Pamiętniki nieznajomego/Tom drugi/20 Sierpnia

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Pamiętniki nieznajomego

Tom drugi

Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1872
Druk Kornel Piller
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom drugi
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
20. Sierpnia.

Dla czego ludziom tyle potrzeba przyborów i przygotowań, gdy krok w życiu uczynić mają? Nie pojmuję! Oto dwa nasze domy, oba zupełnie przewrócone, zwichnięte dla tego tylko, żebyśmy w nich przez kilka godzin, pochlubić się mogli przed przybywającymi czemś nowem. Bo dla nas nie dośćżeby było tego co jest, tak jak było? Mówiliśmy o tem z Cesią i ubolewali razem. I możebyśmy wyrzekli się połysku dla kłopotów, gdyby nie dawała tyle czasu dyspensa, której, pomimo najusilniejszych nalegań, uzyskać dotąd nie mogliśmy. Mamże powiedzieć szczerze? mnie te tak długie przygotowania męczą i niecierpliwią. Szkoda mi mego domku, tak jak był dawniej, przywykłem do niego, każdy kątek pamiątkę miał jakąś; teraz się w niem, w ogródku rozpoznać mi będzie trudno. Nie umiem wypowiedzieć, jak mi żal było starej ławki, która stała pod lipą, drugiej pod kasztanem. Obie pamiętały szczęśliwe dzieciństwo moje; na drugiej siadała modlić się nieraz matka kochana.
Na miejsce tych stoczonych od robactwa i popróchniałych prostych ławic, Wrzosek sprowadził z Pełczy kamienne dobrego rysunku siedzenia. Zdało mi się, że z tą małą odmianą miejsce się zmieniło; żal mi popróchniałych szczątek. Toż samo w domu. Stare poczciwe sprzęty ojca i matki musiały ustąpić miejsca nowym nieznajomym, na których usiąść nie umiem.
Niech tylko minie tych kilka dni ceremonjalnych, a powrócę pewnie do starych znajomych.
Wyręczając Cesię, zawiozłem dla zajęcia Izy wszystkie moje dawne nóty i kilka książek. Zdziwiła mnie zastrzeżeniem, że romansów nie czytuje.
— Przynajmniej owych pospolitych, bezmyślnych powiastek i romansów, owych fałszywych historycznych obrazów, które się budują tandetnym sposobem, tuzinami, bez żadnej myśli. Dzieło powinno być jak orzech; biada dziurawemu i bez ziarna. A ileż to książek, nie wyjmując bardzo serjo i niezmiernie uczonych, w których tylko łupina i próżnia!
Nie wiedziałem już co dla niej wybrać: szczęściem czyta po niemiecku i lubi niemiecką literaturę, mogłem jej dać Goethego, Schillera i pieśni kilku nowych poetów. Są to jej ulubieńcy. Francuzi śmieszą ją niewymownie. Coraz bardziej dziwi mnie ta kobieta. Wczoraj wpadliśmy na historję cywilizacji Guizota. Sąd jej o tem dziele zadziwił mnie.
Spodziewałem się bezwarunkowych pochwał, trafiłem na ciekawe ocenienie. Weź pan, rzekła, jakiekolwiek dzieło historyczne, planem i przedmiotem podobne do utworu pana Guizot, ale niemieckie, połóż je obok tego, a zgodzisz się ze mną, że nic w świecie bardziej deklamatorsko-próżnego, tubalnie zapowiadającego wielkie rzeczy, a dotrzymującego dziesiątą część obietnicy zaledwie, nic bardziej powierzchownego, takiego rozgłosu i sławy pozyskać nie mogło. Są tam wysoko przez autora wyniesione ocenienia ludzi, rzeczy, tendencji, które przecież ani nowe, ani uderzające, ani trafne nie są. Połowa twierdzeń nie dowiedziona, a zawsze profesor wymawia się przed słuchaczami, że ich zadługo nudził może suchem poszukiwaniem! Zagadnienia najważniejsze ledwie usunięte i minione; w ogóle myśli głównej nie dopatrzysz i dziwić się musisz oklaskom dobrodusznej publiki, która takie improwizacje z zapałem przyjmuje!
Sąd Izy podzielam zupełnie; ale zkąd jej cierpliwość do czytania dzieł tego rodzaju i zastanowienie tak głębokie nad niemi? kobiecie? Kiedym jej to powiedział, uśmiechnęła się.
— Gdybym miała obowiązki, dzieci naprzykład, męża, famfiję, miałbyś pan prawo wymawiać mi że tak czasu używam; alem swobodna i choć kobieta, mam zdaje mi się prawo sądzić o rzeczach, wedle mojego przekonania; wyrabiać w sobie ten sąd na pewnych zasadach.
Niemniej głębokie były jej uwagi o muzyce. Zgodziła się ze mną na wzgardę, która słusznie należy owym wyrobom muzykalnym tuzinkowym, co tylko głaszczą ucho; sądziła utwory Beethovena ze znajomością i uczuciem. Czyta partyturę z łatwością i długie godziny przesiaduje nad danem jej przeze mnie Oratorio mego ulubieńca: Chrystus na górze Oliwnej.
W istocie dziwna i warta zastanowienia kobieta!
Wrzosek chodzi zamyślony od kilku dni, i słowa do mnie nie mówi; coś go gryzie, nie wiem.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.