Pamiętniki nieznajomego/Tom pierwszy/1 Lipca

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Pamiętniki nieznajomego

Tom pierwszy

Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1872
Druk Kornel Piller
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom pierwszy
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
1. Lipca (w Jedlinie).

Daleko już Wilno, daleko, nie widać go za lasami; nie ma jej przy mnie! I ona także tam może tęskno w stronę moją pogląda. O! ta boleść płaci za wiele szczęścia. Ciężka boleść... przecie ją jeszcze raz niespodzianie widziałem na samem wyjezdnem. Od rana stał nademną Wrzosek, sam kazał zapasy podróżne poskupywać i poznosić, dał mi powóz własny, obmyślił wygódki nawet, a tak mu widać pilno było mnie wyprawić, że mi posłał po konie pocztowe. Napróżno chciałem mu się wyrwać choć na chwilkę, nie uspokoił się, aż wyszliśmy razem z nim; przeprowadzał mnie do Ostrej-bramy.
Tu ją spotkałem, ale słowa nie mogliśmy rzec do siebie; miejsce, świadkowie, wzruszenie, zamykały usta. Raz jeszcze jej niebieskie wejrzenie spotkałem... modliła się już! czy za mnie tylko, czy za nas oboje?
A! ona w tę przyszłość nie wierzy!
Szparko uniosły mnie konie. Znużony z otwartemi oczyma, byłem przecie pół senny, pół upojony. Serce się zawracało nad wspomnieniami żywemi, przedmioty zdawały się wzlatywać i kręcić dokoła. Domy, wzgórza, lasy, wszystko szumiąc odbiegało w tył, leciało gdzieś za mnie, tam... ku Wilnu. Oglądałem się i nic już widać nie było, a słyszałem jeszcze znajome mi dzwony w oddaleniu. Bądź zdrowe moje drogie miasto; moja skarbnico pamiątek, mój raju na chwilę utracony. A! muszę sobie przypominać, że jadę do matki, aby mi było mniej tęskno; że pisywać do niej mogę, że ona do mnie napisze, że wrócę, że się znowu zobaczym, jak dawniej, że będziem kiedyś z sobą na zawsze... Na zawsze!
Uciekło już Wilno; oglądam się... nie widać; las ciemny dokoła; słucham, tylko szum jodeł i sosen; pusto, głucho, smutno. Czemuż przynajmniej jednym nie jadę ciągiem; ruch powozu mnie durzy, spoczynek nęka. Tak długo zaprzęgają te konie. A! przecież, jedźmy, jedźmy... wszak jadę do matki!
Nie! nie! nie ma nic w świecie straszniejszego nad rozstanie choćby na godzinę! nad samą myśl rozstania!!






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.