Pamiętnik morski/2 lipca
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik morski |
Wydawca | Wydawnictwo J. Przeworskiego |
Data wyd. | 1937 |
Druk | S. Wyszyński i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | Atelier «Mewa» |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jest jakby cichy, tajny kontakt słońca z morzem. Wszystkie tanie metafory złych poetów, jak „słońce pieści fale“, „słońce przegląda się w lazurowej toni“, i podobne określenia mieszczą się w tym kontakcie. Ta jedyność tych dwóch — morza i słońca — dręczy brakiem szerszego tematu. Poprostu nic tu się nie dzieje; sama uroda. To nie dla mnie. Znów wyleguję się nago na dziobie. Słońce grzeje, wiatr chłodzi. Z brodą opartą na rękach wpatruję się wdół w morze. Czasem, tuż sprzed dzioba, wypryśnie kilkanaście ryb i wachlarzem puszczają się w swój niedaleki lot. I po atrakcji. Nagle czuję, że plecy mam oparzone, i po kąpieli zaczyna się ból, męka. Dziś zdaję sobie sprawę, że przecież już wczoraj było bardzo gorąco, a dziś ociekam potem. Mam na sobie tylko spodnie i koszulę, ale ciąży mi to jak pierzyna. W naszej kabinie i w jadalni warczą wentylatory. Koty leżą z wywieszonemi językami, nieskore do figlów. Okręt zato nic nie uspokoił się, to samo co i wczoraj. Do obiadu steward podał karafkę kwasu z lodówki. Jest to smaczne, bo zimne. Jemy niewiele. Staram się trochę pisać, bo pan De przerwał swoją pracę i mam spokój, ale każde słowo rozkleja się pod palcami, więc kładę się plecami dogóry, i tak się czas wlecze. Aż tu nagle pod wieczór zaczyna siepać deszcz, i chociaż upał przestał dokuczać, ale zato jakiś ekstrakt smutku ulokował się we mnie i począł dręczyć aż do mdłości. Nie mogę czytać tego Sobieskiego; czegoś mi za bardzo świątobliwy, ale co do Niemców ma rację. Ułożyłem swoje zwłoki w skrzynce, tam się obijam aż do ciężkiego, dusznego snu.