluze i t. d. Ale dla polskich czytelników nie ma to znaczenia; wszystkie niedyskrecje tego Pamiętnika są nam dość obojętne; jest dla nas tylko dokumentem pisarza i człowieka.
Warszawa, marzec 1933.