Pamiętnik z czasów wojny/Król odwiedza Benita Mussoliniego
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik z czasów wojny |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie R. Wegnera |
Data wyd. | 1931 |
Druk | Drukarnia Concordia Sp. Akc. |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Józef Birkenmajer |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dziś rano Król odwiedził szpital polowy, gdzie znajduje się plutonowy Benito Mussolini. Wróciłem właśnie z okopów na Monfalcone i wybrałem się w drogę, by zasięgnąć wieści o ranionym przyjacielu, którego stan zdrowia w dniach ostatnich znacznie się pogorszył. W sam raz wtedy szary samochód Władcy opuszczał placyk, przylegający do dworku, gdzie mieści się szpital połowy, w którym przebywa Mussolini.
Król przybył pół godziny przedtem, zgoła niespodzianie. Przywołał zawiadowcę szpitala, kapitana-lekarza Giuseppe Piccagnoni i wyraził chęć zobaczenia Benita Mussoliniego oraz innych rannych, pomieszczonych tamże.
W parę minut później Władca wkroczył do sali, gdzie akurat przed chwilą wniesiono Benita Mussoliniego, powracającego od codziennych zabiegów, które dlań były zarówno dotkliwe jak same operacje.
Mussolini był nieco przybity. Zabieg lekarski był bardziej bolesny niż po inne dni.
Król zapytał kapitana Piccagnoni, na którem łóżku spoczywa Benito Mussolini.
— Oto tam, na drugiem łóżku przy oknie.
Tymczasem Mussolini poznał Króla, a jednocześnie Władca spostrzegł ranionego.
Zbliżywszy się do łóżka, król spytał Benita Mussoliniego:
— Jak się pan miewa, panie Mussolini?
— Niebardzo dobrze, Miłościwy Panie!
Kpt. Piccagnoni, zapytany przez Władcę, podał dokładne szczegóły:
— Gorączka ujawniła się przed ośmiu dniami, kiedy w ranach na nogach zaszła komplikacja infekcyjna. Temperatura przewyższała 40°; chory miał noce niespokojne, bredził w malignie. Obecnie gorączka spadła do 38°. Odłamki udało się wyjąć i rany zaczynają się zabliźniać, w każdym razie chory cierpi bardzo. Proszę sobie wyobrazić, że suma obwodów wszystkich ran, jakich na swem ciele doznał Benito Mussolini, wynosi 80 cm. Dwie rany na nogach są tak wielkie, że po ich ponownem otworzeniu możnaby w nich pomieścić pięść ludzką.
Król słuchał, przyglądając się twarzy ranionego.
— Pan z pewnością bardzo cierpi w tem bolesnem obezwładnieniu, a jednak… tyle siły w panu!
— Tak,… to męczarnia, Miłościwy Panie…, ale trzeba być cierpliwym!
Następnie Król wypytywał Mussoliniego o szczegóły bolesnego epizodu wojennego. Ranny opowiedział je z całą dokładnością.
— Jaka była, pańskiem zdaniem, przyczyna wybuchu? — zapytał Król.
— Lufa miotacza była zanadto rozgrzana.
— Tak jest — podchwycił Władca; — pewnie strzelano zbyt gwałtownie.
Poczem, zmieniając rozmowę, zapytał:
— Pamięta pan? Widziałem pana sześć miesięcy temu w szpitalu w Cividale.
— Pamiętam dokładnie. Byłem wtedy pod obserwacją z powodu choroby…
— A teraz — przerwał Król — po tylu dowodach męstwa odniósł pan ranę…
Nastała chwila milczenia. Wszyscy spoglądali na tego dzielnego żołnierza, który pod obstrzałem ze strony Austrjaków uczył swoich podkomendnych, jak mają zwalczać nieprzyjaciela, — aż padł, okazując równie wielkie bohaterstwo jak żołnierz powalony w okopach napaścią przeciwnika.
Następnie Król ciągnął dalej:
— Przedwczoraj, na Debeli, jenerał M… wyrażał się dobrze o panu…
— Starałem się zawsze spełniać karnie swój obowiązek, jak każdy z żołnierzy. Pan jenerał zbyt dla mnie jest łaskaw.
— Brawo, Mussolini! — przerwał Król. — Znoś z rezygnacją swój ból i niemożność ruchu.
— Dziękuję, Miłościwy Panie!
Zkolei Król zwrócił się do innych rannych.
Na lewo od Mussoliniego znajdował się dzielny inwalida wojenny, sierżant Gasperini z Valtellina, który został koło Doberdó raniony bombą, rzuconą z samolotu. Także dla niego Król miał słowa pochwały i otuchy, poczem kazał przybocznemu adjuntantowi, by zapisał jego imię wraz z imieniem drugiego inwalidy: Sycylijczyka Antonio Bartolo.
Wkońcu Król, oddawszy ukłon Benitowi Mussoliniemu, opuścił sypialnię, by zwiedzić inne sale szpitalne, przyczem wyraził kapitanowi Dr. Piccagnoni’emu najwyższą pochwałę za znaleziony wszędzie wzorowy porządek.
W kilka chwil potem, gdy Król opuścił szpital, zbliżyłem się do Mussoliniego.
— Bardzo się cieszę — odezwał się do mnie — z tych dowodów łaskawości, okazanych mi przez Władcę, i z życzliwych słów, jakiemi obdarzył mnie i moich towarzyszy.
∗ ∗
∗ |